Zapętleni. Recykling w "talent shows"
Dekoracje się zmieniają, a widzowie wciąż oglądają te same twarze w telewizyjnych konkursach talentów. Żądni sławy uczestnicy uzależniają się od telewizyjnego blichtru?
Program "X Factor" wygrał Gienek Loska, który wcześniej dał się poznać w "Mam talent". Z kolei w czwartej edycji "Mam talent" triumfował wokalista, który przyszedł z "X Factor". Ta zabawna symetria to zaledwie namiastka zjawiska polegającego na swoistym telewizyjnym recyklingu.
Można by wymieniać i wymieniać...
Waldemar Wiśniewski. 54 lata. Muzykuje, zbiera zegarki. Wystąpił w "Tak to leciało", "Bitwie na głosy" i "Mam talent". W "Bitwie na głosy" przyszedł na casting w Warszawie, Natasza Urbańska nie wzięła go jednak do drużyny. Niezrażony tym niepowodzeniem pojechał na przesłuchanie do Łodzi, i tam w końcu dostał się do ekipy Michała Wiśniewskiego.
Mateusz Krautwurst. 25 lat. Lider grupy The Positive. Próbował swoich sił w "Idolu", "Nowej generacji", "Szansie na sukces", "Fabryce gwiazd", występował w opolskich debiutach, a także na festiwalu Top Trendy, ostatnio wszedł do finału "The Voice Of Poland".
Katarzyna Grabowska. 28 lat. Atrakcyjna brunetka o ciepłym, jazzowym głosie. Zarabia na życie śpiewaniem na imprezach, bądź w chórkach. Prowadzi też wokalne zajęcia z dziećmi. Była już w "Szansie na sukces", "Bitwie na głosy" i "The Voice Of Poland".
Marta Podulka, Ania Dudek, Kacper Sikora, Jakub Nycz, Dawid Podsiadło... - oni wszyscy, całą ławą, po występie w "X Factor", poszli do czwartej edycji "Mam talent".
Takich "łazików programowych", jak ich nazywamy w naszej redakcji, mam wynotowanych kilkudziesięciu.
Co nimi kieruje? Determinacja podszyta desperacją? Uzależnienie od telewizyjnej adrenaliny? Pragnienie sławy?
Wielka gra pozorów
Krzysztof "Grabaż" Grabowski, lider zespołu Strachy na Lachy, wytłumaczenie tego zjawiska widzi w lukrowanym i kuszącym świecie telewizji, który mami młodych ludzi perspektywą bycia gwiazdą z okładki.
- Takim ludziom wyrządza się wielką krzywdę. Ja wiem, że telewizja jest wciągająca - te światła, dziesiątki tysięcy osób, które się po planie kręcą, każdy wchodzi ci w rowek i próbuje ci go wylizać, zapewniając, jaki jesteś wielki. Ci młodzi, niewyrobieni, nieznający życia ludzie, bardzo często w to wierzą. Nie wiedzą, że to jest jedna wielka gra pozorów, świat złudzeń wykreowany tylko po to, żeby masy gamoniów mogły go bezrefleksyjnie oglądać - stwierdził Grabaż w rozmowie z INTERIA.PL.
Równie surowy w ocenie telewizyjnych konkursów talentów i ich uczestników jest Zbigniew Hołdys, który doradzał Adamowi "Nergalowi" Darskiemu w "The Voice Of Poland".
- My żyjemy w takiej epoce, w której wytworzono wrażenie, że pstryk! i możemy wylądować w magicznym świecie Piotrusia Pana. I każdy chce tego liznąć. Dziś ludzie wyszukują każdej szczeliny, która pozwoli im zrobić karierę. Żeby wykorzystać nie tyle pięć minut, czy 15, jak mówił Warhol, ale chociażby dwie sekundy. Widać jak się pchają do kamery - zauważa nasz rozmówca.
Potrzeba bycia kimś wyjątkowym
Alicja Janosz, zwyciężczyni pierwszego "Idola" (ostatnio ukazał się jej kolejny album "Vintage"), interpretuje telewizyjne peregrynacje młodych (oraz mniej młodych) wokalistów, naturalnymi skłonnościami i pragnieniami, które każdy z nas ma w sobie zakodowane, i z którymi ciężko walczyć.
- To potrzeba poczucia, że jest się kimś wyjątkowym lub po prostu bycia zauważonym. Jeśli pojawia się szansa na osiągnięcie sukcesu w szybki, a zarazem spektakularny sposób, jest to bardzo kusząca propozycja dla każdego. Dla uczestników "talent shows" to szansa na bycie "Kopciuszkiem", dla widzów - niemalże to samo, bo przecież ktoś zwykły, taki jak oni, nagle robi karierę, zatem przeżywają losy uczestników w sposób bardzo wyjątkowy - analizuje wokalistka w rozmowie z INTERIA.PL.
Elżbieta Zapendowska, jurorka "Must Be The Music", nie uważa, by wędrowanie od programu do programu było zjawiskiem negatywnym.
- To jest szansa dla tych młodych ludzi, by po raz kolejny udowodnić, że są dobrzy. Tak jest na całym świecie: próbują, nie udaje się, mija jakiś czas, dojrzewają, robią przemyślenia... to jest naturalne, ale nie dla wszystkich ta sama droga. Są tacy, którzy nigdy w takich programach nie zaistnieją, a są świetni - podkreśla Zapendowska.
Mateusz Krautwurst się broni
Lider grupy The Positive traktuje udział w programach telewizyjnych jako promocję swojej działalności muzycznej, którą zajmuje się już od lat.
- Nie da się ukryć, że bez promocji żaden produkt nie jest w stanie dotrzeć do odbiorców - a płyta czy koncert są takimi produktami - mówi nam Mateusz, który "The Voice Of Poland" i "Fabrykę gwiazd" określił jako "olbrzymią machinę promocyjną".
Wokalista nie zgadza się, by czynić zarzut z faktu, że przystępując do castingu w "The Voice Of Poland", miał już spore doświadczenie telewizyjne oraz debiutancką płytę na koncie.
- Błędem były nieprecyzyjne informacje, bo ten program nie miał być i nie był konkursem dla amatorów. Ani Damian Ukeje, ani Monika Urlik, ani Gabriel Fleszar, ani ja, ani wielu, wielu innych uczestników, nie postawiło nogi na scenie po raz pierwszy w "The Voice". Szukaliśmy najlepszego głosu w Polsce - zaznacza Krautwurst.
- Dziś mam gotowy materiał na dwupłytowy album. Pierwsza, wydana w tym roku płyta The Positive, wciąż jest w sklepach. Potrzebuję dzielić się swoją muzyką, swoimi przemyśleniami, emocjami. Dzięki "The Voice of Poland" sporo osób czeka na to, a ja czuję sens tworzenia muzyki - przekonuje wokalista, dodając, że występy na festiwalach nie otwierają tylu drzwi co udział w takim programie.
Telewizja jedyną drogą?
- Martwi mnie, że obecnie pójście do "talent show" zaczyna wyglądać jak jedyna droga do zrobienia kariery. Mało kto jednak zauważa, że gdy jedna edycja programu muzycznego się zakończy, rozpocznie się kolejna, a jego twórcy skupią się na nowych uczestnikach i nowych potencjalnych gwiazdach - zauważa Alicja Janosz i trafia w sedno.
Skąd przekonanie, że bez udziału w telewizyjnym konkursie młody talent skazany jest na niebyt? To mit, że droga do spełnienia muzycznych marzeń wiedzie przez szklany ekran!
Zbyt łatwe jest uzasadnianie ciągłej obecności w "talent shows" wyższą koniecznością. Tak jakby nie mieli wokaliści innego wyjścia. Wygląda to jak próba zagłuszenia własnej próżności. Widzieliśmy w "Requiem dla snu" kobietę, która o niczym innym jak o występie w telewizji nie myślała i temu podporządkowała wszystkie swoje dążenia. Nie ma się jednak czego wstydzić. Parcie na szkło to nie jest jeden z siedmiu grzechów głównych, to słabość dość zrozumiała, ludzka. Pułapką myślową jest jednak wmawianie sobie, że występy w telewizji są tylko środkiem do realizacji artystycznych marzeń.
Julia Marcell komponowała i umieszczała w sieci swoje utwory. Zauroczyła nimi internautów, potem krytyków, a dziś ma już na koncie w pełni profesjonalny album wydany pod szyldem cenionej wytwórni Mystic. Obyło się bez skakania po konkursach karaoke, bo niczym więcej te programy przecież nie są. To tylko jeden przykład. Sprawdźcie zestawienie najlepiej sprzedających się płyt w Polsce i sami policzcie, ilu wykonawców zbudowało swoją karierę w oparciu o telewizyjny show.
Telewizja jest jedynie trampoliną do dalszego występowania w telewizji. Najszybciej pojął to Michał Szpak, który po zdobyciu 2. miejsca w "X Factor" poszedł do "Tańca z gwiazdami".
Michał Michalak