Recenzja Soulpete "Raw": Doniesienia z frontu
"Raw" Soulpete'a większością swoich podkładów i tekstów wystawia świadectwo polskiej scenie hiphopowej. I syczy do niej przez zęby dwa pogardliwe słowa - "Nie pozdrawiam".
Soulpete to właśnie ten gość, który zamiast wciskać muzykę sezonowym raperom na usługach wytwórni odzieżowych, wydał w zeszłym roku niezależnie album pełen zagranicznych gości - i to nie byle jakich. Wcześniej wolał przeznaczyć bity na remix niż pozwolić go zepsuć naszym dyletantom. Owszem, w międzyczasie sporo działał z polskimi emcees, tylko, że raczej z outsiderami uderzającymi w zastany ład. Brzmi jak sadomasochizm i prosta droga do biedy? Być może, ale ktoś musi stać hardo i trzymać głowę trochę wyżej.
"Raw" jest przede wszystkim niepokorne. Po porcji wrzasków i szumów na "dzień dobry", z pierwszym regularnym numerem zabiera na wojnę, taką, gdzie brutalnie i nieregularnie tłukąca perkusja prowadzi przez kanonadę sampli. Na usmarowanej, podrapanej, przyduszonej do ziemi niskimi tonami kompozycji melduje się Wyga. I nie ma litości: "Raperzy, niegdyś niezależni, zmontowali przemysł / w którym trendy zależą od pieniędzy młodzieży / wiedz kto cię karmi, padnij na kolana / błagaj o atencję nim ubiegnie cię następny baran" - wyrokuje. "Pokolenie Instagrama trzyma tę grę za ryj / póki płaci w reklamach, nadal będzie z tego zysk" - dodaje jeszcze nie zostawiając złudzeń.
Ten kawałek jest na szczęście dość reprezentatywny. W następnym zbłąkany dęciak charczy agresywnie, podkład gotuje się i dudni, a Erking, mając w sobie coś z mikrofonowego chuligaństwa kolektywu Szybki Szmal, stwierdza proste fakty: "To gówno brzmi jak szlagierowy hit z USA / lamusy przeminą jak moda na Rytmusa". Gdy kontrolę przejmuję Laikike1, bas nadal spuszcza łomot, majestatyczne, pocięte partie trąb szarpią głową, zaś raper-desperado idzie w ogień. I takich bezwzględnych przebojów dla ulic jest więcej. Bardzo jasno błyszczy singlowe "The Bomb" coś na kształt miksu syren okrętowych z katorżniczymi bębnami, naturalne środowisko żerowania dla drapieżnika jakim jest najmocniejszy chyba obecnie raper pośród młodych - Sarius. "Jestem większością sceny na trackach, jak jesteś tym co zjadasz" - deklaruje. I nie brzmi to wcale jak czcza przechwałka. "8 do 2" z Rakiem operuje rozciągniętym samplem, przynosi niepokojącą zawiesinę dźwięków, chorą przestrzeń. Tak mógłby brzmieć hiphop postapokaliptyczny.
Nie wszystko jest tak ofensywne, ostentacyjnie surowe. Kawałek O.S.T.R.-a to rzecz melodyjna, sympatyczna. Po pierwsze, gospodarz wie, że masywne nie musi oznaczać hiperhermetycznego i bezdusznego. Po drugie, co jakiś czas trzeba czymś zrównoważyć ciężary, by nadal mogły robić wrażenie, gdy na nas spadają. Po trzecie zestawienie relatywnie przyjaznej kompozycji z Ostrym, najwyraźniej zmęczonym pluciem mu w kaszę, który niskim, chrapliwym trochę głosem odpiera stawiane mu zarzuty miotając linijki w rodzaju "Wszyscy znają się na rapie... jak na piłce / Gdybym słuchał, co pi***olą, to bym stał tu za zasiłkiem" sprawia silne, mocno ironiczne wrażenie. Ten kontrast można zauważyć również w kompozycji z Jeżozwierzem - soulowa, wdzięczna fraza płynie z głośników, a Jeż rozmontowujący podkłady bez hasztagów i przyspieszeń, metodycznie jakby robił sekcję zwłok, donosi, że "krew ścieka po bitach". Piekło-niebo. Bez zbyt szybkich wniosków zresztą proszę, bo nieźle zdziwi się ten, kto postrzegał Quebonafide jako rozmemłanego guru nastolatków skupionego na wizerunku bardziej niż na rapie. Na "Raw" nie ściga się z bitem, jest bezpretensjonalny, wszystkie słowa w wersach w końcu wydają się po coś. Bardzo wyraziście wyszło, i zaproszony raper, i zapraszający producent skorzystali. Soulpete wcale nie jest fanem oczywistych połączeń. Chwała mu za to.
Będzie trącić Rodziewiczówną, niemniej "Raw" to pocztówka z lodowatego, ubłoconego frontu wschodniego, to świst samurajskiego miecza, to krwista wołowina z dużą porcją ostro-słodkiego sosu i fanga w nos branży kalkulacją oraz przesytem stojącej. "Dzisiaj bity disco polo, j***ny styl rokoko / przepraszam za wulgaryzm, porażka jest sierotą" - rymuje O.S.T.R. i trafia w sedno. U Pete'a wrażenie robi chaos kontrolowany, tymczasowość produkcji, która nigdy nie wydaje się niechlujstwem, a wynika ze świadomości z tego co chcę się grać i tego jak bardzo hip-hop nie lubi linijki, białych rękawiczek i maskowania braków u podstaw za pomocą nadmiaru środków. Mam wrażenie, że album zasługuje na parę kawałków więcej, że nie wszystkie zaproszenia są uzasadnione (Otsochodzi musi dojrzeć, brzmi w studyjnym nagraniu jak uczeń Hadesa, z barwą głosu bliższą Cirsonowi), ale to jest kawał dobrej, bezkompromisowej, odpowiednio przemyślanej roboty. Kolejny mocny wpis Soulpete'a do historii polskiego rapu.
Soulpete - "Raw", EtRecs Records 8/10