Slayer Mag: Wspomnień czar
Ponad ćwierć wieku od pierwszego numeru, norweski "Slayer Mag" pozostaje nie tylko kopalnią wiedzy o narodzinach i losach death i black metalu, ale i cennym źródłem inspiracji dla kolejnych pokoleń wydawców podziemnej prasy. Jego antologia, "Metalion: The Slayer Mag Diaries", już w czerwcu rozbudzi wspomnień czar.
Na przełomie lat 80. i 90. redagowany po angielsku, norweski "Slayer Mag" był tym dla podziemnej muzyki metalowej, czym "New Musical Express" i "Rolling Stone" dla brytyjskiego rocka i kultury hipisowskiej lat 60., "Melody Maker" dla progresywnych dźwięków lat 70. czy "Sounds", a później "Kerrang!", dla New Wave Of British Heavy Metal dobre trzy dekady temu. W kraju nad Wisłą fanzin prowadzony przez Norwega Jona "Metaliona" Kristiansena był jednak dostępny nielicznym, o ile w ogóle, w czym spore znaczenia miała wciąż jeszcze panująca komuna, ale i znikoma znajomość języka Szekspira wśród polskiej metalowej braci.
"Slayer Mag" był wyjątkowym zjawiskiem nie tylko z perspektywy polskiego fana metalu, ale również dla szerokich mas zwolenników ekstremalnej muzyki metalowej z wielu innych krajów. Najpierw wziął szturmem skandynawską branżę undergroundowych periodyków, by z czasem stać się ikoną podziemnego etosu na skalę europejską, a może i światową.
Jednym z jego konkurentem był redagowany przez Ronny'ego Eide "Morbid Magazine", wydawany początkowo w Norwegii, a później w szwedzkiej Fagerstrze; wysokiej klasy, bogato ilustrowany magazyn o death metalu, który pod koniec lat 80. rządził sceną wespół z pismem Metaliona.
W Norwegii sytuacja wyglądała odwrotnie niż choćby w sąsiedniej Szwecji. Ekstremalnych grup nie było prawie wcale, mieli za to dwa wielkie ziny: "Slayer Mag" i "Morbid Mag".
"W Norwegii nic się wówczas nie działo. Poznawałem tę muzykę zupełnie sam, nikt nie prowadził mnie za rękę, bo nie znałem nikogo, kto słuchałby takich rzeczy. Znalezienie ludzi dzielących podobne muzyczne zainteresowania, zajęło mi kilka lat. Pierwszy numer wypuściłem w 1985" - genezę powstania "Slayer Mag" wspomina Kristiansen, główny animator tape-tradingu w tej części Europy, którego wydawany chałupniczą metodą zin miał się stać wkrótce wyrocznią w dziedzinie diabelskich dźwięków.
"Jeśli chodzi o mnie, na początku znałem dwa ziny z Danii: 'Metallic Beast' i 'Blackthorn'. Bardzo wcześnie pojawiły się na ich łamach recenzje demówki Master i wywiad z takimi grupami jak Possessed i Mefisto. Patrząc na to z perspektywy czasu, takie rzeczy miały na mnie olbrzymi wpływ. Dopiero potem dowiedziałem się o najlepszych norweskich zinach, wśród których największym szacunkiem darzono zwłaszcza 'Slayer Mag'. 'Morbid Mag' nie cieszył się już takim uznaniem, pewnie dlatego że pisali także dużo o thrash metalu. A przecież, kiedy teraz o tym myślę, to było tak dziecinne rozumowanie. No ale cóż, nie mogło być lipy i już" - początki metalowego czytelnictwa w Skandynawii przywraca w pamięci Szwed Nicke Andersson, perkusista i mózg Nihilist / Entombed, oraz jeden z ojców europejskiego death metalu.
"Wtedy rządził 'Slayer Mag'. Choć czytało się 'Metal Forces' i inne ziny z Europy oraz Stanów, 'Slayer Mag' był numerem jeden" - wtóruje mu Ola Lindgren, lider szwedzkiej grupy Grave.
"Bez najmniejszego cienia wątpliwości 'Slayer Mag' był w tamtym czasie zinem, którego najbardziej się ceniło, i przez kilka lat korespondowałem z Jonem. 'Slayer Mag' był tym zinem, który wszyscy znali" - o obowiązkowej lekturze z końca lat 80. mówi Christoffer Johnsson z Therion, późniejszy protoplasta symfonicznego metalu.
"Norwegia już wtedy była na wyższym poziomie niż cała reszta. Szacunek dla Metaliona!" - dodaje Fredrik Karlén z Merciless.
