Reklama

Niespodzianka z Dawidem Podsiadło w roli głównej. Drugi dzień OFF Festival 2023

Drugi dzień Off Festival 2023 należy uznać za niesamowicie udany. Była masa pozytywnych zaskoczeń, nie tylko w postaci Dawida Podsiadło, który wraz z grupą muzyków krył się za Udarami grającymi "Is This It" The Strokes, ale również artystów dużo bardziej niszowych. To dla nich na ogół przyjeżdża się na Off Festival. Headlinerzy za to doprawili wydarzenie wystarczającą ilością czystej magii.

Drugi dzień Off Festival 2023 należy uznać za niesamowicie udany. Była masa pozytywnych zaskoczeń, nie tylko w postaci Dawida Podsiadło, który wraz z grupą muzyków krył się za Udarami grającymi "Is This It" The Strokes, ale również artystów dużo bardziej niszowych. To dla nich na ogół przyjeżdża się na Off Festival. Headlinerzy za to doprawili wydarzenie wystarczającą ilością czystej magii.
W Udarach zaśpiewał Dawid Podsiadło. Zagrali także m.in. Rubens i Marcin Macuk /OFF Festival Katowice / Fot. Krzysztof Szlęzak /materiały prasowe

Prognozy pogody mówiły o ulewach, alerty RCB uruchamiały wibracje w telefonach, po festiwalu rozsiewano natomiast plotki o możliwej ewakuacji. Na szczęście drugi dzień OFF Festival 2023 odbył się tak jak planowano. Co prawda deszcz pojawiał się od czasu do czasu, były momenty, gdy parasole i płaszcze przeciwdeszczowe były tym elementem ekwipunku, który umożliwiał komfortowe poruszanie się po terenie festiwalu. Na szczęście nie było momentu, w którym zaburzałoby to przebieg wydarzenia. A jak przedstawił się ten dzień od strony muzycznej?  

Wspaniały początek dnia

Z ekip rozkręcających festiwal zdecydowanie warto było zobaczyć nastolatków z Sad Smiles, którzy stawiają pierwsze kroki na scenie muzycznej, a już mogą pochwalić się szeregiem nagród i wyróżnień. Bardzo miło było posłuchać pochodzącego z Białorusi zespołu Soyuz, oferujący kojący serce, pozbawiony agresji pop. Mocno kontrastował z grającym w tym samym czasie we watch clouds, który okazał się dla mnie jednym z największych odkryć OFF Festivalu w historii. Choć muzycy rozkręcali się nieśmiało, to dość szybko okazali się rodzimą odpowiedzią na hardcore'owe Converge. Dla fanów takiego grania był to moment absolutnie ciarkogenny. A nie będę ukrywał - sam należę do takich osób.  

Reklama

Fani post-punkowego grania otrzymali Izzy and the Black Trees na Scenie Głównej Perlage z niesamowitą Izabelą Retkowską na wokalu. Szczerze mówiąc żałuję, że widziałem ten występ tak krótko, ale nie mogłem się powstrzymać, aby nie wybrać się w tym czasie na Belmondawg wraz z Expo 2000 oraz swoim hypemanem Yomenikiem. "To jest rap" - powiedział kolega w trakcie występu i trzeba przyznać mu rację: większość utworów bez ścieżek z wokalami w tle, nawinięte od początku do końca udźwignięte w sposób bardzo wierny rapowej sztuce, znane utwory z przeszłości pod instrumentale absolutnych klasyków rapowych takich jak Mobb Deep czy Dead Prez. Nie mówiąc już o tym, że trudno było dostrzec osobę pod namiotem, która nie znała tekstów utworów rapera.

Niezwykle ciekawy okazał się występ k-popowego Balming Tiger - nie miałem pojęcia, czego do końca się spodziewać, ale były choreografie, był rap przecinany śpiewem, był show, a to w przypadku zespołów k-popowych jest to absolutnie kluczowe. To był ten moment, w którym deszcz dał się dość mocno we znaki, ale dodawało to tylko klimatu występowi Koreańczyków

Statyczność kontra energia

O atmosferę zadbał również jeden z headlinerów tegorocznej edycji: Spiritualized. Co prawda można było narzekać nieco na niedobory najbardziej znanych utworów zespołu Jasona Pierce'a. Do tego statyczność koncertu mogła okazać się dla niektórych nie do przetrawienia, gdyż lider space-rockowej grupy siedział w miejscu, tkwiąc w świecie granej przez siebie muzyki, nie utrzymując zbytnio kontaktu ze światem zewnętrznym. Z innej strony mieliśmy do czynienia z bardzo precyzyjnym, przemyślanym występem. A momenty, w których Spiritualized zwalniali, by uzyskiwać przestrzeń bliską pinkfloydowskiej należą do najbardziej klimatycznych chwil festiwalowych, w jakich uczestniczyłem przez całe moje życie. Nie mogę też nie wspomnieć, że chórzystki skradły moje serce.

