Eurowizja: żenujący spektakl

Ledwie co siedemdziesiąty widz wysłał sms-a na swojego faworyta w konkursie "Piosenka dla Europy 2009". Trudno się jednak dziwić - nie było w czym wybierać.

Marco Bocchino i Ola Szwed
Marco Bocchino i Ola SzwedAKPA

Spośród dziesięciu propozycji żadna nie sprawiała wrażenie świetnej albo przynajmniej niezłej. Lidia Kopania oczywiście śpiewa ładnie, stylizowana na gospel chóralna końcówka jej utworu brzmi dość efektownie, jednak piosenka jako całość nie będzie w stanie wyróżnić się na zalewie innych takich samych ballad.

W roli listka figowego konkursu wystąpiła grupa Renton. Ktoś rzucił, że to alternatywa, że są z innej bajki i nagle zaczęli jawić się jako wykonawca z wyższej półki, zespół, który uwolni Eurowizję od brzemienia kiczu. Fakt, że ktoś gra indie rocka nie znaczy jeszcze, że robi to dobrze. "I'm Not Sure" to utwór prosty, wtórny i pozbawiony ładunku emocjonalnego. Magiczne słowo "alternatywa" nie może nam przysłaniać trzeźwej oceny. Renton nie wybili się nawet na tle mizernej reszty.

Trudno uwierzyć, że w kraju, w którym Złote i Platynowe płyty dostają m.in. Lao Che, Strachy na Lachy, Kasia Nosowska, Maciej Maleńczuk, Maria Peszek, Czesław Śpiewa itp. pokazuje się w telewizji spektakl muzyki żenującej, która na sztandarze powinna mieć twarz Stachurskiego.

Na domiar złego prowadzący i jurorzy po raz kolejny uparli się, by wmawiać nam, jak wysoki poziom w tym roku prezentują uczestnicy. Adrenalina związana z występem w telewizji najwyraźniej całkowicie zamroczyła Roberta Chojnackiego czy Romana Rogowieckiego, bo ich zachwyt był wręcz groteskowy. Co innego "Kasa", który oceniał przecież wykonawców na swoim poziomie, więc jemu mieli prawo się podobać.

To nie jest sytuacja bez wyjścia. Nie jesteśmy skazani na oglądanie i słuchanie słabej, prostej, wypranej z emocji, oklepanej muzyki. Nawet jeśli wśród ok. stu zgłoszeń nie ma nic wartościowego (choć trudno w to uwierzyć), to telewizja dysponuje przecież dzikimi kartami. I nawet jeśli wykonawcy o określonej renomie nie będą zainteresowani, to pozostają jeszcze mniej znani, młodzi i ambitni artyści. Możliwość zaprezentowania się przed milionami telewidzów jest na tyle kusząca, że nie odmówią sobie takiej szansy - jeśli otrzymają propozycję. Trzeba jednak podjąć wysiłek i zorientować się, co aktualnie wybrzmiewa w podziemiu polskiej piosenki i kto ma największy potencjał.

W zeszłym roku dziką kartę otrzymała interesująca grupa Żywiołak, niestety, zdyskwalifikowana przed konkursem. Doskonałą piosenkę - "Kiedy u... kochanie" - zgłosił Janusz Radek, jednak komisja uznała, że Queens czy Kasia Nova bardziej zasługują na finał polskich preselekcji.

Te dwa przykłady pokazują, że jest możliwość pokazania telewidzom czegoś bardziej wartościowego niż poprawna Lidia Kopania, nieszczęsny Stachursky czy ubrany w szaty alternatywy Renton.

A jeśli chodzi o samą Eurowizję, to zamiast obrażać się na nią, albo gorzej - kroić nijakie utwory pod ten konkurs, może lepiej wdepnąć tam w buciorach dobrej, ambitnej muzyki i rozgonić to całe festynowe towarzystwo. Żeby jakiś znudzony Portugalczyk, Szwed czy Francuz siedzący przed telewizorem mógł mruknąć pod nosem: "No nareszcie!"

Michał Michalak

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas