Drake & 21 Savage "Her Loss": nieważne jak, ważne by gadali [RECENZJA]
Wspólna produkcja reprezentantów Toronto i Atlanty (niech będzie - Londynu) przypomina pieski z kiwającą głową na tylnej półce samochodu. Nikt nie wie, po co tak naprawdę są, ale skoro już tam stoją, to trzeba zwrócić na nie uwagę.
Okej, na wstępie trzeba to przyznać - Drake i 21 Savage na "Her Loss" dogadują się świetnie. Ich odmienne style mieszają się ze sobą i wychodzi z tego całkiem zgrabny mariaż pościelówek tego pierwszego i przepalonego, ulicznego cwaniactwa drugiego.
Twórca klasycznego "Take Care" (i jednocześnie odpychającego "Certified Lover Boy", specjalnie zaznaczam, żeby być sprawiedliwym) dominuje nad młodszym kolegą pod względem liczbowym, niekoniecznie jakościowym. Jak podaje nieoceniony twitterowy profil "Hip Hop By The Numbers" (wchodźcie i sprawdzajcie, zanim Elon Musk definitywnie wykończy portal) to właśnie do niego należy aż 66% wszystkich wersów na płycie, natomiast jeśli myślicie, że za pozostałe odpowiada autor "Issa Album" to jesteście w błędzie - dzieli on swoje liczby razem z gośćmi, których przecież tutaj nie ma oszałamiająco wielu.
"Her Loss" nie jest przemyślanym od A do Z albumem z producentem wykonawczym, który wie, kiedy doradzić, pogonić, powiedzieć stop i do kogo się odezwać. Całości słucha się niczym dobrze poskładanego mixtape'u, gdzie za DJ-a robi precyzyjność komputerowej muszki, a podczas nagrywania najwięcej dobrego zrobiły opary zielonego dymu - na przestrzeni jednego numeru czasami dzieje się znacznie więcej niż w przypadku innych całych albumów, czego przykładem jest m.in. "Broke Boys". To duży plus, bo jednostajność flow obydwu zawodników aż tak bardzo nie uderza i nie pozwala usnąć.
Jest tu kilka momentów wartych odnotowania. "Rich Flex" rozpoczyna się niczym fragment jakiegoś soundtracku do filmu blaxploatation, po czym przechodzi w klasyczne, południowe brzmienie, na którym zaskakująco dobrze odnajduje się Kanadyjczyk. W "Major Distribution", "Spin Bout U" czy "Hours in Silence", które spokojnie jest jednym z lepszych numerów Drake'a, przynajmniej w ostatnich latach, zawodzenie playera z Toronto kontrastuje z surowością 21 Savage'a. To tylko początek, a im dalej w las, tym ciekawiej, bo koncepcja, a w zasadzie jej brak, pozwala naprawdę na wszystko.
Czysto rapowe "Privileged Rappers", podparte oklepanym samplem z "Ballad for the Fallen Soldier" The Isley Brothers, jest jednym z momentów, kiedy dwójka próbuje wejść na wspólny tok myślenia, czego nie można już powiedzieć o "Treacherous Twins", w którym mocno ograniczona zwrotka brytyjskiego imigranta i tak jest znacznie ciekawsza niż kolegi. Podobnie w przypadku "Circo Loco" - może i 21 gubi się na daftpunkowym podkładzie, w którym znany loop wyłania się zza ściany cykaczy, a i tak odgrywa pierwszoplanową rolę w tym spektaklu. "Pussy & Millions" ma taki bas, że można nim szorować podłogę, a wpadający z wizytą Travis Scott przypomina, czym jest dobre użycie auto-tune'a.
Na pochwałę zasługują solowe popisy raperów. "3AM on Gleenwood" to najciekawsze, co zostawił 21 Savage na "Her Loss" i można żałować, że jedyne. Drake z kolei bardziej się wysilił: "BackOutsideBoyz" to już czysty hip-hop we współczesnym (czytaj 2013 style...) wydaniu, w którym kolorytu próbuje dodać niezwykle skromny Lil Yachty, który dopiero co wrócił z podróży do Polski. Wspominkowy "Middle of the Ocean" jest niczym papierek lakmusowy dla wcześniejszego przepychu i bogactwa uskutecznianego w wersach, a "I Guess It’s Fuck Me" to odrobina refleksji na sam koniec. Pytanie tylko, dla kogo?
"Her Loss" to klasyczny przykład albumu-zajawki giganta i kolesia aspirującego do bycia wielkim oraz zbiór mocnych utworów, które trzeba wygrzebywać z przeciętnej całości. To także kompilacja będąca dostarczycielem liczb w mainstreamowym światku, która spełnia swoją funkcję podrzucania przez algorytm Kowalskiemu nowych rapsów do sprawdzenia. Można, ostatecznie coś na własną playlistę da się przecież wrzucić.
Drake & 21 Savage "Her Loss", OVO / Republic Records
6/10