Czego słucha nasza redakcja? Babie Lato, Benjamin Clementine i bdrmm
Przyszła wiosna, a jak wiosna, to nowe premiery. Czy musimy mówić kolejny raz, że na pewno każdy znajdzie tutaj coś dla siebie? Bo w naszych propozycjach znajdziecie naprawdę wszystko. Przez polską alternatywę, soul i funk, po hardcore punk. Częstujcie się!

OLIWIA KOPCIK
Bluszcz "Tylko Spokój" - znowu oszukuję i polecam jeden utwór, żeby jednocześnie polecić całą płytę. Z Bluszczem mam bardzo niewierną relację, przyznaję. Poznałam już przy "Juniorze", potem jakoś odeszłam, żeby wrócić na kilka piosenek z "Kresz", potem znowu nie, ale za to jak zabrałam się za słuchanie "HOBBY", to już tak naprawdę na poważnie. Nie wiem, ile tam jest odtworzeń, ale 80% jest moje. No a "Tylko Spokój"? "Nie wiem, jak odpocząć mam tak bez poczucia win. Spokój tylko imponuje mi" - totalnie.
BRK "Barry Black" - płyta, na którą czekałam z niecierpliwością od momentu, jak przez kilka dni maniakalnie zapętlałam "Po co mi to?". Dla tych, którzy BRK kojarzą choćby z projektów z Grubsonem ("Gruby Brzuch" nadal jestem w stanie zaśpiewać cały z pamięci), mogą być zaskoczeni - jak mówił sam wokalista - jego wspaniałym, aksamitnym głosem. I to wcale nie jest sarkazm! Idealnie wpasowuje się w te soulowo-funkowe klimaty. Śmiało mogłabym dać tej płycie 10/10. Nie ufam ludziom, którzy nie tańczą przy takim "Payback".
WERONIKA FIGIEL
BABIE LATO, Margaret, Sara James, Zalia "Co za noc" - Zazwyczaj single, tworzone przy okazji reklam, festiwali czy innych akcji specjalnych, kojarzą mi się z denerwującymi dżinglami, których wcale nie chcesz słuchać, ale potrafią tak wryć się w głowę, że nie da się ich pozbyć. Ta piosenka zdecydowanie mnie zaskoczyła. Artystki pokazały, że da się stworzyć polski girlsband, który nie będzie kiczowaty. "Co za noc" to definicja popowego hitu, którego nie może zabraknąć na żadnej imprezie.
Sonbird "EP25" - Pod koniec marca Sonbird zaliczyli swój wielki powrót i powiedzieć, że czekałam na to z niecierpliwością, to jak nic nie powiedzieć. W czterech piosenkach zamknęli okres pięcioletniego niewydawania muzyki i choć mam przez to lekki niedosyt, z ogromną przyjemnością słucham tych utworów, czekając na kolejne. W nowych kawałkach słychać charakter Sonbird, który pokochałam przy ich debiucie, ale nie da się nie zauważyć też wielkiego progresu. Każda z piosenek wydaje się zupełnie inna, jakby chciała dopasować się do aktualnego samopoczucia słuchacza. Mój faworyt z albumu - "mimo to" - idealnie oddaje panujący wokoło wiosenny klimat i - jak śpiewa wokalista - aż się "chce tańczyć, wykorzystać ten czas".
ALICJA RUDNICKA
Benjamin Clementine "Phantom of Aleppoville" -Clementine to artysta, który nieustannie unika prostych klasyfikacji. "Phantom of Aleppoville" to nie tylko piosenka - to literacko-muzyczny manifest, który balansuje na granicy współczesnej opery, poezji śpiewanej i czegoś, co śmiało można by nazwać post-klasycznym art-popem. Jego zmienna dynamika jednocześnie pobudza i koi. W utworze tym słyszymy dramat dziecka, który wybrzmiewa z monumentalną teatralnością, jakby Benjamin na chwilę wszedł w rolę antycznego tragika. Za każdym wersem kryje się trauma, ale i coś jeszcze - przemyślana metafora, społeczna wrażliwość podszyta doświadczeniem outsidera. Instrumentarium - oszczędne, ale głęboko emocjonalne - potęguje uczucie niepokoju i delikatności. Fortepian Clementine’a nie tyle towarzyszy wokalom, co prowadzi słuchacza przez kolejne warstwy narracyjne, pełne aluzji i symboli. Chciałabym móc cofnąć się w czasie, żeby znów móc usłyszeć ten utwór po raz pierwszy.
Black Country, New Road "Forever Howlong" -"Forever Howlong" Black Country, New Road, to krok w zupełnie inną stronę niż to, do czego przyzwyczaili nas na debiucie czy "Ants From Up There". Czy jest to dobry album na wiosnę? Jak najbardziej! Nie tylko ze względu na niedawną premierę, ale też przez swoje brzmienie. Nie jest energetyczny, ale powoli rozwija się i uczy cierpliwości, dokładnie tak samo jak pora roku, która do nas przyszła. Zespół zszedł tu z pompatycznych, post-rockowych wyżyn na znacznie bardziej osobisty grunt. Nie ma tu już dramatycznych i ekstatycznych wybuchów - zamiast tego otrzymujemy utwory, które są bardziej jak szkice, notatki, czasem nie do końca dopowiedziane historie, które właśnie przez to wydają się prawdziwsze. Przez cały album słychać ogromną wrażliwość na detal - brzmienia jakby na granicy rozpadania się, mikro przesunięcia rytmiczne, celowe "niedokończenia" fraz. Jeśli "Ants…" było spektaklem, to "Forever Howlong" jest szeptem w pustym pokoju. Moje ulubione utwory powtarzane w kółko to "For The Cold Country" i "Nancy Tries to Take the Night".
TYMOTEUSZ HOŁYSZ
Turnstile "NEVER ENOUGH" - W 2021 roku Turnstile kompletnie zdominowali, jeśli chodzi o moje letnie muzyczne wybory dzięki genialnej płycie "GLOW ON". Wracam do niej niemal za każdym razem, gdy robi się choć trochę ciepło, bo to świetna mieszanka hardcore punku podszyta fenomenalną rytmiką i popową przebojowością. Mimo tego ochota na coś nowego w ich repertuarze wciąż narasta. Na całe szczęście grupa powraca z nowym albumem już 6 czerwca, a singiel "NEVER ENOUGH" zwiastuje naprawdę cudowne "Turnstile summer".
Deafheaven "Lonely People With Power" - Wielkimi krokami zbliża się lato, na zewnątrz jest już dość ciepło, więc to idealny moment, żeby posłuchać... black metalu. No dobra, nie jest to taki zwykły black metal, ponieważ czuć w nim spory pierwiastek shogaze'u. W muzyce Deafheaven jest coś, czego do końca nie potrafię nazwać, ale dzięki czemu ich muzyki świetnie słucha się o każdej porze roku. Być może to te pełne nadziei i pewnej finezji wysokie partie gitarowe, może Radioheadowe, oniryczne zagrywki połączone ze skrzeczącymi wokalami George'a. Jedno jest pewne. Od momentu premiery, krążek "Lonely People With Power" nie wypadł z mojej rotacji i zapowiada się jako solidny pretendent do płyty roku!
BARTŁOMIEJ WAROWNY
Marina "CUNTISSIMO" - Nowa Marina to sprytna układanka części, za które kochamy pewność siebie. Pokazuje nam sposób życia, który, za pomocą włoskich atrybutów, kreśli jasną tezę - siła jest w tych, którzy nie czekają na ster, tylko za nim stoją. A najlepiej byłoby, gdyby w ogóle nim byli. I właśnie taka jest nowa era Mariny. Władcza, mocna, abstrakcyjna, głośna i zżyta ze świadomością. Artystka wystąpiła na tegorocznej Coachelli i, krótko mówiąc, totalnie mnie zachwyciła. Wydaje się, że moment zapowiedzi jej nowego projektu jest perfekcyjny. Jedni kochają "The Family Jewels", drudzy uwielbiają kultową płytę "Electra Heart", a jeszcze następni nadal nie mogą przejść obojętnie obok "Froot", "Love + Fear" czy "Ancient Dreams in a Modern Land". Do dyskografii wokalistki wielkimi krokami dochodzi album "Princess of Power". Krążek ma wielkie szanse na to, aby tytułową moc, siłę i potęgę rozciągnąć na cały 2025 rok. I tak, nadal mówimy "YOLO".
LemON "Tu" - Nigdy bym nie pomyślał, że ten album przypomni mi się zaawansowaną wiosną. Pamiętam, że zapętlałem go kilka lat temu zimą, ciężkim styczniem, a nawet jeszcze bardziej nijakim lutym. Aż tu nagle, w łazience, znikąd Spotify podsunął mi "Myśl". Na chwilę zrobiło się chłodniej, ale zarazem lepiej. "Tak nie nie" to jedna z najbardziej emocjonalnych polskich piosenek, choć na próżno szukać w niej nostalgii. Liczy się tu i teraz, aż do "Full Moon", bo Igor Herbut nie bierze pod uwagę półśrodków. Przypomniało mi się, jak bardzo kocham jego "Nice" i "AKE". Ten człowiek zawsze potrafił ubrać komercję w piękny, awangardowy kostium, który z reguły nie służy na co dzień. W głosie ma drut, cierpienie, ale i humor. Wiele humoru! Zresztą zrobił mi dowcip w łazience, na co zazwyczaj nie pozwalam. Zrobiłem wyjątek tylko dla Igora.