Znów: kontrast zdaje się słowem kluczowym do zrozumienia, czym tak naprawdę jest Off Festival. Kiedy występ Jasona Pierce’a z jego zespołem wydawał się doświadczeniem bardzo introspektywnym, tak grająca w tym samym czasie Haru Nemuri skradła absolutnie serce swoim kontaktem z publicznością. Wyobraźcie sobie skromną artystkę, która ma ewidentny problem, by ze swoją nieśmiałością rozmawiać z odbiorcami, ale jednocześnie stara się ze wszystkich wypaść jak najlepiej, być jak najbliżej ich. Po czym zaczyna śpiewać j-popowe melodie, a następnie rzucać się w wir emocji, opatrzony krzykiem, przesterami i hardcore’em. Nie wiem czy kiedykolwiek w historii festiwalu zdarzyło się coś bardziej emocjonalnego. Jest takie jedno piękne słowo: porywające. Nim właśnie można było określić ten występ.

Udary odsłoniły twarz

Niespodzianka wieczoru? Udary, czyli... Dawid Podsiadło na wokalu wraz z Aleksandrem Świergotem, Rubensem, Marcinem Macukiem oraz Łukaszem Moskalem grający "Is This It" The Strokes. Co ważne, od początku do końca. Gdzieniegdzie można było usłyszeć wcześniej plotki, że to właśnie autor "Małomiasteczkowego" stanie za mikrofonem, ale nikt nie był niczego pewny na sto procent właściwie do początku. Muzycy błyskawicznie porwali tłum, ale co się dziwić - to ludzie z wieloletnim doświadczeniem koncertowym. Ciekawie było usłyszeć utwory grupy Juliana Casablancasa w innej, choć bliskiej interpretacji i cóż... The Strokes nie przeczyta tego tekstu, ale i tak przykro mi to mówić, że energia Udarów wniosła w te numery nowe życie. Alternatywą było natomiast alt-popowe Jockstrap, ale siła wyboru sprawiła, że nawet nie miałem okazji widzieć tej grupy zbyt długo - to, co zobaczyłem nacieszyło jednak moje uszy pomieszaniem prostoty z eksperymentami.

Gwiazda wieczoru

Gwiazda wieczoru - a w zasadzie już nocy, gdyż zaczęli o 23:40 - okazała się godna tej nazwy. Slowdive nie zawiodło ani przez moment. Cudowne przecinanie mglistych gitarowych pejzaży, urzekających swoim rozmarzeniem, ścianami dźwięku, które roznosiły pewnie kilka najbliższych dzielnic Katowic, było doznaniem niezapomnianym. Rachel Goswell to chodząca klasa i urok, jednocześnie jedna z najbardziej sympatycznych osób, jakie można zobaczyć na scenie. Jej wypowiedziane z uśmiechem "thanks" tkwi w uszach do teraz.

Bardzo cieszy przekrojowość tego, co zagrali: mieliśmy do czynienia zarówno z utworami z ostatniej płyty (koncert rozpoczął się "Slomo" i chyba nie można sobie wyobrazić lepszego rozpoczęcia występu Slowdive), najbardziej znanymi numerami z kultowego "Souvlaki", zapowiedziami nadchodzącego wielkimi krokami "Everything is Alive" (byłem zaskoczony, ile osób bardzo dobrze znało singlowe "Kisses"), jak i numerami z niedocenianego "Pygmalion", które zakończyło pierwszy okres twórczości Slowdive w latach dziewięćdziesiątych. Chcąc, nie chcąc Mandy, Indiana, które dla wielu fanów brytyjskiej grupy było równie ciekawym wyborem, musiało poczekać na inną możliwość zobaczenia.

Jak zwykle na koniec dnia OFF Festivalu, jeżeli ktoś chciał się jeszcze wyszaleć i potańczyć, zostały mu sety Joya Orbinsona zastępującego Elę Minus, oraz jednej z najbardziej oryginalnych DJ-ek świata, Kampire, mocno stawiającą w swoich setach na etniczne rytmy. Do zobaczenia na ostatnim dniu wydarzenia!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: udary | Dawid Podsiadło | OFF Festival 2023
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy