Top Trendy, czyli cała sala śpiewa z nami
Recitale Bajmu i Maryli Rodowicz? Gdzieś już to widziałem... Rzecz o tym, dlaczego pierwszy dzień festiwalu Sopot Top Trendy na kolana nie rzucił.
Siłą festiwalu jest obiektywna formuła koncertu "Top". Występuje 10 najchętniej kupowanych artystów - bez gumkowania, bez brania w nawias, bez naginania tych reguł. W ten sposób na tej samej scenie grają Stanisław Soyka i Sylwia Grzeszczak. Maciej Maleńczuk i Kamil Bednarek. Drugim atutem piątkowego koncertu była obłędna kreacja Pauliny Sykut; chwała niebiosom, że nie udało się Maciejowi Rockowi zakrzyczeć tej czerwonej sukni.
Kreacja prezenterki przykuwała uwagę, ale nie na tyle, by nie odnotować festynowej konwencji imprezy. Jak Maryla, to wiadomo - musi być "Małgośka" i "Kolorowe jarmarki". Maciej Maleńczuk? Proszę się nie rozpędzać z tym Wysockim - "Dawna dziewczyno" będzie w sam raz. Yugopolis? To może niech Kukiz raz jeszcze o mieście, które budzi się. Na deser recital Bajmu i już nie wiadomo, czy jesteśmy w Operze Leśnej czy w opolskim amfiteatrze.
Dziwię się, że w "Must Be The Music" Polsat nie boi się stawiać na repertuar nikomu nieznany, a kiedy przychodzi do Top Trendów wygrywa opolska wizja polskiej piosenki, cała sala śpiewa z nami, i tak dalej.
Nie o skład wykonawców mi chodzi - bo o nim w największej mierze decydowały liczby bezwzględne, i dobrze. Brakło natomiast pomysłowego wykorzystania tych artystów, ambicji wykreowania występów-wydarzeń, takich, o których byśmy mówili przez kolejne miesiące.
Na Grammy czy Brit Awards nie wypuszczą wykonawcy na scenę, jeśli nie upewnią się, że występ będzie ważny, gorący, dyskutowany. Wisząca w powietrzu Dominika Gawęda tej potrzeby nie wyczerpuje.
Na domiar wszystkiego nie obyło się w piątkowy wieczór bez zgrzytów - Maciej Rock mówiący z przekąsem o "lekkim wypadku" Ewy Farnej czy pomylenie tytułu albumu Seweryna Krajewskiego ("Jak to jest" zamiast "Jak tam jest") to jeszcze kategoria wpadek. Ale jak nazwać wygibasy przy prezentacji Kamila Bednarka jako artysty, który sprzedał najwięcej płyt w Polsce? Przecież wiemy dobrze, że to Star Guard Muffin sprzedał te albumy. Zespół. Dzięki Bednarkowi, ale wciąż jako Star Guard Muffin. Tymczasem po odejściu jednego z członków i wykopaniu kolejnego Kamil Bednarek odbiera laury jako Kamil Bednarek i wykonuje piosenki zespołu jako Kamil Bednarek. Choć to on był twarzą i siłą napędową grupy, zabrakło w Sopocie choćby dwóch zdań na temat zaistniałej sytuacji, przynajmniej wypowiedzenia nazwy nieistniejącej już formacji.
Tegoroczny koncert "Top" porywający nie był, ale to nie do końca wina organizatorów. Taki nam się rok trafił, że nic przełomowego się na polskiej scenie nie wydarzyło. Że płyty sprzedawali ci co zawsze plus Sylwia Grzeszczak (znów ta dykcja!). A jeżeli "tych co zawsze" pokażemy we wspomnianej już konwencji opolskiej, efekt będzie taki, jak widzieliśmy.
O tym że polskie telewizyjne festiwale poruszają się w swojej własnej czasoprzestrzeni - w której Maryla Rodowicz i Beata Kozidrak są wiecznie na topie, a wata cukrowa i piwo to idealne zestawienie - uświadomił mi YouTube. W czasie sopockich szaleństw serwis ten transmitował festiwal Rock In Rio, wbrew nazwie odbywający się w tym roku w Lizbonie, a tam Mastodon, Evanescence i Metallica. Nie ma takiej metafory, która oddałaby surrealizm zestawienia latającej wokalistki Blue Cafe ze śpiewającym "Nothing Else Matters" Jamesem Hetfieldem.