Tym przebojem Bowie chciał wkurzyć swojego kumpla z The Rolling Stones. 50 lat od sukcesu "Rebel Rebel"
Zwykło się uważać, że największe przeboje to te, które pojawiały się na szczytach list najlepiej sprzedających się singli. Trochę jakby na przekór tej teorii jedno z najważniejszych nagrań w dyskografii Davida Bowiego nie dostąpiło tego zaszczytu. 50 lat temu, tydzień po premierze "Rebel Rebel" zadebiutowało zaledwie na piątym miejscu brytyjskiej listy przebojów, a i tak przeszło do historii jako ponadczasowy klasyk, z niezapomnianym gitarowym riffem i przesłaniem, które pomimo upływu lat wciąż można odczytywać na nowo.
W 1973 roku David Bowie był trochę zmęczony artystyczną przygodą pod szyldem Ziggy Stardust. Latem dał ostatnie koncerty ze swoim zespołem The Spiders from Mars, który następnie rozwiązał. Zastanawiał się nad kierunkiem, w jakim miała podążać jego kariera. Glam rock nie błyszczał już tak mocnym blaskiem, a jego muzyczne zainteresowania powoli zwracały się w kierunku muzyki soulowej, co rozwinął na wydanej dwa lata później płycie "Young Americans". W tamtym czasie pracował nad projektem, który miał wykorzystać klasyczną powieść George'a Orwella "1984", kiedy jednak spotkał się z odmową wykorzystania dzieła przez spadkobierców, zamiast zaczynać od nowa, postanowił wykorzystać niektóre pomysły na tradycyjnym albumie.
Tak powstał "Diamond Dogs", album, który został odebrany jako muzyczne pożegnanie ze sceną glam rockową. Na okładce autorstwa Guya Peellaerta Bowie nadal ma swoje czerwone włosy, tak charakterystyczne dla scenicznego alter ego Ziggy’ego Stardusta, ale już powoli przekształca się w inne stworzenie. Obraz pół człowieka, pół psa, który leży na tle napisu "Najdziwniejsze żywe ciekawostki", wywołał sporo kontrowersji, z powodu widocznych zwierzęcych genitaliów. Okładka musiała zostać ocenzurowana i ukazała się wersji alternatywnej. Nie do końca zadowolony był z niej również Mick Jagger, który pokazał Davidowi Bowiemu prace belgijskiego artysty. Guy Peellaert miał przygotować plastyczną wizję albumu "It's Only Rock 'n' Roll". Autor "Rebel Rebel" był zachwycony tym, co zobaczył i sam postanowił wykorzystać talent ilustratora do swoich celów, kontaktując się z nim wbrew prośbom Jaggera.
Zagrał na nosie Mickowi Jaggerowi. "To go wkurzyło"
Kiedy spotkał się z Peellaertem ten miał już wstępną wizję "Diamond Dogs", a Bowie pomysł na sesję zdjęciową, inspirowaną zdjęciem francuskiej tancerki Josephine Baker, na którym pozowała jako dzikie zwierzę. Słynne fotografie Bowiego były dziełem Terrego O’Neilla i stały się podstawą do pracy dla belgijskiego malarza, który będąc zauroczonym kreatywnością Bowiego, odmówił Jaggerowi podpisanie umowy na wyłączność. Ostatecznie Stonesi doczekali się swojej okładki. Guy Peellaert przedstawił ich jako bogów rocka, schodzących po schodach świątyni w otoczeniu oddających im cześć kobiet.
To nie jedyna uszczypliwość pod adresem wokalisty The Rolling Stones, jaka powstała przy pracy nad płytą. David Bowie pierwszy raz od kilku lat nie miał przy sobie Micka Ronsona, wiodącego gitarzysty w czasach The Spiders from Mars. Sam przejął te obowiązki, a w studiu pomagał mu dodatkowo Alan Parker. Sesyjny muzyk, który wspierał nagrywanie albumu "Diamond Dogs", wspominał po latach w wywiadzie dla magazynu "Uncut", że Bowie chciał nieco wkurzyć Jaggera riffem piosenki "Rebel Rebel". Podobno gitarowy motyw pochodził jeszcze z dawnych lat i zawsze był gdzieś z tyłu głowy artysty. Wspominając nagranie w wywiadzie dla magazynu "Performing Songwriter" w 2002 roku stwierdził: "Kiedy byłem w szkole średniej, był to riff, dzięki któremu każdy z nas, młodych gitarzystów, sprawdzał się w lokalnym sklepie muzycznym".
"Mam taki pomysł i chciałbym, żeby zabrzmiało to nieco bardziej niczym The Rolling Stones, to by wkurzyło Micka" miał powiedzieć Bowie, według relacji Alana Parkera. "Następnie spędziliśmy kolejne trzy kwadranse, próbując różne pomysły. David odszedł na bok, pozmieniał fragmenty tekstu i kiedy wrócił po chwili, stwierdził, że skończyliśmy pracę" relacjonował Parker. Dzięki charakterystycznemu i wpadającemu w ucho gitarowemu motywowi nagranie szybko stało się popularne, a jego przesłanie okazało się ponadczasowe.
Pożegnanie z glamrockowym Davidem Bowiem
"Rebel Rebel" to piosenka o buncie, ale nie w typowym tego słowa znaczeniu. To raczej nie wezwanie do walki w sprawie, tylko próba zwrócenia uwagi na konieczność uwolnienia się od ograniczeń, jakie normy społeczne nakładają na ludzi i potrzebę uwydatnienia własnej indywidualności. Bowie sam poszukiwał swoje tożsamości, stąd być może tyle odniesień do płynności seksualnej: "Doprowadzasz swoją matkę do szaleństwa / Nie jest pewna czy jesteś chłopcem, czy dziewczyną" to jakby kwintesencja glam rockowej rewolucji w kwestiach obyczajowych, stylu ubierania się i samej sztuki.
Nagranie stało się jednym z najważniejszych utworów, definiujących glam rockowy nurt i jednocześnie pożegnaniem z tą stylistyką. Przebojowy i błyszczący "Rebel Rebel" wyróżniał się na tle bardziej mrocznego materiału, jaki wypełniał "Diamond Dogs", zresztą sama płyta była niejako pomostem dla muzyka między światem czerwonych włosów, brokatu, świecących strojów i butów na koturnie, a pulsującym funkiem i napędzany soulowym brzmieniem etapem, którego zwiastunem dwa lata później był otwierający nowy album utwór "Young Americans". Dobrym przykładem tego pozornego dualizmu jest zestawienie pachnącego twórczością T.Rex utworu "Diamond Dogs" z niemal aksamitnym "Sweet Thing" czy napędzanym smyczkami "1984", który miał być pierwotnie częścią przygotowywanego przez Bowiego musicalu.
Przebój, który inspirował tysiące
"Rebel Rebel" przez lata był też dobrym przykładem piosenki, która powracała i zmieniała się wraz z rozwojem artystycznym wokalisty. Już jej amerykańska wersja singlowa brzmiała inaczej niż brytyjski pierwowzór, nieco mocniej wypełniona była tanecznym rytmem. Podczas trasy koncertowej, promującej album "Station to Station" nastąpiło kolejne przeobrażenie i glam rockowa kompozycja stała się funkującym hitem. Po latach, w rockowym opakowaniu, odnalazła się jako bonus na płycie "Reality", aby przeobrazić się w końcu w znakomity mashup, stworzony przez brytyjskiego producenta Marka Vidlera, "Rebel Never Gets Old", który ponownie zagościł na listach przebojów.
Bez wątpienia słynna kompozycja od pięćdziesięciu lat silnie oddziaływała na kolejne pokolenia. Świadczy o tym ilość nowych wersji wykonywanych przez wielu artystów, którzy odnajdywali w piosence inspirujące przesłanie, które odczytywali na nowo, w swoim stylu. Popularność nagrania z rozbawieniem wspominał w cytowanej już rozmowie z magazynem "Performing Songwriter" sam David Bowie. Pewnej nocy wrócił do hotelu i był zmęczony, a ponieważ kolejny dzień miał być wypełniony wywiadami i spotkaniami, postanowił się położyć spać.
Niestety przez hotelowe ściany usłyszał, jak ktoś w środku nocy zarzyna na swojej gitarze nieśmiertelny riff, wyjąc refren piosenki. "Poszedłem więc na górę, żeby pokazać tej osobie, jak to powinno być zagrane, pukam do drzwi. Drzwi się otwierają, a ja mówię: 'Słuchaj, jeśli masz zamiar to zagrać...' i nagle widzę, że gitarzystą był John McEnroe. Ten McEnroe! Taka historia mogłaby się wydarzyć chyba tylko w filmie" podsumował z uśmiechem Bowie.