"Wyzbyliśmy się kompleksów"
Kiedy zakładali zespół, nie myśleli o karierze międzynarodowej. Ten rok, to dla nich wielki przełom. Zmienili nazwę (z Ocean na OCN), dołączyli do grona światowych artystów firmy Warner Music Group i nagrali płytę pod okiem laureata Grammy, Vance'a Powella.
Jak do tego doszło oraz w jaki sposób zamierzają wykorzystać otrzymaną szansę, Maciej Wasio (wokal, gitara) opowiedział Justynie Grochal.
"Z nami jest ten problem, że my nie mamy kompletnie żadnych ambicji międzynarodowych" - to wasze słowa sprzed lat. Co się zmieniło?
- Zaczęło się tak na prawdę od płyty "Wojna Świń", którą miksowaliśmy w Stanach z Vance'em Powellem. Bardzo mocno namawiał nas na przygotowanie anglojęzycznej wersji płyty. Pewnie gdyby nie zmiany personalne u nas, tak też by się stało. Następnie pojawił się konkurs organizowany przez festiwal Sziget, na który wysłaliśmy trzy utwory po angielsku. Okazało się, że numery spotkały się z super przyjęciem i finalnie wygraliśmy. Postanowiliśmy przygotować cały set, razem ze starszymi numerami po angielsku i nie ma co ukrywać, zostaliśmy świetnie przyjęci na samym festiwalu. To był dla nas poważny sygnał, że może warto by spróbować. Postanowiliśmy zarejestrować nasz pierwszy singel "Waterfall" i rozesłać go do mediów. Numer "zapalił" i przez przyjaciół z polskiego Warnera, trafił na biurko dyrektora europejskiego oddziału firmy. W zasadzie automatycznie wyraził on chęć pracy z nami. Ot, taka historia.
Macie na koncie już pięć płyt. Teraz zmieniliście nazwę, wydaliście szósty, być może przełomowy album "Waterfall". Jakie są wasze oczekiwania związane z nową płytą?
- Nie ma co ukrywać, że to co się aktualnie dzieje, mocno przerosło nasze oczekiwania. Jedyne na co możemy teraz liczyć, to by pokazać się z naszą muzyką jak najszerszej grupie ludzi. Jeżeli ocenią, że to co robimy jest fajne, to super. Chcielibyśmy, aby przynajmniej mieli okazję nas poznać, posłuchać płyty i zobaczyć live.
Tak jak powiedziałeś, do współpracy z Warnerem doszło za sprawą utworu "Waterfall". Możesz opowiedzieć historię tej piosenki?
- To pierwszy utwór, jaki zrobiliśmy na ten album. Od momentu demo do gotowej formy wszystko przebiegało naturalnie, a nawet automatycznie. Ten numer gra się tak naprawdę sam. Ma bardzo nośny puls i wewnętrzną energię. Pamiętam, że po napisaniu tej piosenki zadzwoniłem do chłopaków z informacją, że mamy naprawdę mocną piosenkę. Jak widać nie było to złudzenie.
Jak układała się wasza współpraca w studio z Vance'em Powellem?
- Zaskakujące jest to, jak świetnie się rozumiemy. Od naszego pierwszego spotkania coś między nami "zażarło" i okazało się, że na wiele kwestii mamy identyczne zdanie. Vance przy tej płycie wygenerował w nas całą masę energii, o której chyba sami nie wiedzieliśmy. Absolutnie dodał nam skrzydeł i pozwolił nam wyzbyć się kompleksów. Sądzę, że to najbardziej słychać na tej płycie.
Czy teraz po podpisaniu kontraktu z Warnerem macie w planach koncerty również poza Polską?
- To dla nas tak naprawdę główny element współpracy z Warnerem. Nasz kontrakt zaowocował podpisaniem umowy z niemiecką firmą Nauland Concerts, z którą zaraz po zakończeniu okresu promocyjnego w Polsce, siadamy do budowania całej strategii zagranicznej. Zdajemy sobie absolutnie sprawę z ogromu pracy która nas czeka, ale nie możemy się doczekać, żeby ją podjąć.
Jak myślicie, co w was mogłoby spodobać się międzynarodowej publiczności?
- To trochę nie jest pytanie do nas. Sądzę, że w aktualnej formule OCN brzmi ciekawiej, niż poprzednio. Samo granie w trio jest olbrzymim wyzwaniem. Zważywszy na opcję rejestracji albumów na setkę i do tego na taśmie. Trzeba bardzo sprytnie wszystko zaaranżować tak, by nie było wrażenia pustki. Natomiast kiedy ta robota zostanie wykonana, możemy być spokojni o efekt koncertowy, gdyż im mniej środków, tym więcej kopa. Oczywiście na sam koniec najważniejsze są piosenki i czas pokaże, jak dobre mamy aktualnie.
W wywiadach sprzed kilku lat podkreślaliście, że nie chcecie stać się produktem wytwórni. Czy kontrakt z Warner ograniczał w jakiś sposób wasze decyzje, pomysły, wizje?
- Przy płycie "Waterfall" mieliśmy absolutną swobodę działania na wszystkich odcinkach prac. Zarówno jeśli chodzi o warstwę muzyczną jak i klipy, okładki. Wszystkie te elementy powstawały pod naszym nadzorem i były tworzone przez wybrane przez nas osoby. Z ciekawostek mogę powiedzieć, że przed podpisaniem z nami umowy i wejściem do studia, Warner słyszał tylko jeden utwór. Szczególnie w opcji tak długoletniego kontraktu, jest to dość zaskakujące.
Czy efekt końcowy zadowolił wasze oczekiwania?
- Absolutnie!
Wasza nowa płyta jest albumem w pełni anglojęzycznym. Czy w przyszłości będziecie jeszcze chcieli nagrywać po polsku? A może polscy fani mają szansę na "Waterfall" w wersji polskiej?
- Wiesz co - po tylu latach już wiemy, że nie wolno używać sformułowań "nigdy" i "zawsze". Sytuacja jest na tyle dynamiczna, że wszystko jest możliwe. Nie mamy żadnego problemu z graniem po polsku, natomiast aktualnie skupiamy się na płycie "Waterfall".
Jesteś wokalistą i gitarzystą zespołu, a powiedziałeś, że na gitarze grać nie umiesz... Mógłbyś wytłumaczyć się z tych słów?
- Moje granie na gitarze ograniczone było przez długie lata do komponowania. Następnie świetni gitarzyści, z którymi na przestrzeni lat miałem możliwość współpracy, przejmowali utwory i dostosowywali do prawideł sztuki gitarowej. Nie wiem, jak się nazywają akordy, nie znam się na skalach i wszystko traktuje bardzo intuicyjnie. Dzięki temu w OCN jest tyle miejsca na partie basu, które Quentin świetnie wypełnia.
W swojej twórczości dużą wagę przywiązujesz do warstwy słownej. Jak wygląda u ciebie proces tworzenia tekstów utworów?
- Bardzo różnie. Czasem zaczynam od przysłowiowego szlagwortu, czy mocnego refrenu, a czasem od pierwszej frazy. Staram się by tekst zawierał pewne zapadki, by był niejednowymiarowy. Dotyczy to zarówno przesłania, jak i niejednoznaczności językowych. Cieszę się bardzo, że mimo śpiewania po angielsku, teksty nadal pozostały istotnym elementem naszej muzyki.