Harry Styles "Harry's House": Jesteś w domu [RECENZJA]
Kasia Gawęska
Wiosna za oknem i wiosna w głośnikach - chociaż słońce nie pyta nas, czy świecić, to za to drugie odpowiedzialny jest Harry Styles. Wokalista zaprasza wszystkich chętnych do swojego domu ("Harry's House"), gdzie promienie słońca nieśmiało przebijają się do środka, i mimo że gości przybywa wielu, każdy poczuje się jak u siebie.
Po zdobyciu popularności w One Direction, Styles zaskoczył świat swoimi pierwszymi solowymi albumami. Debiutancki "Harry Styles" był przepełniony balladami (z mocniejszymi rockowymi akcentami jak "Kiwi"), które nasuwały skojarzenia z Davidem Bowiem, Pink Floyd, The Rolling Stones. "Fine Line" stanowił duży przeskok. Styles przestał przejmować się tym, jak zostanie odebrany, więc pozwolił sobie na więcej eksperymentów. Album można było opisać słowem "lato" - był soczysty (być może zadziałały tutaj owocowe odniesienia w "Watermelon Sugar" i "Cherry"), energiczny, przebojowy.
"Harry's House" to hybryda dwóch poprzednich płyt. Wielu krytyków twierdzi, że nowy album jest najmniej osobisty, jeśli chodzi o muzykę Stylesa. Ja należę do tej drugiej grupy słuchaczy, która zauważa, że na płycie rzeczywiście jest mniej bezpośrednich odniesień do autora, ale istnieją tu niuanse, które tworzą poczucie intymności i prowokują do refleksji. Boysbandy często stosują marketingowy zabieg, mający na celu wytworzenie wśród (głównie) fanek poczucie, że śpiewają piosenki właśnie o nich. Styles wrócił do tego na "Harry's House", ale nie brzmi to, jak coś wymuszonego czy zamierzonego.
Przyjemne, lekkie dźwięki przypominające pop z lat 80. (odniesienia do przejażdżek samochodowych w "Keep Driving", basenów, śniadań spożywanych przy stoliku na tarasie w "Music for a Sushi Restaurant") są idealnym akompaniamentem dla tego, co zwyczajne, opowiedzianego w niezwykły, słodki sposób. Można zatrzymać się na tym, ale więcej zyska każdy, kto przyjrzy się tej płycie bliżej.
Harry Styles kończy 25 lat
Rzeczywiście, Styles śpiewa najwięcej o innych ludziach. Znajdziemy tu wiele odniesień do partnerki Harry'ego, Olivii Wilde, aktorki i reżyserki: w funkowym "Cinema", lekko psychodelicznym "Daylight" i niespodziewanymi dźwiękami gitar, czy w singlowym "As It Was". "Harry's House" to kontynuacja opowieści o miłości i seksie, ale płyta, która z pozoru wydaje się "radosna", ma też mroczniejsze strony. "Matilda" opowiada o dziewczynie wywodzącej się z rodziny, która "nigdy nie okazała jej miłości", "Daylight" jest pełne odniesień do twardych narkotyków, "Boyfriends" to oda do kobiety, która tkwi w toksycznym związku.
Samo "As It Was" mimo skocznego brzmienia pokazuje najbardziej mroczną stronę Stylesa: "Odbieram telefon / "Harry, nie możesz być sam / Dlaczego siedzisz w domu na podłodze? / Na jakich jesteś pigułkach?" / Ktoś dzwoni do drzwi / Ale nikt nie nadchodzi z pomocą / Twój tata mieszka sam / I chce tylko wiedzieć, że nic ci nie jest". Beatlesowy "Grapejuice" to kolejna piosenka Harry'ego, w której przyznaje, że alkohol nie jest mu pisany - sięga po niego w najtrudniejszych chwilach, żeby pogrążyć się w jeszcze większej rozpaczy.
Mimo że "Harry's House" to głównie spokojna płyta, nie brakuje na niej idealnie wyważonej dynamiki. W momencie, w którym nastrój się uspokaja, Styles wychodzi ze skoczną melodią albo mocniejszym brzmieniem, rockową wstawką, ciekawymi harmoniami, przeplata łagodny wokal z krzykiem.
"Harry's House" to płyta, która pozwala lepiej poznać Stylesa poprzez historie o jego relacjach z ludźmi, i wprowadza w refleksyjny nastrój, przynosi przeplatające się miłe i trudne emocje. Nic, tylko położyć się na plaży, zamknąć oczy, i w wiosennym słońcu przenieść się do domu Harry'ego.
Harry Styles "Harry's House", Sony Music Poland
8/10
PS Harry Styles 18 lipca zaśpiewa w Tauron Arenie Kraków.