Freddie Mercury: Żyć po swojemu
"Miałem mnóstwo pomysłów, które chciałem zrealizować, i było wiele obszarów muzycznych, które chciałem zbadać, czego nie mogłem zrobić w Queen" - tak Freddie Mercury tłumaczył pomysł nagrania solowej płyty. Jego autorski debiut "Mr. Bad Guy" w Wielkiej Brytanii ukazał się 40 lat temu, 29 kwietnia 1985 r.

"W ten album włożyłem całe serce i duszę. Jest znacznie bardziej rytmiczny niż muzyka Queen, ale znalazło się na nim także kilka wzruszających - jak sądzę - ballad. Wszystkie piosenki traktują o miłości, mają wiele wspólnego ze smutkiem i bólem. Jednocześnie są dość trywialne i żartobliwe - takie jak moja natura" - opowiadał Freddie Mercury o muzycznej zawartości "Mr. Bad Guy".
"Od dość dawna nosiłem się z zamiarem nagrania solowego albumu, koledzy z zespołu bardzo zachęcali mnie do tego. Chciałem, aby był możliwie maksymalnie różnorodny stylistycznie - aby znalazło się na nim miejsce i dla piosenek w stylu reggae, i dla takich, które oparte są na potężnym brzmieniu orkiestry symfonicznej" - dodawał wokalista grupy Queen.
Freddie Mercury i "Mr. Bad Guy". Jak wypadł solowy debiut wokalisty Queen?
Perfekcjonista Mercury materiał na swój solowy debiut szlifował przez około dwa lata, bo pierwsze sesje zaczął jeszcze na początku 1983 r. W nagraniach pomagał mu producent Reinhold Mack, który pracował z Queen od 1980 r., także nad płytą "Hot Space" (1982). Ten materiał przyniósł zwrot zespołu w stronę muzyki disco i funk, co zostało dość chłodno przyjęte przez fanów i krytyków.
Mercury poszedł jeszcze mocniej w tę stronę, mieszając disco, dance i pop. Możliwe, że podobnie wyglądałby kolejny album Queen, gdyby "Hot Space" zyskał lepszy odbiór wśród fanów.
"Wiele osób oczekiwało, że Freddie będzie dopasowywał się do publiczności. On tego nie chciał. On po prostu chciał piosenek takimi, jakie są" - mówił Reinhold Mack.
Wokalista do współpracy zaprosił Freda Mandela (koncertowy klawiszowiec Queen) oraz muzyków sesyjnych, w tym m.in. Jo Burta, nowego chłopaka swojej dawnej miłości, Mary Austin (późniejszy koncertowy basista Black Sabbath na trasie "Eternal Idol" z 1987 r.), niemieckiego perkusistę Curta Cressa (grał m.in. na płycie "Forever Young" Alphaville) oraz gitarzystę Paula Vincenta.
W tekstach Mercury poruszył bardziej osobiste tematy, w przeciwieństwie do płyt Queen, jak choćby w zamykającym płytę utworze "Love Me Like There's No Tomorrow", który zadedykował austriackiej aktorce Barbarze Valentin. To w jej apartamencie w Monachium pomieszkiwał w pierwszej połowie lat 80., jednak ich romantyczna relacja zakończyła się pod koniec 1985 r., raptem kilka miesięcy po premierze płyty "Mr. Bad Guy". O względy Freddiego Austriaczka rywalizowała ze swoimi rodakiem, Winniem Kirchbergerem, wokalista związał się z irlandzkim fryzjerem, Jimem Huttonem, który pozostał u jego boku do śmierci frontmana Queen.
"Wszędzie chodziliśmy razem, byliśmy nierozłączni, aż tu nagle w jednej chwili nastąpiło rozstanie" - mówiła zmarła w 2002 r. aktorka w rozmowie z pisarką Lesley-Ann Jones. Po rozstaniu z Barbarą Valentin Freddie opuścił Monachium i wrócił do posiadłości Garden Lodge w Londynie. To tam ostatecznie zmarł 24 listopada 1991 r.
Valentin przed śmiercią sugerowała, że wyprowadzka z Monachium była punktem zwrotnym w życiu wokalisty. W pierwszej połowie lat 80. coraz poważniejsze żniwo zbierał AIDS, czyli choroba wywoływana zakażeniem wirusem HIV. Ówczesne brukowce obwołały AIDS "chorobą gejów", a Valentin zauważyła, że stan zdrowia Mercury'ego znacznie się pogorszył. Prawdopodobnie wówczas wokalista już wiedział, że jest zakażony HIV.
Płyta "Mr. Bad Guy" - szczególnie w porównaniu do osiągnięć Queen - okazała się klapą. Zadebiutowała wprawdzie na 6. miejscu brytyjskiej listy przebojów, ale tę pozycję utrzymała tylko przez dwa tygodnie. Jeśli chodzi o rynek amerykański, należy wprost mówić o katastrofie - szczytem była 159. pozycja w zestawieniu.
"Freddie nie zrażał się brakiem sukcesu, odczuwał większą ulgę po zakończeniu projektu niż po jego ogromnym sukcesie. Fani zespołu Queen (i bez wątpienia wszyscy członkowie zespołu) odetchnęli z ulgą, wiedząc, że nie stracą charyzmatycznego wokalisty na rzecz kariery solowej" - czytamy w serwisie queenpedia.com.
Freddie Mercury i nietypowa dedykacja na płycie
"Specjalne podziękowania dla Briana, Rogera i Johna za nie wtrącanie się. Specjalne podziękowania dla Mary Austin, Barbary Valentin za wielkie cyce i złe prowadzenie się, Winnie [Kirchbergerowi] za wikt i opierunek. Ten album dedykuję mojemu kotu Jerry'emu - także Tomowi, Oscarowi i Tiffany i wszystkim miłośnikom kotów we wszechświecie - chrzanić pozostałych" - takim wpisem Freddie Mercury ozdobił płytę "Mr. Bad Guy".
Niewiele ponad dwa miesiące po premierze tego albumu Queen powrócił na szczyt - 13 lipca 1985 r. grupa skradła show podczas 20-minutowego koncertu w ramach Live Aid w Londynie. Nikt nie miał wątpliwości, że Królowa jest tylko jedna.