Reklama

asster "Mowa węży": Ssstracona szansssa [RECENZJA]

asster mógł uchodzić za dużą szansę na trap budowany na umiejętnościach, na tyle pewny i przebojowy, żeby nie musiał być inteligentny, działał czysto rozrywkowo. Debiut zweryfikował nadzieje jako płonne.

asster mógł uchodzić za dużą szansę na trap budowany na umiejętnościach, na tyle pewny i przebojowy, żeby nie musiał być inteligentny, działał czysto rozrywkowo. Debiut zweryfikował nadzieje jako płonne.
asster wydał debiutancki album, pt. "Mowa Węży" /.

Polski rap zapewnia taką podaż nowości, że coraz trudniej zwrócić na coś uwagę. Coraz mniej też powodów, żeby to robić. Tymczasem bywało tak, iż premiera numeru asstera okazywała się małym wydarzeniem. Na przykład wtedy, gdy raper wbił się w popowo melodyjny "Nowy dzień" jak kula w kręgle i rozpędzoną gadką zrównoważył piosenkę tak, żeby nie mdliła. Miał głos, miał tę dobitność. Albo wtedy, kiedy pakował się na łamany bit sięgający po dancehallowy klasyk "I like to move it" i ładował charyzmy po "Horyzont". W "Gwieździe" imponowała z kolei melodia słowa, zręczne przyspieszenia i bezkompromisowość. Łodzianin nie wylał ani kropli wody na młyn starszych, narzekających na to, że młodym przedstawicielom trapu brak warsztatu.

Reklama

Poziom singli do pary z tradycyjnie dla branży pompowanym balonikiem oczekiwań, sprawił że szczerze czekałem na całą płytę podchodzącego w tym roku do matury twórcy. Chciałem utrzymania jakości na równym, wysokim poziomie i przy okazji czegoś się o artyście dowiedzieć. No nie dowiedziałem się, bywa. Nie ma obowiązku nagrywania płyt autobiograficznych, zwłaszcza w wieku osiemnastu lat. Gorzej, że poziom okazał się na tyle równy, że numery pozlewały mi się ze sobą. Ale żeby wpadł mi przy tym w ucho refren, patent na numer, wers, cokolwiek? Zapomnij. Po zrzuceniu kawałków do jednego gara jakakolwiek świeżość wyparowała.

"Mowa węży" to jedna z tych płyt, które znajdziesz na listach serwisów streamingowych krajów na całym świecie. Kilkanaście dwuminutówek pełnych fiksacji na punkcie seksu oralnego, hajsu, hi-hatów i autotune’a, gdzie od trapu skacze się co najwyżej do drillu i reggaetonu łamanego na EDM, a wszystko, co najlepsze wyciągnięto na wierzch jeszcze przed premierą. Jest szybko, głupio jak konwencja nakazuje, pod koniec trochę rzewniej, zawsze jednak zaskakująco anonimowo. Jak już padnie coś, wokół czego można by zbudować jakąś narrację, np. "To głos pokolenia, wychowany na blokach, tam, gdzie, k***a, Boga nie ma", zaraz przykrywane jest stosem szybko wyartykułowanych obłych linijek. Zaśpiewy, jak to zwykle w polskim trapie, noszą piętno Young Igiego. Producencko to rzemiosło, z całym mnóstwem monotonii i nielicznymi wpadkami jak "Zapach", gdzie twórca przekombinował i chyba się nieco pogubił.   

Na debiucie można wybaczyć właściwie wszystko, na przykład bit z nie najwyższej półki. Wszystko oprócz nijakości. Mata był na swojej pierwszej płycie jakiś, Szczyl był jakiś, Oki był jakiś, Miły ATZ był jakiś, Kabe był jakiś, Szpaku był jakiś. Nawet za Januszem Walczukiem, nad którym internet potrafi się przesadnie znęcać, szła przemyślana opowieść pod tytułem od "zera do bohatera". A "Mowa węży" to mowa trawa. Drop zlewających się numerów, od których odstają zaproszeni goście (m.in. Malik MontanaKaz Bałagane). Niekończące się ćwiczenie formalne.

Aż w trudno w to uwierzyć, bo rapuje do nas jednooki koleś z Hollyłodzi, miasta wiecznie niespełnionych snów (również tych rapowych). Ten gość w wywiadach jest w stanie przekonać, że rap nie zabił w nim człowieka, dać wiele dowodów swojej dużej muzycznej świadomości. A tutaj upragniona płyta i ten sam twórca wyskakuje z czymś, co jest ewidentnie technicznie sprawne, tylko nie sposób się tym jakkolwiek przejąć. Suko to, suko tamto, droga na szczyt, wiedziałem, że jestem inny. Super, tylko jak jesteś inny, to to pokaż muzyką, nie tylko o tym gadaj.

Przypomina mi się rozmowa z raperami, mniejsza o to, którymi. Grunt, że takimi, którzy nie muszą sobie niczego udowadniać. Ja wtedy cały podekscytowany, przekonany, że asster będzie tu następną dużą rzeczą. Oni nastawieni życzliwie, owszem, ale kontrujący: "z jednej strony fajnie, a z drugiej strony doszliśmy do momentu w którym chwalimy kogoś, kiedy nie wypada z bitu".

Mieli rację. Nie zamierzam zatem chwalić asstera za to, że jest przygotowany do rapowania. Potencjał jest duży, komplementy zaczną się, gdy będzie pełniej realizowany. Na razie młody ma węża w dyskografii.

asster "Mowa węży", wyd. własne

5/10 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy