Darkthrone "It Beckons Us All": Nie ma magii [RECENZJA]
Paweł Waliński
Angielskie "beckon" to tyle co: kusić, wabić, przyciągać. Czy po ostatniej zniżce formy duet z Kolbotn potrafi jeszcze czynić to w stosunku do abiturientów sztuk czarnych jak podniebienie shar pei?
Pamiętacie jeszcze czasy, kiedy każda nowa płyta Darkthrone stawała się wielkim wydarzeniem? Ja nie bardzo, bo na wszystko z "Goatlordem" włącznie trochę się spóźniłem, to co wydali na przełomie stuleci nie miało już niestety takiego oddziaływania, potem zaczął się okres akademicki, to jest taki, w którym Gylve i Ted dawali upust swoim szerokim muzycznym fascynacjom, od prymitywnych cruściochów, po niemal rycerski doom. Fajne to było, a owszem, ale znowu: miało walor akademicki, ewentualnie funkcjonowało jako doskonały quiz z muzycznego oblatania, tyle tam wszak było przeróżnych cytatów...
Zobacz również:
- "Inspirują kolejne pokolenia". D.R.I. na dwóch koncertach w Polsce w 2025 r.
- "Na te powroty czekaliśmy". Znamy kolejną gwiazdę Mystic Festival 2025
- "Misterne gitary i bezwzględna brutalność". Supergrupa Scour z debiutanckim albumem w 2025 roku
- "Dwie żywe legendy ze Szwecji". Znamy kolejne zespoły na Mystic Festival 2025
No i potem klops, cztery płyty, na których odbywał się rytualnie deklarowany powrót do black metalowych korzeni, a które ogólnie mówiąc były zwyczajnie letnie. Choć w ich kontekście może celniej byłoby napisać: mało lodowate. Na ich tle nowa płyta wypada niby całkiem fajnie, jednak nie zajmie w dyskografii Darkthrone pozycji piwotalnej.
Z czym mamy do czynienia? Ano z dosyć bezczelnym Celtic Frost worship, przetykanym wątkami podpatrzonymi u Brytoli z Doom, Antisect, Hellbastard czy Amebix. Trop Amebix jest tym bardziej dojmujący, że wokale Nocturno to znów rejony bliższe Robowi Millerowi, niż leśnym demonom spotkanym na zimowej przechadzce po ostępach Gullkronen. Pociesza to, że chłopaki nadal potrafią czasem w absolutnie oldskulowe riffy, jak w "And in That Moment...", że próbują gdzieniegdzie ("Eon 3") powciskać bathory'owskie zaśpiewajki rodem z "Hammerhearta", że ich programowy prymitywizm nadal ma wszelkie atrybuty prawilności. Albo, że w "The Bird People of Nordland" spokojnie możemy usłyszeć dalekie echa gitar Mercyful Fate albo solowego Diamonda.
Przy całym rzeczonym prymitywizmie rzeczy tu do odkrycia niemało. Sęk w tym, że to trochę sztuka dla sztuki, bo generalnie na co najmniej połowę zawartych tu numerów Ted, w swojej dawnej błyskotliwej formie, pewnie by się nawet nie żachnął. "It Beckons" nie ma tej magii, nie zbiera się nam od niej szron na szybach, nie chce się latać po lesie z toporem, podpalać kościołów, parzyć sobie mordy przy okazji plucia ogniem. No nie. Nowy Darkthrone jest po prostu nudny. Jest płytą bardziej niż z pobudek artystycznych nagraną żeby łechtać własne ego i udawać, że jeszcze jest się zespołem relewantnym, istotnym. Ale już się nie jest.
Tym niemniej gówniarz kryjący się gdzieś we mnie nadal ma nadzieję, że Norwegowie przewalczą ten starczy uwiąd. Kilka razy w trakcie swojej 38-letniej kariery wymyślali się na nowo. Może jeszcze kiedyś się ta sztuczka uda? Jasne, że oni naprawdę nikomu niczego udowadniać już nie muszą, ale jeśli na koniec nowej płyty Darkthrone dostajemy 10 minut Amebixa, to chyba trochę za mało, co?
Darkthrone "It Beckons Us All", Mystic Production
6/10