Reklama

Piękny gest Nelly Furtado

Nelly Furtado, niczym kapitan tonącego (dosłownie) okrętu, czekała w autokarze aż ostatni fani bezpiecznie opuszczą teren poznańskiego koncertu.

W piątek (11 lipca) o godzinie 21.00, kiedy na scenę ulokowaną nad Jeziorem Maltańskim miała wyjść kanadyjska wokalistka, zrobiło się niesamowicie ciemno z powodu gęstych, czarnych chmur pokrywających całe niebo.

Po kilku minutach dało się słyszeć pierwsze grzmoty, choć i te były przez wielu bagatelizowane.

Nelly Furtado zaczęła ok. 21.25 wraz z pierwszymi kroplami deszczu. Zaśpiewała singel, który wprowadził ją do pierwszej ligi światowej muzyki rozrywkowej, ligi, w której gra już od ośmiu lat. Był to utwór "I'm Like A Bird". Nelly wydawała się nieco wystraszona tym, co się dopiero zaczynało dziać z aurą. Śpiewała poprawnie, ale poruszała się bardzo niepewnie i trudno było też dostrzec jakieś przejawy entuzjazmu.

Reklama

Przy piosence "Turn Off The Light", fantastycznie zaaranżowanej na potrzeby tej trasy koncertowej, padało i błyskało bardziej niż solidnie. Nelly z kolei radziła sobie coraz lepiej, rozkręcając się z każdą kolejną nutą. Pod koniec utworu bawiła już się doskonale, podobnie jak widzowie.

- Przegonimy ten deszcz! - krzyknęła ze sceny. Po czym urządziła sobie z publiką małą zabawę wokalną.

Trzeci utwór okazał się ostatnim, jaki wykonała i wielkie ukłony dla Kanadyjki, że dotrwała do samego końca i dopiero wtedy zbiegła ze sceny, przepraszając widzów.

W tym czasie wiatr zrywał już wielkie płachty okrywające scenę, pioruny trzaskały to z lewej, to z prawej, a kilkunastu techników w popłochu znosiło sprzęty za scenę.

To jednak nic w porównaniu z tym, co działo się pod sceną, gdzie, przypomnijmy, zjawiło się kilkadziesiąt tysięcy widzów.

W pewnym momencie deszcz był tak silny, że trzeba było chronić twarz przed bolesnymi uderzeniami jego kropli.

Taksówkarz opowiadał nam później, że samochody w Poznaniu zatrzymywały się na środku drogi, ponieważ nie było widać zupełnie nic.

Na poznańskiej Malcie ludzie w piętnaście sekund byli kompletnie przemoczeni. Wielu nie zastanawiając się co dalej z Nelly, przeskakiwało barierki i biegło w poszukiwaniu schronienia. Ochrona otrzymała sygnał, by usuwać wszelkie przeszkody z drogi uciekających fanów.

Niektórzy kulili się pod pelerynkami, inni kucali i trzymali się nogawek po omacku poznanych towarzyszy niedoli.

Ci, którzy tłoczyli się przy bramkach, stali w wodzie, która sięgała im kostek.

Widziałem, jak porwana przez wiatr parasolka rozbiła głowę nastolatki. Ochroniarze Nelly Furtado w imieniu piosenkarki wypytywali później ratowników o stan jej zdrowia.

Przezorny Artur Gadowski z rodziną zawczasu zdążył się ewakuować na tyły sektora, skąd łatwiej można było opuścić zamknięty teren koncertu.

Najszczęśliwsi byli ci, którym udało się schować w toaletach, a precyzyjniej rzecz ujmując, w popularnych toi-toiach.

Po upływie godziny sytuacja pogodowa nieco się poprawiła i prowadzący koncert Artur Orzech poinformował, że Nelly chce jeszcze spróbować. Jednak dwie trzecie widzów próbowało już w tym momencie z lepszym lub gorszym smutkiem dotrzeć do swoich domów.

Deszcz tymczasem rozszalał się na nowo i kwestia koncertu była już przesądzona.

Nelly nie pozwoliła swoim kierowcom odjechać do momentu, kiedy ostatni widzowie opuścili poznańską Maltę.

Michał Michalak, Poznań

Zobacz teledyski Nelly Furtado na stronach INTERIA.PL.

Nelly Furtado jednak zagra pełny koncert w Polsce! Oto informacja od organizatora koncertu:

Koncert Nelly Furtado odbędzie się 12 lipca o godz. 18.00 nad Jeziorem Malta.

Bilety z dnia 11 lipca zachowują swą ważność

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nelly Furtado | gestykulacja | koncert | deszcz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy