Reklama

Barbara Sikorska "Mniejsze zło (i inne historie)": Gramatyka miłości nie zważa na styl [RECENZJA]

Perfekcyjne pod względem edytorskim i realizacyjnym wznowienie jedynej płyty Barbary Sikorskiej to cudowna niespodzianka. Barbara Sikorska jest dzisiaj zapomniana. Niesłusznie. Zajaśniała na krótko, ale pod koniec lat osiemdziesiątych była jedną z najciekawszych gwiazd (gwiazd, nie gwiazdek) rodzimej muzyki rozrywkowej. Płyta "Mniejsze zło" to jeden z najlepszych polskich popowych albumów.

Perfekcyjne pod względem edytorskim i realizacyjnym wznowienie jedynej płyty Barbary Sikorskiej to cudowna niespodzianka. Barbara Sikorska jest dzisiaj zapomniana. Niesłusznie. Zajaśniała na krótko, ale pod koniec lat osiemdziesiątych była jedną z najciekawszych gwiazd (gwiazd, nie gwiazdek) rodzimej muzyki rozrywkowej. Płyta "Mniejsze zło" to jeden z najlepszych polskich popowych albumów.
Barbara Sikorska na okładce płyty "Mniejsze zło i inne historie" /

Miała wszelkie predyspozycje, żeby zrobić oszałamiającą karierę. Uroda, charyzma, muzykalność, image, wykształcenie. Pisali dla niej najlepsi: zaczęło się od Agnieszki Osieckiej, potem na jej drodze pojawili się przede wszystkim Romuald Lipko, ale także między innymi Ryszard Sygitowicz, Justyna Holm, wreszcie Grzegorz Ciechowski. Coś jednak poszło nie tak. Piosenki były świetne, przebojowe, dobrze zaśpiewane, wizerunek intrygujący, a jednak karierę zrobiły inne, zdecydowanie mniej muzykalne podopieczne Lipki i Budki Suflera, Urszula czy Izabela Trojanowska.

Reklama

Barbarze Sikorskiej to się nie udało. Zabrakło szczęścia, może większego wsparcia medialnego. Po kilku nieudanych próbach powrotu na estradę, ostatecznie w połowie lat dziewięćdziesiątych podjęła decyzję o zrezygnowaniu z kariery. Powrót do jedynej płyty Barbary Sikorskiej przypomina o jednym z ciekawszych, chociaż efemerycznym, zjawisku w polskiej rozrywce. Śpiewała melodyjny pop, pop w stylu Lipki, ale wizerunek wymyślony przez nadworną wówczas stylistkę gwiazd, Aleksandrę Laskę, był drapieżny, rockowy.

Sikorska była inna, wyróżniała się, robiła wrażenie. Wydawała się idealnie przygotowana do kariery. Szkoła Muzyczna II stopnia w klasie wokalnej, znakomite interpretacje Brechta, ale i "Niech żyje bal" z repertuaru Maryli Rodowicz, nagrody na festiwalach studenckich, w Zielonej Górze i w Opolu, wreszcie świetny image (na wspomnianym festiwalu w Opolu, nieprzypadkowo została również Miss Obiektywu). Sikorską i jej interpretacją piosenki "Aspiryna blues" zachwyciła się najpierw Agnieszka Osiecka, która ofiarowała debiutantce piękną piosenkę "Na rogu ósmej" (muzykę skomponował Jacek Koman).

W jednym z wywiadów udzielonych na początku kariery wokalistka mówiła, że szuka dla siebie "nowoczesnych piosenek z literackimi tekstami". Marzenie się spełniło. Kiedy na opolskiej scenie, w 1987 roku, brawurowo zaśpiewała swój największy przebój - "CDN", do tekstu Justyny Holm i z muzyką Romualda Lipki, nikt nie wątpił, że polska estrada doczekała się nowej gwiazdy. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrą stronę. Kolejne festiwale, kolejne przeboje radiowe. Hit za hitem, naprawdę świetne popowe piosenki. "Gra o ciało", "Zielona jak trawa", i moja ulubiona "Gramatyka miłości". Może nikt już tak dzisiaj nie gra, elektronika drażni po latach, ale z jakiegoś powodu archiwalnie mniej to przeszkadza, bez znaczenia czy słuchamy Sikorskiej, "Malinowego króla" czy "Moonlight Shadow".

Przeboje zapowiadały wielką karierę. Tak się jednak nie stało. Wspominałem o szczęściu, ale chodziło przypuszczalnie również o zmianę świadomościową. Transformacja ustrojowa, przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, pociągała za sobą fundamentalne zmiany w postrzeganiu muzyki popularnej. Wszystko musiało być nowe, rockowe, grunge'owe, najlepiej amerykańskie. Popowa wokalistka, świetnie sprawdzająca się w telewizyjnych magazynach i na estradach festiwalowych, pomimo oryginalnego wizerunku, wydawała się z poprzedniej epoki. Zbyt melodyjna dla rockmanów, zbyt rockowa dla telewidzów "Koncertu Życzeń".

Wydana w 1992 jedyna płyta Barbary Sikorskiej była znakomita, ale ukazała się za późno. Nie została należycie doceniona, uhonorowana, nie znalazła należnego miejsca w leksykonach polskiej piosenki. Warto dzisiaj wreszcie docenić ten materiał. 

Zremasterowana (z oryginalnych materiałów źródłowych) płyta, opatrzona bogato ilustrowaną książeczką i starannie opisaną biografią artystki pióra Łukasza Hernika, stanowi unikatowy prezent nie tylko dla fanów artystki. Na drugiej, dodatkowej płycie, wydawca, nieocenione GAD Records, umieścił również większość zachowanych nagrań Sikorskiej z lat 1986-1994, w tym zapis jej współpracy z Grzegorzem Ciechowskim, Ryszardem Sygitowiczem i Waldemarem Zajączkowskim.

***

Kilka lat temu, na festiwalu filmowym w Sandomierzu, rozmawiałem z Romualdem Lipką. Ukazała się wtedy składanka z hitami pana Romualda pisanymi dla artystów poza Budką Suflera: Urszula, Anna Jantar, Izabela Trojanowska, Zdzisława Sośnicka, na płycie znalazły się również piosenki Basi Sikorskiej. Opowiadałem Lipce właśnie o Sikorskiej, o moim dziecinnym jeszcze afekcie, który przetrwał właśnie dlatego, że był silny, dotkliwy w tym najlepszym rozumieniu tego słowa. Lider Budki był zachwycony, opowiadał o współpracy z Basią piękne rzeczy, był szczęśliwy, że pamiętałem jej utwory, rozmawialiśmy o stylu, i o ciszy wokół Sikorskiej. Ta cisza właśnie się kończy.

"Gramatyka miłości nie zważa na styl" - śpiewała w największym bodaj hicie. Pani Barbaro - Pani styl to jest wciąż mój styl. Kłaniam się nisko.

Łukasz Maciejewski

Barbara Sikorska "Mniejsze zło (i inne historie)", GAD Records

9/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy