Open’er 2016: "Polska, biało-czerwoni", czyli jak przestałem się boczyć i znów polubiłem Papryczki
Mika Aleksander
Red Hot Chili Peppers na Open'era przyjechali z nowymi piosenkami. Choć nie wszystkie koncertowo się sprawdziły, muzycy z Kalifornii pokazali, że wciąż są mistrzami w swoim fachu.
Red Hot Chili Peppers był dla mnie ważny odkąd zacząłem bardziej świadomie interesować się muzyką. "Under the Bridge" to drugi numer, po zmorze wszystkich sprzedawców w sklepach gitarowych - "Nothing Else Matters" grupy Metallica - którego nauczyłem się grać na gitarze. Zachwycił mnie materiał z albumu "One Hot Minute", a płyta "Californication" zrobiła takie wrażenie, że przez kilka miesięcy nie wyciągałem jej z odtwarzacza. Niestety, wraz z krążkiem "By the Way", formacja zaczęła stopniowo tracić formę. Dotknęło mnie odrzucenie przez załogę Anthony'ego Kiedisa koncepcji okładki "Stadium Arcadium" zaprojektowanej przez Storma Thorgersona, nadwornego grafika innej, ważnej dla mnie grupy - Pink Floyd. Moja sympatia dodatkowo zmalała po odejściu w 2009 roku Johna Frusciante, a wydany dwa lata później, najsłabszy w karierze zespołu krążek "I'm with You", mocno zawiódł. Na tyle, że przestałem interesować się losami ekipy z L.A., a moich ulubionych piosenek słuchałem ze złamanym sercem. Gdy w 2012 roku zespół grał na Impact Festivalu w Warszawie, zamiast pójść przed scenę, wybrałem spotkanie ze znajomymi. Słyszałem później, że show było całkiem dobre, ale jakoś nie dawałem temu wiary. Bez Frusciante? Dajcie spokój.
Wydanej w tym roku płyty "The Gateway" przesłuchałem z obowiązku, zaskoczyła mnie jednak bardzo pozytywnie. Świetna koncertowa forma grupy, jakiej w Gdyni byłem świadkiem - jeszcze bardziej.
Oglądając open'erowe show nie mogłem się nadziwić, że tak doświadczona życiowo kapela - ma za sobą 33 lata grania, przewinęło się przez nią siedmiu gitarzystów i trzech perkusistów, jej członkowie walczyli z ciężkimi uzależnieniami i traumą po śmierci Hillela Slovaka - jest w stanie wykrzesać z siebie tyle energii. Energii, która nie wynika z chęci odreagowania złych emocji, popisywania się, a nawet profesjonalnego podejścia do koncertowania, bo nic nie działo się na siłę. Show, którego byłem świadkiem, to efekt genialnych umiejętność Flea, które z dziką rozkoszą prezentuje (a całkiem niedawno, po wypadku, w którym złamał rękę, i to ponoć w pięciu miejscach, musiał uczyć się gry na nowo), i osobowości Anthony'ego Kiedisa, miłości obu muzyków do swojej "roboty" oraz chemii, która się między tymi starymi kumplami na scenie wydziela.
Zespół posiadający w repertuarze tak znakomite piosenki, jakie ma RHCP, nie musi silić się na dodatkowe zabiegi, by przypodobać się fanom, wystarczy, że zagra je na odpowiednim poziomie. A Papryczki specjalnie się do gdyńskiego koncertu przygotowały. Flea zaintonował hymn polskich kibiców, wykrzykując słowa "Polska, biało-czerwoni. Polska, biało-czerwoni!", które wśród zebranych, co chwilę gorączkowo sprawdzających wynik meczu Polska-Portugalia na Euro, rozgrywającego się w tym samym czasie, wywołały prawdziwy entuzjazm. Wykonanie na bis, w hołdzie Davidowi Bowiemu jego kompozycji "Warszawa" także ma swoją wymowę.
Wygląda na to, że wraz z 11. albumem w Chada Smitha i Anthony'ego Kiedisa wstąpiła nowa moc. Flea właściwie nigdy nie spuszczał z tonu. Swoje "do pieca" w Gdyni dorzucał też nowy gitarzysta Red Hotów - Josh Klinghoffer, który w końcu wkomponował się do zespołu. Jego gitara nadawała kompozycjom ekipy z L.A. nieco bluesowego powabu. Gorzej z wokalem - na tym polu Josh ma jeszcze sporo do poprawienia. Z drugiej strony, nagłośnienie nie było najlepsze, co może być pewnym usprawiedliwieniem dla nowego nabytku Papryczek.
O tym że "The Getaway" jest udanym albumem świadczyć może fakt, że pochodzące z niego kompozycje: tytułowa, "We Turn Red" i "Dark Necessities", były w Gdyni przyjmowane bardzo przychylnie, zwłaszcza ta ostatnia. Trochę słabiej wyszło z "Go Robot" i "Detroit", ale może te utwory zwyczajnie potrzebują czasu? Oczywiście żadna z wymienionych piosenek nie jest perełką na miarę "Give It Away" (publiczność wręcz oszalała, gdy zabrzmiała na finał), czy utworów z krążka "Callifornication" (wszystkie trzy - tytułowy, "Around the World" i "Otherside" - zostały wyśpiewane razem z Kiedisem), ale swój urok mają.
Open'er Festival 2016: Dzień drugi - koncerty
"Gdy wpatrywałem się dziś w Bałtyk, pomyślałem, że wspaniale być tutaj, móc cieszyć się życiem i występem przed wami" - powiedział w pewnym momencie koncertu Flea. Myślę, że fani grupy także czasu spędzonego w Gdyni z Papryczkami nie żałują, mimo iż musieli poświęcić dlań mecz. Ja na pewno nie. Wspaniale było widzieć autorów płyty "Callifornication" znowu w dobrej formie.