Reżyser "X Factor": Czesław to mój pomysł
Wojciech Iwański to jedna z najważniejszych postaci polskiego show-biznesu. Był reżyserem m.in. "Idola", "Tańca z gwiazdami", "Mam talent", obecnie pociąga za sznurki w "X Factor".
60-letni Iwański ma na koncie również ponad 30 filmów dokumentalnych, ponad 100 reklam, pracował też z Jurkiem Owsiakiem nad Przystankiem Woodstock.
W rozmowie z INTERIA.PL reżyser potwierdza, że Kuba Wojewódzki prawdopodobnie odejdzie z "Mam talent", broni Mai Sablewskiej, ocenia konkurencyjne programy i opowiada o swoich sporach z właścicielami formatu "X Factor".
Co decyduje o sukcesie telewizyjnego show? Co przyciąga ludzi przed ekrany telewizorów?
- Najkrócej mówiąc - emocje. Programy, które niosą ze sobą duży ładunek emocjonalny, są najchętniej oglądane. To klucz do sprzedania programu.
A o jakich emocjach mówimy? Wiadomo że wzruszenie będzie pożądaną emocją... a na przykład irytacja? Gdy irytuje nas, dajmy na to, jeden z jurorów?
- Chodzi raczej o emocje pozytywne. O wzruszenie, o uniesienie, które się przeżywa, gdy na ekranie pojawia się coś ciekawego. Wiadomo że mogą pojawić się elementy irytujące. Ale najgorzej jest wtedy, gdy na ekran wkracza nuda. Kiedy coś się dzieje - możemy się nie zgadzać, może nam się coś nie podobać - ale to są już jakieś emocje. Widz konfrontuje to, co widzi, z własnym gustem, z własnym mniemaniem na dany temat. Nawet jeśli go to irytuje, to nie odchodzi od telewizora, tylko czeka, co się stanie dalej. Rzeczywiście ta paleta doznań jest ogromna, chociaż staram się nie nadużywać negatywnych emocji.
- Gdyby zabrakło tej różnorodności opinii, to następnego dnia w pracy, nudnej najczęściej, ludzie nie mieliby o tym rozmawiać. Prawda jest taka, że i w tramwaju, i na spotkaniu towarzyskim mówi się o naszych programach. W Krakowie jest takie powiedzenie - nieważne co, nieważne jak, byle z nazwiska. To mi w pewnym sensie przyświeca w pracy. Chcę ludziom, którzy mają potrzebę komentowania wszystkiego, dostarczyć pożywki. Żeby to wszystko nie było takie jednoznaczne...
- Można pokazywać wyłącznie pięknych, gładkich i ułożonych, ale można też pokazywać nie-pięknych, kontrowersyjnych, zadziwiających. I to są wszystko emocje.
- Mój ojciec, który ma 88 lat, ogląda ten sam program, który ogląda mój 30-letni syn, i każdy z nich widzi co innego. Jeden mówi: o, jaki fajny freak, a drugi na to: popatrz, z choinki się urwał.
Ale jest ta dyskusja...
- Jest dyskusja, nie siedzą beznamiętnie przed telewizorem, jest o co się zaczepić.
Jest pan zadowolony z dotychczasowego przebiegu "X Factor" i z oglądalności?
- Jestem bardzo zadowolony. Ten program kolejny raz dowodzi, że mamy stałego widza. Ja mam bardzo trudną konkurencję - rywalizowanie w niedzielę z "Ranczem" to jest niezłe wyzwanie. Nas, stacji komercyjnych, nie interesują wyniki ogólne. Możemy je sobie włożyć w ramki i cieszyć się, że mamy cztery czy pięć milionów widzów. To się jednak nie przekłada na interes. Dla nas ważny jest jedynie wynik w grupie komercyjnej: 16-49 lat i w dużych miastach. Tam już dawno pokonaliśmy "Ranczo".
- Proszę zwrócić uwagę, że to dopiero pierwsza edycja programu. Kiedy startował "Mam talent", nie mieliśmy tak dobrych wyników.
- Trzeba też pamiętać, że my z "Ranczem" nie jesteśmy w stanie wygrać w ogólnych notowaniach, bo stacja nie ma takiego zasięgu. Ja z wyników jestem zadowolony, co nie znaczy, że nie liczę na więcej. Jednak publiczność ramówki wiosennej ma z reguły tendencję malejącą, a nie rosnącą. Robi się coraz cieplej, część ludzi gdzieś wyjeżdża i oglądalność ogólna wtedy spada. Ramówka jesienna jest zawsze fajniejsza pod tym względem, bo tam wskaźniki stale rosną. Dni robią się coraz krótsze i ludzie przytulają się do telewizorów.
Jestem ciekaw, jak ocenia pan konkurencję "X Factor". Równolegle wystartowały jeszcze dwa inne muzyczne programy - polsatowski "Must Be The Music" i "Bitwa na głosy" TVP...
- W przypadku Polsatu to jest inny program, niż miał być. Co innego zapowiadali, a co innego robią. Początkowe założenia były takie, że uczestnicy będą prezentować własną twórczość. Zdali sobie jednak moi koledzy sprawę, że w ten sposób niewiele by zdziałali. Dokonali korekty, wprowadzili tam dużo coverów, czyli upodobnili się w pewnym sensie do "X Factor". Nikt im tego nie może zabronić.
- Jeśli chodzi o "Bitwę na głosy", to myślę, że ten program w Polsce nieźle się przyjął, chociaż kiedyś nie wierzyłem, że tak będzie; znam ten format od dawna, znam też jego właścicieli. Mastiff prezentował mi go już wiele lat temu. Jest to zrobione solidnie. Siłą są przede wszystkim dobre aranże muzyczne i to, że gwiazdy, które zebrały swoje chóry, bardzo fajnie do tego podeszły. Myślę, że to jest kawał dobrej roboty, choć nie bez błędów. Ale dla telewizji publicznej to nowa jakość. Dodajmy jednak, że nie robi tego sama publiczna, tylko Mastiff i reżyser, który na naszej antenie od lat zajmuje się "You Can Dance". Są to więc siły trochę sprzymierzone z TVN. Ale to tak jest, że i publiczna, i Polsat (tam robi to Jan Kępiński, który przejął po mnie "Taniec z gwiazdami") sięgnęły do naszych zasobów. Można więc powiedzieć, że rynek się homogenizuje. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Może będziemy mieli jedną globalną telewizję [śmiech].
TVN i TVN-y bis... Wracając do "X Factor", chciałbym poruszyć kwestie personalne, bo tego dotyczą najbardziej namiętne dyskusje. Strzałem w dziesiątkę jest Czesław Mozil.
- Sam jestem pomysłodawcą jego kandydatury. Wiedziałem, że taki człowiek istnieje, ale nie kojarzyłem go nigdy z telewizją. Wpadł mi w rękę bardzo dobry wywiad zrobiony z Czesławem, okraszony pięknymi zdjęciami. Krzyknąłem wtedy: eureka - Czesław Mozil! Wiele osób patrzyło na to sceptycznie, ponieważ nie prezentował się wcześniej w telewizji, ale zrobiliśmy próbę, różnymi drogami dotarliśmy do Czesława i, o dziwo, po tygodniu dostaliśmy informację, że chciałby spróbować, że będzie to dla niego nowa przygoda.
- Jeśli chodzi o Kubę... Współpracujemy od wielu lat, od pierwszego "Idola". Kuba jest po prostu niekwestionowanym liderem w tej dziedzinie. W pierwszym odcinku "X Factor" żartował, że będzie miał na nagrobku napisane "Juror".
Sporo kontrowersji jest przy Mai Sablewskiej. Powiem wprost - raczej nie sprawdza się jako jurorka.
- Jak się patrzy na program, a my to zawsze analizujemy, to nie można powiedzieć, że się nie sprawdza. Ona się może nie sprawdza w tym plotkarskim świecie, portalowym, facebookowym, gdzie na ten temat jest dużo, sprzecznych zresztą, opinii.
- To się zaczęło od tego, że środowisko obruszyło się, dlaczego to Maja - która nie ma być może tylu dokonań, co inni - została wybrana. Stąd to całe zamieszanie. Myślę, że przeciętny widz tak nie powie. Jak rozmawiam na ten temat, to słyszę zdania przeciwne.
- Proszę wziąć pod uwagę to, jak prezentował się Kuba Wojewódzki, gdy startował ze swoim programem. Już tego nie pamiętamy. Kiedy zaczynał, też niektórzy mówili: z tego nic nie będzie. Dajmy sobie trochę czasu. Ta dziewczyna po raz pierwszy stanęła przed kamerą telewizyjną. Od razu skoczyła na głęboką wodę. Nie przesądzajmy niczego. Gdybym był czymś zaniepokojony, gdybym nie wierzył, że się uda, to pewnie coś już bym robił w tej sprawie. Ale nie widzę takiego powodu.
- Pamiętajmy też, że rola jury w tym programie jest zupełnie inna. To oni stają się mentorami, ustalają repertuar, stylizację, biorą udział w rozmowach na temat każdego show. Oni wystawiają uczestników jako swoją drużynę. Poczekajmy, co z tego wyniknie. Maja również wystawi swoją drużynę, zobaczymy, kto wygra.
Z tego co wiem, drużyny będą dzielone według kategorii. Jak to będzie w polskiej edycji wyglądać?
- U nas te kategorie są trochę inne, bo nie ma czterech jurorów, jest ich trzech, więc będą trzy drużyny. Pierwsza to grupa wiekowa 16-24, druga to 25+, a trzecia to zespoły wokalne.
- To jest, w moim odczuciu, nieszczęśliwe. Mieliśmy ogromną grupę młodych ludzi. Tych 25+ zawsze jest mniej, to już nie są debiutanci. Albo nie osiągnęli tego, co chcieli albo nagle zdali sobie sprawę, że marnują życie i powinni śpiewać. Jeśli chodzi o zespoły wokalne, to tu jest najgorzej. Poza Audiofeels nie przypominam sobie, by jakiś się wybił w ostatnich latach. Właściciele formatu nie chcieli się jednak zgodzić na zmianę tych kryteriów. Podział na dziewczyny, chłopaków i 25+ byłby, moim zdaniem, najlepszy. Grupy są u nas trochę sztucznym tworem. Cięcia wśród tych najmłodszych uczestników były, niestety, szalenie drastyczne.
Na koniec zapytam jeszcze o plotkę, która się ostatnio pojawiła w sieci, jakoby Kuba Wojewódzki odszedł z "Mam talent". Czy to prawda?
- Wszystko na to wskazuje, że Kuba Wojewódzki skupi się na "X Factor", że nie będzie chciał występować w dwóch podobnych formatach. To racjonalne podejście. Nie mogę jeszcze potwierdzić, bo nie ma oficjalnie takiej decyzji, ale znając Kubę, tak się stanie. On ma taką zasadę, że nie przekracza pewnej granicy. Poza tym myślę, że bardziej odpowiada mu "X Factor". Ale nie chcę wypowiadać się za niego, w stosownym czasie podejmie decyzję.
Dziękuję za rozmowę.
W niedzielę 3 kwietnia zobaczymy ostatni odcinek castingowy "X Factor". Tydzień później wyemitowany zostanie odcinek "obozowy" - w tym etapie ze 100 uczestników zostanie wybranych 15 najlepszych. Po pięciu w każdej kategorii (16-24, 25+ i zespoły). W kolejnym tygodniu zobaczymy, jak uczestnicy zamykają się w domach jurorów i przygotowują do odcinków na żywo - jurorzy ostatecznie wystawią po trzech uczestników z przydzielonej im kategorii. Później czeka nas sześć koncertów na żywo - za każdym razem odpadnie jeden wykonawca - a na koniec wielki finał.