MICHAŁ BOROŃ
The Swell Season "People We Used To Be" - Płakaliście na filmie "Once"? To wyciągajcie z powrotem chusteczki. Po latach nareszcie pod szyldem The Swell Season spotkali się Irlandczyk Glen Hansard i pochodząca z Czech Markéta Irglová. Parą byli nie tylko na ekranie, ale i poza nim, razem odbierali Oscara za "Falling Slowly". Uczucie po kilku latach wprawdzie wygasło, ale na szczęście nie wygasło ich muzyczne porozumienie. W przededniu rozpoczęcia europejskiej trasy dostaliśmy premierową piosenkę "People We Used To Be" i zapewniam was, że będziecie płakać w Krakowie (Klub Studio, 23 maja) i Warszawie (Klub Stodoła, 24 maja). Największych twardzieli zapraszam do sprawdzenia akustycznej wersji, na to nie ma już mocnych.
"Ta piosenka powstała z tych szczerych rozmów o związkach - jak pokazujemy różne wersje siebie od tych pierwszych magicznych chwil miesiąca miodowego do trudnych rozdroży, na których decydujemy: czy będziemy patrzeć, jak to się wypala, czy walczyć o to, co ważne?" - mówi Markéta o "People We Used To Be".
PIOTR WITWICKI
The Man Living, KRS-One "Faith" - KRS-One to prawdziwy mistrz featuringu. Pojawia się w przeróżnych nagraniach i zawsze wychodzi z nich z twarzą. Ten kawałek należy do bardziej klasycznego nurtu tego typu spotkań. Nie jest to odkrywcza muzyka, ale brzmi dobrze. Idealna przystawka przed poniedziałkowym koncertem KRS-One w Progresji.
bdrmm "Microtonic" - nowoczesny shoegaze, który eksperymentów się nie boi. Piosenki rozjeżdżają się, by nabierać konkretnej formy. Muzyczne plamy łączy gitarowy bałagan albo elektroniczny konkret. bdrmm nie są już modni, jak za czasów "Bedroom", ale nie składają broni. Nowa płyta jest odważna, wciągająca i niestety trochę przemilczana. Warto dać jej szasnę. "Microtonic" to idealna przeciwwaga dla budzącej się wiosny.
JAROSŁAW KOWAL
Backxwash "Wake Up" - Kiedy pięć lat temu rozmawiałem z Backxwash, jako inspiracje wymieniła między innymi Black Dresses, Run The Jewels, Moodie Black, Jpegmafię, Annę von Hausswolff i klasyczne r'n'b. Zestawienie na tyle różnorodne, że znalezienie dla niego punktu wspólnego mogłoby się wydawać niemożliwe, a jednak pochodząca z Zambii, mieszkająca od siedemnastego roku życia w Kanadzie artystka rzeczywiście potrafi wszystkie te wpływy połączyć w spójnym, wielowarstwowym, z jednej strony ponurym, z drugiej gniewnym brzmieniu. Na tegorocznym "Only Dust Remains" doprowadziła samodzielnie opracowaną formułę do perfekcji, a utwór "Wake Up" sam w sobie przez siedem minut ukazuje wiele oblicz tej wyjątkowej, odważnie wykraczającej poza schematy twórczyni.
Hesse Kassel "La Brea" -Na scenie muzycznej Chile sporo się w ostatnim czasie dzieje. Slackerski Veasetambien, posthardcore'owy Cóclea, mathrockowy Asia Menor czy artrockowy Chini.png to jedni z najciekawszych niedawnych debiutantów, ale wszystkich przyćmił fenomenalny pierwszy album Hesse Kassel. W tym przypadku dopasowanie choćby orientacyjnej łatki estetycznej jest znacznie trudniejsze, ale na pewno każdy, komu bliskie są wczesne Black Country, New Road, Maruja czy nawet Swans znajdzie tutaj coś dla siebie. Imponujące są nie tylko gatunkowe mezalianse, w których spotykają się skrajności - gęste jazz fusion z przestrzennym post-rockiem, popularny w ostatnich latach na Wyspach sprechgesang z krzykiem - ale również zarejestrowanie blisko osiemdziesięciu minut muzyki bez zmarnowania choćby sekundy. To nie jest album, który dałoby się poszatkować i umieścić jego fragmenty na playlistach. Koniecznie trzeba go wysłuchać w całości.
Zobacz również:
- Czego słucha nasza redakcja? Fisz Emade Tworzywo, Spokój i Zuta
- Tego słuchała redakcja Interii Muzyki w 2024 roku. To najlepsze zagraniczne albumy, które przykuły naszą uwagę
- To najlepsze polskie płyty w 2024 roku. "Słuchacze nie będą na to gotowi"
- Run-D.M.C., The Pogues i Kayah. Musisz poznać te świąteczne przeboje