"Wierność pierwotnym ideom"
Aż trudno uwierzyć, że w 2011 roku blackmetalowy Besatt obchodzić będzie 20. urodziny. Bytomska formacja od zawsze wierna była pierwotnym ideałom tego gatunku. Muzyka Besatt nie jest jednak kolejną wariacją na temat prymitywnego black metalu, co doskonale słychać na ich siódmym już albumie "Demonicon", wydanym w marcu 2010.
- Czasy Euronymousa i pierwszego nakierunkowania muzycznego, jak i ideologicznego, pierwszego boomu już dawno minęły i nie wrócą - mówi w rozmowie z Bartoszem Donarski Beldaroh, grający na basie wokalista i współzałożyciel zespołu, zaznaczając przy tym, że - Besatt jest, był i będzie grał satanistyczny black metal!
W marcu na rynek trafił wasz siódmy już album. Zdaje się, że również piekło na siedem sfer podzielono. Mamy też siedem grzechów głównych. "Demonicon" trudno byłoby jednak uznać, za przejaw "lenistwa", będącego wg chrześcijan tym siódmym. Wprost przeciwnie, wasz nowy album okazał się być jednym z najgwałtowniejszych dokonań Besatt. Zgodzisz się z taką tezą?
- Dla mnie najważniejsza cyfrą jest 9 - liczba Szatana i właśnie dziewiąty album mam już zaplanowany, mam też tytuł "Nine Sins" i już mam wizje okładki, ale czeka nas jeszcze ósma płyta, która będzie nasza wizją apokalipsy. W tej chwili jesteśmy przy siódmej bramie piekieł czyli "Demoniconie". Tak, ta płyta jest naszym, jak na razie, najbardziej ekstremalnym dziełem; to album, na którym zrobiliśmy naprawdę duży krok naprzód pod praktycznie każdym względem, począwszy od muzyki, poprzez brzmienie, a na tekstach skończywszy.
W swoim dorobku macie płyty charakteryzujące się własnym klimatem. Zauważam jednak pewną konsekwencję. Z albumu na album stajecie się zespołem coraz bardziej drapieżnym, czego ukoronowaniem - póki co - jest właśnie "Demonicon". O ile "Triumph Of Antichist" był, jak sami przyznajecie, ukłonem w stronę black metalu lat 90., o tyle nowa propozycja Besatt wydaje mi się czymś bardziej masywnym, totalnym. Jak znajdujesz "Demonicon" na tle waszych wcześniejszych materiałów?
- Jak sam zauważyłeś, w Besatt istnieje ciągły progres i w zasadzie nieświadomie z płyty na płytę stajemy się coraz lepsi. Wyjątkiem tutaj może być właśnie album "Triumph Of Antichrist", który nie powiem, że był gorszy, ale na którym z pożądanym skutkiem próbowaliśmy przywołać ducha black metalu z wczesnych lat 90. ubiegłego wieku, był to taki krok w bok w naszym rozwoju, natomiast "Demonicon" jest rozwiniętą kontynuacją tego, co zrobiliśmy na naszej piątej płycie "Black Mass". Ten materiał jest ekstremalny, techniczny i z potężnym brzmieniem, a "Demonicon" to ciąg dalszy.
Gwałtowność "Demonicon" zdaje się również potwierdzać długość samych utworów. Tym razem są one krótsze, a część z nich stanowi przysłowiowe "petardy". Zresztą, czy nie jest to czasem najkrótsza płyta w waszej karierze? Skomasowany ładunek diabelskiej energii?
- Faktycznie, "Demonicon" jest naszą najkrótszą płytą, bo trwa zaledwie 33 minuty. Nasza druga płyta, "Hail Lucifer", była ciut dłuższa i trwała 35 minut, jednak miała dość długie intro i outro. Twierdzenie, że lepszy niedosyt, niż przesyt, jest w tej chwili chyba najlepsze; są to dosyć krótkie utwory, w których jednak dość dużo się dzieje, oczywiście wszystko w kanonach black metalu.
Na tym tle nieco inaczej wypada zamykający płytę "Warden Of Hell (Belzebub)", utwór bodaj najbardziej monumentalny, z mówionymi wokalami, acz nie pozbawiony przyśpieszeń. Mimo wszystko, to coś innego...
- Tak, to utwór, który jest doskonałym zwieńczeniem całej ekstremalnej płyty. Dość prosty kawałek, który potrafi się wgryźć w umysł i wirować w nim swoim klimatem i niemal hipnotyczną perkusją. Na każdym albumie Besatt jest jakiś wolniejszy utwór i nie inaczej jest tym razem.
Od chwili wydanie poprzedniego albumu, a było to w 2007, w szeregach Besatt doszło do istotnym zmian. Wyjaśnisz ich przyczyny, no i jak miało to wpływ na kształt nowej płyty?
- W 2008 roku do naszych szeregów dołączył Vermin i przez pewien okres graliśmy jako kwartet. Gdy przyszedł czas na tworzenie nowego materiału Fulmineus chciał nagrać płytę w stylu "Triumph Of Antichrist", ja natomiast chciałem pójść w kierunku, jaki obraliśmy na "Black Mass" i doszło do konfliktu wizji dalszej drogi Besatt. Fulmineus zdecydował się opuścić zespół i znowu graliśmy jako trio.
Po wydaniu poprzedniej płyty odbyliście m.in. trasę w Brazylii. Musiało być naprawdę dobrze, skoro zasłużona w służbie podziemiu Mutilation Records wydała wam piękną pamiątkę z tej podróży. Jak wspominasz tamten wyjazd? Czy blackmetalowcy grają tam w piłkę w makijażach? Imaginuj!
- Brazylia to kraj, w którym piłka nożna jest niemal wszędzie, każdy wolny kawałek trawy jest już potencjalnym miejscem, gdzie mali chłopcy mogą kopać piłkę, można powiedzieć, że niemal się z nią nie rozstają, tym bardziej, że zimy u nich nie są śnieżne. Blackmetalowcy obok swoich tatuaży z pentagramami i kozłami mają tatuaże swoich ulubionych klubów piłkarskich, taka jest właśnie Brazylia.
- Cóż mogę powiedzieć, jestem cholernie zadowolony z tej trasy wszystko było zorganizowane idealnie i dopięte na ostatni guzik przez Mutilation Records, a zwieńczeniem tego całego tour jest wydanie oficjalnego DVD "Black Cult of Evil". W tym roku na przełomie października i listopada mamy lecieć na trasę po Kolumbii, Ekwadorze i Peru, i mam nadzieje, że będzie równie udana jak ta po Brazylii.
Tytuł albumu, rzecz jasna, sugeruje jego zawartość. Teksty faktycznie układają się w swoistą "Księgę demonów". Odniosłem wręcz wrażenie, że każdy demon, któremu przyporządkowane są poszczególne kompozycje, jest tu przedstawiony słowem niemal kronikarskim, opisowym, nie zaś poetycko-metaforycznym. Co ty na to?
- Zgadza się, niemal każdy demon jest opisany w sposób bardziej aluzyjny, czyli jak wygląda, czym się zajmuje lub za co jest odpowiedzialny, jakie jest jego miejsce w hierarchii lub jego krótka historia. To taki "Bestionariusz", który ma okładkę, czyli autora i tytuł, wstęp, czyli "Exordium", a potem opisy poszczególnych demonów z rycinami. Na samym końcu mamy spis treści. Tak właśnie wygląda "Demonicon".
Wasze płyty ukazują się już od dawna nakładem niemieckiej wytwórni Undercover. Zapewne też dzięki temu, często grywacie na zachód od Odry. To dobry układ?
- To, że grywamy często na Zachodzie jest tylko połowiczną zasługą Undercover Records, tak prawdę powiedziawszy to załatwili nam tylko jeden koncert i jedną trasę po Europie - cała reszta koncertów jest załatwiana przez organizatorów, którzy kontaktują się z nami. Niemniej jednak na Zachodzie robią dla nas naprawdę dobra robotę i promocję, dzięki której jesteśmy tam dużo bardziej rozpoznawalni niż w rodzimej Polsce. Inna sprawa, że organizacja koncertów jest tam o wiele bardziej profesjonalna i poważniejsza niż u nas, a nawet zastanawiam się nad tym, czy nie odpuścić już sobie grania w naszym kraju.
