Reklama

Goya "Rozdział VIII": Nadal zbyt bezpiecznie [RECENZJA]

Warszawski zespół nadal potrafi nagrać ładną piosenkę. Z tym, że w dobie szerokiej i bardzo zdolnej konkurencji to jednak trochę za mało.

Warszawski zespół nadal potrafi nagrać ładną piosenkę. Z tym, że w dobie szerokiej i bardzo zdolnej konkurencji to jednak trochę za mało.
Goya i nowy album "Rozdział VIII". Jak brzmi? /Anna Powierża /materiały prasowe

Aż osiem lat minęło odkąd Goya wydali swój poprzedni album, o którym pisała nasza recenzentka (sprawdź). To morze czasu. W ciągu ostatnich dwóch dekad paradygmat jakości w polskiej muzyce pop drastycznie się przesunął. Coś, co kiedyś uznawaliśmy za "inteligentny pop" dziś jest zaledwie przyzwoite. Bo - co oczywiście cieszy - głównie dzięki artystom z kręgów niezależnych, którzy w końcu przebili się do mainstreamu, poziom IQ naszej rodzimej muzyki wzrósł znacznie i bezsprzecznie. 

Reklama

I chyba od tego odbija się trochę "Rozdział VIII", skądinąd ładna, przyjemna, przysiadalna płyta. Z tym, że jest z nią trochę jak z ciepłą wodą w kranie. Jest. Jest zawsze. Jest jej pod dostatkiem. Na tyleśmy do niej przyzwyczajeni, że przecież nie jest w stanie zrobić na nas wrażenia.

Owszem, jest tu trochę fajnych numerów. Choćby Jane Austen brzmiący jak nieco mniej chłodny Ladytron, czyli retro synth-pop z najwyższej półki. Szkoda, że z tak złym, niemądrym tekstem: "Zadzwoń do mnie jutro/bo dzisiaj jest mi smutno/i z myślami krucho". Zaiste, krucho. Ale te parapety! Czuć też podobny vibe jak na świetnej "Trans Misji" Reni Jusis z 2003 roku. "SPA" ma fajną, bardzo niedzisiejszą linię melodyczną, którą na dobrą sprawę w innej oprawie mogłaby z powodzeniem zaśpiewać... Irena Santor. Ale co z tego, jeśli zaraz trafia nas "Co powiesz na Rzym?", pseudosowizdrzalski koszmarek balansujący na cienkiej linii między synth a disco... polo? Albo wysilone do granic "Hollywood"? Czy "Zakamarki" żywcem wyjęte z windy albo serialu telewizyjnego?

Atutem Goyi nadal jest ciepły sopran Magdaleny Wójcik. Ciepły, ale jednocześnie jakby przydymiony. Z tym, że znów: dziś konkurencja i na tej arenie jest znacznie mocniejsza, niż niemal dwadzieścia, trzydzieści lat temu. Więc bardziej to już walet niż as. Zabawne wydaje się też to, co znajdujemy w notce prasowej. Wedle owej: "'Rozdział VIII' jest ukłonem w kierunku idoli muzycznych zespołu, którzy tworzyli pop na najwyższym poziomie. Są to między innymi: Fleetwood Mac, Annie Lennox, Kate Bush i wielu innych". Szkoda tylko, że kompletnie tego nie słychać. W obliczu zawartości płyty taka zapowiedź wydaje się raczej wyrazem odrealnienia albo skrajnego zadufania w sobie. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Kot miauczy przed lustrem i udaje lwa.

Sumarycznie od poprzedniej płyty niewiele się zmieniło. Przyzwoity poziom jest. Dwa fajne single da się wyciąć. Ale to trochę mało. Poza tym "Rozdział VIII" to granie w absolutnej strefie komfortu. Z założenia leniwe, bezpieczne, asekuracyjne. Zwyczajnie nudne, muzakowe. Ducha nie gaście, bo dawno zgaszony. "Włóż dres/i posłuchajmy Fleetwood Mac". Zgoda. Zespół powinien posłuchać więcej Fleetwood Mac. Może wtedy dostrzegą, na czym polega różnica.

Goya "Rozdział VIII", Agora

4/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Goya
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama