Czego słucha nasza redakcja? Lech Janerka, trochę rapu i Peter Gabriel

Jesienny, pofestiwalowy okres to co roku czas gorących premier. Już chyba zdążyliśmy przyzwyczaić was do tego, że nasz zbiór polecajek jest bardzo eklektyczny i nie inaczej jest tym razem.

Peter Gabriel wciąż zaskakuje fanów
Peter Gabriel wciąż zaskakuje fanów Scott LegatoGetty Images

Sprawdźcie, co przygotowaliśmy dla was w tym miesiącu. 

OLIWIA KOPCIK

Lech Janerka "Gipsowy odlew falsyfikatu" - tutaj wybór nie mógł być inny. Po premierze dostałam pytanie, który utwór z tej płyty jest moim ulubionym i... "Omm"? A może "Lewituj"? Albo "Chyba"? Naprawdę trudno się zdecydować, bo to album, którego najlepiej słucha się w całości. Co więcej - przy każdym przesłuchaniu dostrzega się kolejne szczegóły i docenia go jeszcze bardziej. W wywiadzie Lech powiedział mi: "Nie lubię wyrzucać rzeczy. No i żona mi mówiła, że 'fajny ten numer' i trzeba go dać ludziom". Wszyscy fani gorąco dziękują, pani Bożeno!

Sleaford Mods "West End Girls" - Sleaford Mods to zespół, w którym można się albo zakochać, albo powiedzieć, że już nigdy nie przesłuchacie nawet 10 sekund żadnego kawałka. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy. Zwłaszcza, że ich muzyka działa inaczej w zależności od miejsca, czasu i towarzystwa, w którym przeżywa się koncert. Zawsze jednak jest ta sama historia: "Dobra, jeszcze jeden kawałek i idziemy". I wcale nigdzie nie idziecie, bo ich show jest tak abstrakcyjne, że trudno oderwać od niego wzrok. W każdym razie Sleaford Mods wydali właśnie cover Pet Shop Boys "West End Girls". Ktoś w sieci napisał, że "to cover, którego nikt się nie spodziewał, a każdy potrzebował" i że "to cholernie szalone, że ta piosenka całkowicie pasuje do tego, czym w istocie jest Sleaford Mods". Żeby dołożyć do tego, że to po prostu jest dobre, to cały dochód z singla pójdzie na cele charytatywne. I ja też kocham, jak Andrew nie buja się do rytmu.

ANDRZEJ KOZIOŁ

Peter Gabriel "Live and Let Live" - ten gość ma nieskończoną wyobraźnię. Niby wiesz, czego możesz po Peterze Gabrielu się spodziewać, jednak zawsze znajdzie się w jego twórczości coś, co cię zaskoczy. I nie chodzi o to, że nagle usłyszysz u niego jakiś szalony zwrot w stronę, powiedzmy heavy metalu (choć i to by nie zdziwiło). Rzecz w tym, że dotyczy to nawet pojedynczych numerów. Słuchasz sobie i nie wiesz, co stanie się za chwilę. Czy wjadą trąbki, smyczki, dźwięk pociągu, gospelowy chór czy burza z piorunami. Nie możesz przyzwyczajać się do melodii sprzed minuty, bo za chwilę zmieni się ona nie do poznania. Czasem te szaleństwa mogą dziwić, ale przyznać muszę, że nieustannie fascynują. W piosence "Live and Let Live" nie ma, co prawda, pociągu, ale są wchodzące znienacka smyczki, jest chór i pojawia się (jeszcze bardziej znienacka) trąbka. Poza tym jest tam ten niezaprzeczalny urok wyprodukowanego nowocześnie numeru, który brzmi, jakby urodził się w latach osiemdziesiątych.

PIOTR WITWICKI

Bombay Bicycle Club "My Big Day" - w czasie niedawnego koncertu w Niebie zobaczyłem zespół, który naprawdę lubi swoje kawałki. Zero pozerki i gwiazdorstwa, ale za to ogromna radość z grania. Z takich koncertów człowiek wychodzi lepszy, a na pewno szczęśliwszy. Bombay Bicycle Club gdzieś w okolicach "A different kind of fix" odnaleźli swoje brzmienie i konsekwentnie się go trzymają. Nowa płyta jest może trochę łagodniejsza niż poprzednie nagrania. Nie ma więc eksperymentów z formą. Są ciekawe duety. I mimo tego, że na płycie pojawia się Damon Albarn, to grupie najlepiej wyszły kolaboracje z płcią piękną. Utwór z Holly Humberstone cieszy się największa popularnością, ale to te z Jay Som i Chaka Khan są prawdziwymi perłami. Ciepła muzyka na zimne czasy.

Scattle "Deliverance" - byłem pewien, że tej jesieni będę słuchał dużo muzyki z pogranicza instrumentalnego hip-hopu i electro. Tyle tylko, że miała to być nowa płyta DJ Shadowa. Wielki mistrz najpierw rozbudził nadzieje ciekawym brzmieniem singli, a potem rozczarował całą resztą. Okazuje się, że słynnego DJ-a i producenta z Kalifornii zastępuje w moich głośnikach... słynny DJ i producent z Kalifornii. Scattle w zasadzie co tydzień wyrzuca z siebie nowy singel, EP-kę czy nawet płytę. Zawsze gdy myślę, że teraz już przesadził i zapętlił się w swojej twórczości, pojawia się coś, co brzmi zaskakująco świeżo. W tym kawałku  czasem buja, czasem wciąga w mroczną podróż. Robi to wszystko bez spiny i nadmiernego kombinowania. A od czasu wydania tego kawałka... zdążył już nagrać EP-kę z całkowicie nowym materiałem.

MICHAŁ BOROŃ

Glen Hansard "There's No Mountain" - to nic, że mrozy dopiero idą, że na cieplejsze dni poczekamy pewnie z kilka miesięcy. "Przynieś koc i butelkę" - zachęca Glen Hansard w piosence "There's No Mountain". Irlandczyk doskonale pamiętany z oscarowego filmu "Once" wypuścił właśnie płytę "All That Was East Is West of Me Now", która pokazuje jego największe atuty - opowiadacza barowych historii podlanych ciepłym brzmieniem akustycznych instrumentów, czasem nastrojowych smyczków i energetycznych dęciaków. No i ten głos, który jest tu najważniejszy, jednocześnie szorstki i kojący, w którym słychać echa życiowych doświadczeń i wielu godzin spędzonych w pubie w różnorakich zestawieniach. Solo nad szklanką, łykającego łzy czy w gronie przyjaciół opijając zarówno triumfy, jak i porażki. "Nie ma góry dużej ani małej, na którą nie można się wspiąć / Nie ma góry, której nie możesz przenieść, ani na którą nie możesz się wspiąć" - śpiewa Glen, a ja wyczekuję już wiosny.

KONRAD KLIMKIEWICZ

Mada "Ułamek" - Mada pokazał, że rap może być sensualny. Narracyjny głos, spokojne melodie, piękne gościnki z Pauliną Przybysz i Marcelim Boberem na czele. Po latach świetności WCK Mada przeszedł transformację z wkurzonego małolata, który musi coś udowodnić przed mikrofonem, w naprawdę wszechwiedzącego, kojącego swoją twórczością artystę. Lingwistyczne zabawy, tj. przeplatanie słów o milionach znaczeń z podwórkowymi zwrotami, a do tego, gdzieś tam daleko w tle, wspomnienie blokowisk i czasów beztroski. Mieszanka dla wszystkich, bez względu na preferencje gatunkowe.

Miszel "Gdzie jest stary Miszel?" - Michał odpowiedzialny jest za wprowadzenie drillu do naszego kraju, lecz ostatnimi czasy zaczął zbierać przysłowiowe baty za to, że z ulicznych rytmów poszedł w te dyskotekowe. Po "Złotych Przebojach" z Kabe wielu fanów czekało, aż wróci stary, dobry Miszel. Modły zostały wysłuchane, a w najnowszym numerze znów mogliśmy usłyszeć krzyki, wrzaski i ciężki rap.

ANNA NICZ

Łona x Konieczny x Krupa "Taxi" - choć tekst do "Taxi" powstały na podstawie rozmów przeprowadzonych z taksówkarzami, to masz wrażenie, że to cytaty wyjęte z twoich podróży po mieście. Czasem nocą, czasem za dnia. Trasy krótkie i te dłuższe, z pytaniami "Jak jedziemy?" czy "Lekka walizka, to pewnie krótka podróż będzie?". Nowy projekt Łony i muzyków składu Siema Ziemia tworzy z tych opowieści pocztówki z codzienności, które od kilku tygodni przeglądam często i chętnie. Zwłaszcza, gdy trójmiejski taksówkarz w trakcie kursu przez Wrzeszcz puszcza mi "Kiedyś to było".

ALEKSANDRA CIEŚLIK

Melo.Kids x dobrafaza "The Hanging Tree" - popularna TikTokerka Ewa Zawada została DJ-ką oraz producentką. Pod hasłem @dobrafazamusic znajdziecie jej debiutancki singel "The Hanging Tree" stworzony wraz z Melo.Kids i Markiem Neve. Choć na co dzień daleko mi do elektronicznych brzmień, ten kawałek jednak zapętlam wielokrotnie. Zresztą nie tylko ja. Znalazł się on na wielu playlistach na Spotify, a przoduje na tych amerykańskich. "Nie wiem, czy Polska jest gotowa na taką muzykę elektroniczną, bardzo popularną na Zachodzie" - powiedziała w jednym z filmików Zawada, która - bez wątpienia - wniosła na rodzimy parkiet powiew świeżości i kawał dobrych dźwięków. Czekam na więcej, bo - jak zapowiada - to dopiero początek.

MARCIN FLINT

Ali Sethi x Nicholas Jaar "Intiha" - Nicholas Jaar korzenie ma chilijskie, Ali Sethi z kolei pakistańskie. Obaj potwierdzają słowa pewnego warszawiaka, który stwierdził kiedyś, że muzyka jest językiem wszechświata. Ażurowa, pętlona i improwizowana elektronika pierwszego z panów potrafi wyjść poza ambient, groove'owo się rozpędzić ("Muddat") czy groźnie zacharczeć przesterem ("Chiragh"), ale hołduje świętej zasadzie "less is more". Zdolny dotknąć głębi duszy, bogaty w melizmaty śpiew Sethiego splata się z nią i dzieje się coś, co trudno wyrazić słowami. Czuję się zawstydzony i dziwnie nie na miejscu, mogąc obcować z urokiem "Intihy".

Ryder, Skepta, Dré Six "All Alone" - uwielbiam ten moment, gdy z równie ładnej, co skromnej kompozycji wyłania się Skepta ze swoim słowami mądrości. Ta barwa głosu, ten akcent i jeszcze wersy: "We've lost a couple soldiers, it's been a mad journey / How you gangster online? How you bang QWERTY?". Gdy spadają na te miękkie brzmienia gitary, to przypominam sobie, dlaczego zajmuje się muzyką. Jedne z najlepszych dwóch minut w listopadzie.

DAWID BARTKOWSKI

Pejzaż "List I / List II" - to dwa oddzielne albumy, ale potraktuję je jako integralną całość. Więcej sympatii wzbudza u mnie jedyneczka, nie tylko ze względu na okładkę, która nie odpycha, ale ma też swoje "duchologiczne" zacięcie i ambientowe zwieńczenie. Miziające "Fata morgana" czy "Directions" to najlepsze przykłady tego pierwszego wyróżnika, z kolei "Barwa III" to już zabawa efektami i sprawdzenie możliwości sprzętu audio w pokoju odsłuchowym. Ale muszę też zwrócić uwagę na "Po godzinach" promujące drugą część - trochę trip-hopu, zabawa samplami i klimat z "Wyspy". Nie da się nie lubić.

RTN feat. Mnmsta, Big Prodeje & Nanci Fletcher "Take a Ride (G-Funk)" - za oknem piękna zima, w głośnikach i na słuchawkach najprawdziwszy G-Funk w polskim wydaniu. Znaczy się muzyki naszego RTN-a, bo nawijka jest już zachodnia i może niezbyt imponująca, ale miejmy na uwadze, że czasy świetności raperów i wokalistki są już dawno za nimi. Liczy się efekt końcowy, a singel promujący "Funktopię" po prostu płynie i pozwala poczuć się lepiej. Przejażdżka z nim trasą Wrocław - Kłodzko jest tak samo przyjemna, jak wojaże wokół Long Beach, a to wszystko dzięki lubelskiemu producentowi.

RAFAŁ SAMBORSKI

Lech Janerka "Lewituj" - chociaż Lech Janerka może z automatu kojarzyć się jako tekściarz, u którego ironia to drugie imię, to absolutnie emocjonalny szczyt jego najnowszego albumu stanowi poważne do granic możliwości "Lewituj". 4-minutowy, przejmujący pejzaż o przemijaniu oraz ulotności, który w formie wiersza działałby zapewne równie dobrze jako utwór. Na szczęście dzięki niesamowicie bogatemu aranżowi funkcjonuje to też jako utwór. Rozdzierający, mroczny, pozbawiony jasnych barw, nieporywający tłumów, raczej skierowany do osób mocno siedzących w muzyce alternatywnej, ale utwór. Tylko - co warto dodać - dla takich piosenek warto było przeczekać te 18 lat przerwy w działalności Lecha Janerki.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas