Tłumaczą się za afery w Opolu. Marcin Daniec i Andrzej Piaseczny w ogniu krytyki
Zarówno Marcin Daniec, jak i Andrzej Piaseczny nie uciekli od krytyki po festiwalu w Opolu. Obaj wcielili się w rolę prowadzących podczas tegorocznych koncertów. Satyryk zaliczył niemałą wpadkę - pomylił nazwisko jednego z wykonawców. Z kolei Andrzejowi Piasecznemu plątał się język. Zainteresowani postanowili wytłumaczyć swoje błędy, lecz nie wszyscy potrafili schować dumę do kieszeni.
W ostatni weekend odbył się festiwal w Opolu, natomiast emocje związane z prestiżowym wydarzeniem wciąż nie opadły. W mediach na bieżąco pojawiają się nowe informacje, dotyczące afer i skandali, które miały miejsce na scenie i za kulisami. Wiele osób komentuje wystąpienia artystów, ich stylizacje sceniczne czy dobór repertuaru. W ostrzu krytyki znaleźli się jednak prowadzący całe wydarzenie.
Konflikt na festiwalu w Opolu
Podczas sobotniego koncertu SuperJedynek na scenie miała miejsce wpadka, która jest szeroko komentowana w mediach. Prowadzący - Marcin Daniec - kilkukrotnie pomylił wokalistę Oddziału Zamkniętego. Kultowy zespół powrócił w tym roku na opolską scenę i przypomniał publiczności znane utwory sprzed lat - "Ten wasz świat" i "Obudź się". Obecnym liderem formacji jest jej gitarzysta i współzałożyciel - Wojciech Łuczaj-Pogorzelski. Wokalistą grupy jest z kolei Krzysztof Wałecki, który powrócił w 2016 r., a wcześniej śpiewał w zespole w latach 1995-2000.
Konflikt, który miał miejsce w Opolu rozpoczął się od niefortunnych słów Marcina Dańca, prowadzącego show. "Jaryczewski, idę do ciebie" - powiedział na oczach milionów widzów gospodarz koncertu. Następnie kilkukrotnie powtórzył błędne nazwisko, zwracając się do Krzysztofa Wałeckiego. Daniec pomylił go z pierwszym wokalistą Oddziału Zamkniętego - Krzysztofem Jaryczewskim - który obecnie stoi na czele konkurencyjnej grupy Jary Oddział Zamknięty. Na twarzach wszystkich muzyków formacji malowało się zażenowanie i wywiązała się afera.
Wokalista Oddziału Zamkniętego żąda przeprosin
Wokalista Oddziału Zamkniętego oczekiwał przeprosin od Marcina Dańca. Gdy tylko festiwal się zakończył, opublikował w swoich mediach społecznościowych dosadny komunikat, w którym apelował o szacunek do artystów. "Do tej pory nie wiem co się właściwie wydarzyło, czy to miał być taki dowcip? Czy jakaś fatalna pomyłka? W każdym razie nie lubię braku szacunku dla kogokolwiek, także dla siebie. Daniec jako prezenter powinien znać moje nazwisko" - pisał muzyk.
"Nikt nie przeprosił, nikt nie zdementował... A ja mam poczucie zepsutego smaku i totalnej amatory w wykonaniu, bądź co bądź, zawodowca. (...) Naucz się więc 'profesjonalisto' na zawsze, że nazywam się Krzysztof Wałecki i masz mnie szanować" - podsumował swój żal Krzysztof Wałecki.
Marcin Daniec wytłumaczył swoją wpadkę
Marcin Daniec po kilku dniach skomentował całe zajście. Zaznaczył przy tym, że zdążył już przeprosić wokalistę za niefortunną pomyłkę. Według jego wersji wydarzeń, scenariusz koncertu, na którym się opierał, zawierał błędne sugestie.
"Podczas długich i profesjonalnych przygotowań do koncertu SuperJedynek w Opolu otrzymałem profesjonalny scenariusz i materiały dotyczące działalności i osiągnięć poszczególnych zespołów. W notatkach o zespole często pojawiało się nazwisko Krzysztofa Jaryczewskiego, zatem sądziłem, że tego dnia wystąpi z panami" - wyznał satyryk w rozmowie z Pomponikiem.
Prowadzący wysłał wiadomość z przeprosinami za pomyłkę
Marcin Daniec udowodnił także, że wysłał wokaliście Oddziału Zamkniętego wiadomość z przeprosinami. Zawierała ona jednak pewną złośliwość. Satyryk nie potrafił w pełni schować dumy do kieszeni i zażartował dokuczliwie w stronę Krzysztofa Wałeckiego.
"Jeśli obejrzy pan powtórkę bez emocji, dostrzeże szacunek i sympatię, z jaką traktowałem każdego wykonawcę! Serdecznie pana przepraszam za tę pomyłkę, ale na żywo nie widziałem panów od... 25 lat" - napisał prowadzący koncert SuperJedynek w SMS-ie.
Andrzej Piaseczny padł ofiarą krytyki
Innym prowadzącym, który także musiał zmierzyć się z ogromem krytyki po festiwalu w Opolu był Andrzej Piaseczny. Poprowadził jeden z koncertów u boku Kayah. Artysta niezbyt często ma okazję być gospodarzem tego typu wydarzeń, zwykle raczej występuje na nich w roli wokalisty. Wpłynęło to na poziom jego tremy i sprawiło, że wiele osób dopatrzyło się błędów.
Wokalista przyznał, że nie czyta krytycznych komentarzy w internecie, jednak część z nich dotarła do niego inną drogą. "Ja się tremowałem. Tremowałem się trzy razy bardziej, niż śpiewając, więc poplątania języka nie mogłem uniknąć zupełnie" - wytłumaczył Piaseczny w rozmowie z Plejadą.
"Nigdy nie jesteśmy w stanie zadowolić wszystkich, dlatego krytyka jest wpisana we wszystko, co robimy" - podsumował artysta.