Dość powiedzieć, że w 2006 roku ukazał się nawet materiał w hołdzie "Slayer Mag" - "A Tribute To Slayer Magazine", 7-calowy winyl, za który odpowiedzialni byli Szwedzi z Nifelheim i Sadistik Exekution z odległej Australii.
"Slayer Mag" od samego początku wyróżniały duży profesjonalizm, rzetelność i obszerna treść.
"Pierwsze ziny był raczej mało wyraziste i zajmowały się przede wszystkim thrash metalem i hardcorem. Potem odkryliśmy 'Slayer Mag', i to już była zupełnie inna bajka. Inaczej niż w pozostałych zinach, umieszczał w nim wyłącznie znakomite zespoły, całość była bardzo dobrze napisana i wyglądała wspaniale. Pod koniec lat 80. to była nasza biblia, którą szanowano na całym świecie" - podkreśla Johan Edlund ze szwedzkiej formacji Tiamat.
Podziemny periodyk rodem z Sarpsborga, spokojnej okolicy nieopodal Oslo, stał się również symbolem rozkwitu norweskiego black metalu. Kristiansen komentuje i współuczestniczy w podziemnym życiu ekstremalnego metalu na świecie dłużej niż ktokolwiek inny w Norwegii, zaś jego wspomnienia wydają się cenną pomocą w ułożeniu pełnego obrazu bolesnych narodzin i przełomowych wydarzeń tamtejszego black metalu, na którego punkcie oszalało niebawem całe podziemie i wietrzący dobry interes przemył muzyczny. Pielgrzymki do Sarpsborga opanowały całą Skandynawię.
"W 1989 wraz z Treblinką spędziliśmy tam sylwestra. Cóż mogę powiedzieć - to było mocne. W pewnym momencie Dead (zmarły wokalista Mayhem) prawie sam wyrzucił się przez okno. W owym czasie w Norwegii niewiele się działo; właściwie był tylko Metalion oraz zespoły Vomit i Mayhem. Ale pamiętam, że kiedy tam byliśmy, kręciło się wokół nas trochę naprawdę młodych dzieciaków, i podejrzewam, że to właśnie oni zaczęli zakładać później wszystkie te blackmetalowe kapele. Jednak wtedy uważaliśmy ich za irytujących przydupasów" - wypady do Metaliona wspomina Kristian "Necrolord" Wahlin (Grotesque, Liers In Wait, Decollation).
Książka "Metalion: The Slayer Mag Diaries", zawierająca m.in. wiele opowieści "z życia wziętych" oraz licząca sobie ponad 600 reprodukowanych stron z każdego numeru (od lat 80. do 2010 roku) - razem aż 744 stron w twardej oprawie - to swoista kronika tamtych dni, do których raz jeszcze będziemy mogli wrócić 6 czerwca dzięki Bazillion Points Books, tytułującej się mianem "najmniejszej, choć najcięższej oficyny w historii Ameryki".
Mając na uwadze formę wydania "Dzienników Slayer Mag", odtwarzającą zakurzone karty z poszczególnych numerów magazynu w wersji oryginalnej, edycje w innych językach nie wchodzą raczej w grę. Fani wychowani na black i death metalu, oraz ci wszyscy, który zapragną poznać ich genezę "od środka", niestety, będą musieli przygotować się na wydatek 75 dolarów.
Warto dodać, że za przedsłowia i wstępy odpowiedzialni są tu m.in. Chris Reifert z Autopsy i Death, Tomas "Goatspell" Lindberg z Grotesque / At The Gates, Stephen O'Malley z Sunn 0))) czy Fenriz z Darkthrone, który ideę powstania "Metalion: The Slayer Mag Diaries" określił zgrabnym "Najlepszy pomysł od czasu krojonego chleba".
"To krew płynąca w mych żyłach... To ja, moje przeznaczenie... Nie ma innego wyboru - całkowite poświęcenie" - mówił pod koniec lat 90. Metalion, który muzyką zaczął interesować się w 1982 roku, po ukazaniu się pierwszej płyty Venom.
"Od samego początku starałem się tworzyć 'Slayer Mag' tak szczerze i solidnie, jak tylko umiałem. Inaczej nie potrafiłem. Mam nadzieję, że to, co stworzyłem oprze się próbie czasu"- dodaje dziś.
Zdaje się, że wykarmieni na jego słowach czytelnicy na całym świecie nadzieję tę już dawno temu przekuli w pewność.
Bartosz Donarski
(Cześć wypowiedzi Metaliona i muzyków pochodzi z przełożonych przeze mnie na język polski książek "Szwedzki death metal" i "Władcy chaosu", Kagra 2008 / 2009).