Erking i Soulpete "Mr. Happy": Wyspy dały blask [RECENZJA]
Bezsilne zapasy z życiem, polonijna frustracja, rzewne, agresywne beaty. Właśnie tego tutaj nie ma. Erking z Soulpetem to stylowy, już dojrzały, jeszcze nie zgorzkniały rap końca lata, gdy słońce daje ciepłe światło, ale już za mocno nie grzeje.
Nie pierwszy raz piszemy na Interii o muzyce Soulpete'a, bo też trudno o producenta bardziej albumowo pracowitego, a przy tym równiejszego. To straszne, gdyż ten gość się właściwie nie myli. Kiedy wydawało się, że formuła BonSoulu doszła do wyjątkowo nudnej ściany, on restartuje ją (formułę, nie ścianę) na albumie dla Asfalt Records, tworząc jedną z najlepszych płyt w historii polskiego hip hopu. Doprawia skrzydła emce paskudnie niedocenianym i specyficznym (patrz Karwel), z powodzeniem łączy siły z innymi producentami (Metro, Bodziers), świetnie wypada w formule instrumentalnej ("Noir fiction"). Potwór.
Tym razem nie usłyszymy Piotra, który samplami gra sobie punk rocka bądź hard rocka, jak w Almost Famous. Nie ma tu - występujących w karierze od płyty z Flintem, słyszalnych na "legalnym" Bonsoulu - eksperymentów z nową szkołą. Jest płynięcie z próbkami, muzyka co do której od razu mamy podejrzenie, że lublinianin robi ją uśmiechnięty i wypoczęty.
Taki kurator wystawy ładnych melodii i sympatycznych cytatów, który ma wyczucie i wie, że czasem trzeba po prostu nie przeszkadzać. Jest lekko, nawet kiedy bębny są ciężkie. W rewelacyjnej, kłaniającej się Pusha T "Kecie" wzięta z breaku, zbita z basem perkusja momentalnie słuchacza porywa. Ale w "Guinnessie" pojawia się dopiero pod koniec, decyduje sam feeling.
Erking nie jest tu jednak drugoplanowy, o nie. Wydawał się emce przynależnym czasom, w których rapowy główny nurt nie radził sobie dobrze, a dyskusje o spiętych, budujących wieże rymów amatorach rozpalały do białości fora internetowe. Facet, o którym mówi się, że to "prawdziwa szkoła", ale zawsze sarkastycznie bądź chociaż z przekąsem. Tymczasem słyszymy gościa umiejącego snuć ciekawe, lekkie opowieści w interesujących wyspiarskich realiach, gdzie łatwiej znaleźć rym do Camden, Lily Allen i Delego Alliego niż do Żoliborza, Margaret i Lewandowskiego. Twórca sprawnie operuje nostalgią, a gdy idzie w technikę, to zawsze pamiętając, żeby to po prostu fajnie brzmiało. Sekwencja "bubble tea / bubble pad / double tap" w "Kecie" to jedna z moich ulubionych zbitek w ostatnim czasie.
Po tym, jak album "Mr.Happy" rusza z odświeżającą, bezczelną, podaną przy wtórze sampla gitary narracją "O.C.O.C.H.O" , już nie hamuje. Jedzie swoim, niewymuszonym tempem, od chórów i strzępku wokalu w "DO BOGA" ("Ciągle modlę się do boga o zdolność kredytową" - ja też bracie), przez urywające głowę, zdominowane stylem rapera "MOSTY", po miękkość rodem z lat 80. w "Wakey wakey". Tu wszystko ze sobą gada, sampling jest nieprzypadkowy, koresponduje z treścią, świetne refreny Fasoli, Fiłonia i Bownika zrzucają ze zwiewnej płyty dodatkowe kilogramy. Ulubione kawałki się zmieniają z kolejnymi przesłuchaniami, żadnego byś jednak nie wyrzucił. O to chodzi.
Erking i Soulpete "Mr. Happy", Sorawrecords
8/10