Besatt od zawsze wydawał mi się zespołem, który z konsekwencją godną lepszej sprawy robi swoje nie oglądając się na boki, konkurencję, zmieniające się trendy czy aktualną koniunkturę. Jesteście cholernie zdeterminowani, ale jednocześnie... stoiccy. Może właśnie ten balans pozwala wam wciąż działać?
- To, co robimy jest naszą pasją i ideologicznym przekazem, więc to, co dzieje się dookoła nas, absolutnie nas nie obchodzi. Besatt nie jest naszym źródłem dochodu, więc nie musimy podpinać się pod koniunkturę, która panuje w owym czasie, my robimy to, co nas satysfakcjonuje i co umiemy najlepiej, a to że obok panuje moda na Odyna, Światowida czy inne NS mamy totalnie gdzieś. Na chwile obecną mamy jeszcze wiele pomysłów i chęci, więc jeżeli Besatt nie zginie śmiercią tragiczną, to jeszcze pogramy kilka lat.
Czy za rok nie przypadają czasem 20. urodziny Besatt? Zrobicie coś z tym fantem? Swoją drogą, taka rocznica skłania chyba do refleksji...
- Planujemy wydać potrójny box z tej okazji. Na pierwszym CD będą wybrane utwory, które nagrywaliśmy na jakieś limitowane splity i różne wydawnictwa, które rozeszły się w nikłym nakładzie. Chcę nagrać na nowo pierwszy utwór Besatt, jaki stworzyliśmy z pierwotnym składem z 1991 roku. Drugie CD to będą covery, które nagrywaliśmy plus kilka nowych. Trzeci CD to będzie prawdopodobnie live, ale jeszcze nie wiem, który koncert udostępnię.
Myślę, że jeszcze nie czas na refleksje, z drugiej strony można powiedzieć, że to dopiero 20 lat.
Black metal w swej podziemnej formule jest muzyką dość konserwatywną. Z drugiej strony, na bazie tej pierwotnej formuły od lat powstaje muzyka, która sięga daleko poza przysłowiowe trzy riffy na (odwrócony) krzyż. Gdzie w tym szerokim spektrum znajduje się Besatt?
- Czasy Euronymousa i pierwszego nakierunkowania muzycznego, jak i ideologicznego, pierwszego boomu już dawno minęły i nie wrócą. Pierwotna, prymitywna i prosta muzyka rozwinęła, rozrosła i podzieliła się na wiele podgatunków. W tej chwili to już potężny gatunek ze swoimi światowymi gwiazdami, jak i podziemnymi, piwnicznymi, jednoosobowymi projektami; od skrajnie prawicowo-nacjonalistyczne po pogańsko-wikingowe zespoły. My od początku jesteśmy przy pierwotnych satanistycznych ideach nierozerwalnie związanych z black metalem. Reasumując, Besatt jest, był i będzie grał satanistyczny black metal!
Poza Besatt działasz też w innych zespołach. Czy po wydaniu "Demonicon", teraz przyjdzie pora i na nie? Szykujecie jakieś nowe materiały?
- Gram jeszcze w Mystes i mamy skończony materiał i nagrywamy płytę. Ślady perkusji i basu były już nagrane, jednak nie jesteśmy zadowoleni z efektu końcowego, więc nagramy je w najbliższym czasie jeszcze raz, lecz tym razem w innym studio. Chciałbym, żeby płyta do końca 2010 roku ukazała się, ale czy się to uda, zobaczymy. Poza tym tworzymy jeszcze thrashmetalowy projekt Hellish, ale tutaj już od dłuższego czasu jesteśmy na etapie tworzenie materiału na pierwszą oficjalną płytę, jednak z braku czasu idzie to dość powoli, ale jednak do przodu. To tyle jeżeli chodzi o pozabesattowe projekty.
W takim razie dzięki za rozmowę i mimo wszystko, do zobaczenia na koncertach w Polsce!