"Mam talent": Skazani na śpiew

Popularne stają się utyskiwania na wokalnych uczestników programu "Mam talent". Jest ich ponoć za dużo i wypaczają sens show. Tymczasem za granicą wokaliści w "Mam talent" dominują i nikt z tego powodu nie drze szat.

Ania Teliczan podczas półfinałowego występu - fot. Marek Ulatowski
Ania Teliczan podczas półfinałowego występu - fot. Marek UlatowskiMWMedia

Walka o "czystość" polskiego "Mam talent" to dość specyficzna krucjata mająca dowieść, że lepszy tancerz od śpiewaka i że cyrk to bardziej wartościowa i ciekawa rozrywka od muzyki. Talent do wyginania śmiało ciała jest bardziej talentem niż śpiewanie, bo przecież śpiewać może każdy. Poza tym jest to zajęcie mało oryginalne i zbyt często pokazywane w telewizji.

W drugiej polskiej edycji w finale mamy już braci Legun, Jessicę Merstein i Anię Teliczan. Dużo? Nie, jeśli spojrzymy na finałowe składy najważniejszych zagranicznych edycji.

"America's Got Talent" to program zdominowany przez wokalistów. Mieliśmy jak dotąd cztery edycje, a co za tym idzie - cztery finały i 40 finalistów. Spośród nich śpiewało aż 22, a więc średnio więcej niż co drugi. Trzy razy program wygrywał wokalny uczestnik, a raz - komik.

W Niemczech ("Das Supertalent") dokładnie co drugi finalista czarował śpiewem. Odbyły się do tej pory dwie edycje. W pierwszej proporcja wokalistów do reszty uczestników wynosiła 6/10, a w drugiej 4/10 - łącznie 10/20. Wygrał raz wokalista, a raz muzyk grający na harmonijce.

W pierwszej serii "Britain's Got Talent" śpiewało trzech z sześciu finalistów. Druga seria to proporcja 3/10, a trzecia 4/10. Raz wygrał wokalista (Paul Potts), a dwa razy taneczni uczestnicy (drugie miejsca dla wokalistów - Andrew Johnstona i Susan Boyle).

Dlaczego "Mam talent" to program skazany na wokalistów? Będziemy się przez chwilę poruszać na granicy banału, ale co tam: to właśnie muzyka najsilniej oddziałuje na nasze emocje, pięknie zaśpiewany utwór może wzruszyć, zachwycić, ukoić, czego niestety nie można powiedzieć o cyrkowcach, brzuchomówcach, magikach, treserach i innych.

Porównajmy jakość (tak, jakość) emocji związanych z występami Kony'ego i Ani Teliczan. Przy Konym można było się uśmiechnąć - zrobił śmieszne kukiełki, puścił przeboje, kukiełkami pomachał, może za brzuch się jeszcze nie trzymamy, ale co niektórzy śmiało rechoczą z parodii jurorów; poza tym to sympatyczny chłopak, dajemy mu w nagrodę finał. Teliczan, jak powiedziała Agnieszka Chylińska, "smędziła" i w ogóle smuty z nudami. Kiedy jednak w te smuty z nudami się wczujemy, kiedy jej niesamowity wokal do nas trafi, możemy odlecieć, zadumać się, rozmarzyć...

Rozumiem postulat, że ideą programu jest zróżnicowanie i do tego zróżnicowania należy dążyć. To jednak głos ludu jest ostatecznym decydentem, nie głos malkontentów. "Mam talent", dzięki temu że finalistów wybierają widzowie, jest jednym z ciekawszych eksperymentów na granicy socjologii, psychologii i kultury. Mimo że forma występów jest dowolna, mimo że teoretycznie może przyjść każdy, kto ma talent i pomysł, wciąż nie wymyślono nic lepszego niż śpiewanie.

Michał Michalak

Czytaj także:

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas