Australia na Eurowizji, czyli spore pieniądze i wielkie gwiazdy
Mogłoby się wydawać, że udział Australii w Konkursie Piosenki Eurowizji jest najzwyklejszym w świecie dowcipem. Jednak organizatorzy wcale nie żartowali, tylko wymyślili, w jaki sposób wyróżnić 60. edycję festiwalu.
10 lutego organizatorzy poinformowali opinię publiczną o swojej decyzji - Australia weźmie udział w Eurowizji 2015. Będzie to pierwszy kraj na imprezie, który nie jest aktywnym członkiem Europejskiej Unii Nadawców. Co więcej, Australia od razu wystąpi w finale, gdyż, jak przyznają pomysłodawcy, udział tego państwa mógłby skomplikować półfinały.
Kasa do wzięcia
Wydaje się jednak, że zaproszenie Australii jest nie tylko zabiegiem prestiżowym, ale i ekonomicznym. Kraj z południowej półkuli globu ma rzesze fanów konkursu organizowanego w Europie. Transmisje Eurowizji w tym państwie można oglądać już od ponad 30 lat, a od 2009 roku Australia wysyła swoich reporterów na miejsce.
Ogromne zainteresowanie łączy się z ogromnymi pieniędzmi. Eurowizję w 2014 roku obejrzało w Australii ponad trzy miliony widzów. Całkiem nieźle jak na kraj, który nie startował i który dzieli od Europy kilka stref czasowych.
Dobra oglądalność też nie wzięła się znikąd. W 2014 roku w drugim półfinale poza konkursem wystąpiła uczestniczka czwartej edycji australijskiego "Idola", Jessica Mauboy (zaśpiewała utwór "Sea of Flags").
Również w poprzednich edycjach występowały australijskie gwiazdy, które reprezentowały europejskie barwy. W 1974 roku Olivia Newton John startowała pod flagą Wielkiej Brytanii. W 1997 Wielką Brytanię reprezentowała Ginna G, a w 2006 roku w grupie Texas Lightning występowała Australijka Jane Comeford.
Wszystkie ręce na pokład
Skoro mieszkańców Australii przed telewizory przyciągnęli europejscy wykonawcy, często mało znani nawet na Starym Kontynencie, to co byłoby, gdyby nowego uczestnika Eurowizji reprezentował ktoś naprawdę wielkiego formatu?
Po podaniu informacji do mediów, Australijczycy natychmiast rzucili się do typowania, kto z ich kraju może pojawić się na europejskiej imprezie. Faworytkami szybko stały się Sia oraz Iggy Azalea, czyli gwiazdy będące obecnie w absolutnej czołówce artystów muzyki rozrywkowej. Wiele osób uznało również, że na Eurowizję powinni wybrać się panowie z AC/DC, Chet Faker lub Kylie Mingoue.
Gdyby faktycznie Australia wysłała kogoś z wyżej wymienionych gwiazd, oglądalność wydarzenia mogłaby poszybować w górę. I nie mówimy tutaj tylko o Australii, ale także o krajach europejskich. Któż bowiem nie chciałby zobaczyć w Polsce jak Iggy Azalea rywalizuje np. z Dodą? Oczywiście większa oglądalność równa się większym zyskom.
Co ważne, gdy Australia wygra, musi zrealizować kolejną edycję konkursu w Europie. Najprawdopodobniej dostanie też szansę wysłania następnego reprezentanta. Dużo osób zastanawia się, czy w ten sposób nie zostanie stworzony interesujący precedens, który pozwoliłby na 70. Eurowizję zaprosić m.in. Stany Zjednoczone.
Izrael przetarł szlaki
Pamiętać należy, że Australia jest pierwszym krajem spoza Europejskiej Unii Nadawców (do której należą również kraje z Afryki północnej i Bliskiego Wschodu), jednak nie pierwszym spoza Europy.
W 1973 roku na Eurowizji zadebiutował Izrael (do tej pory triumfował w konkursie trzykrotnie, pierwszy raz w 1978 roku). W 1980 roku na imprezie pojawiło się Maroko. Lata 2006, 2007 i 2008 to odpowiednio debiuty: Armenii, Gruzji i Azerbejdżanu.
EBU w swoich szeregach ma też inne interesujące kraje takie jak: Algieria, Egipt, Jordania, Liban i Libia. Nigdy jednak żaden z tych krajów nie postanowił wysłać swojego reprezentanta do Europy. Z Australią w tym wypadku jest o tyle łatwiej, że państwa z południowej półkuli globu nie ograniczają różnice kulturowe.
Czy Australia szturmem podbije Europę i wygra Eurowizję? Ma na to dużą szansę, zwłaszcza że będzie startować z pozycji pewnej ciekawostki. Duża gwiazda mogłaby te szanse tylko zwiększyć.