Reklama

"Tubular Bells" kończy 50 lat. Genialny debiut Mike'a Oldfielda

Zamknijcie na chwilę oczy. Wyobraźcie sobie okładkę jednej z najbardziej znanych płyt na świecie. Gotowane jajko ocieka krwią, a nad grafiką czerwony napis "Breakfast In Bed". Nie kojarzycie? To dobrze, bo ta płyta tak naprawdę nazywa się "Tubular Bells", a jej front zdobią zakrzywione, tytułowe dzwony rurowe. Debiut Mike'a Oldfielda ma już 50 lat i nadal brzmi fantastycznie.

Zamknijcie na chwilę oczy. Wyobraźcie sobie okładkę jednej z najbardziej znanych płyt na świecie. Gotowane jajko ocieka krwią, a nad grafiką czerwony napis "Breakfast In Bed". Nie kojarzycie? To dobrze, bo ta płyta tak naprawdę nazywa się "Tubular Bells", a jej front zdobią zakrzywione, tytułowe dzwony rurowe. Debiut Mike'a Oldfielda ma już 50 lat i nadal brzmi fantastycznie.
Mike Oldfield w 1993 roku /Paul Bergen/Redferns /Getty Images

Pomysł na krwawą okładkę, na szczęście niezrealizowany, pochodził od ekscentrycznego Richarda Bransona. To jemu najbardziej spodobała się praca Trevora Keya, młodego grafika, który prezentował w wytwórni swoje portfolio. Mike Oldfield kategorycznie odrzucił ten pomysł, doprowadzając do napięcia między nim a Bransonem. Tych napięć na linii kompozytor i menedżer w następnych latach będzie więcej, doprowadzając w końcu do rozwiązania kontraktu. Tymczasem Key, zainspirowany zniszczonym przez Oldfielda podczas nagrania dzwonem rurowym, stworzył finalny projekt, który stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych okładek na świecie. 

Reklama

Debiut Oldfielda i start wytwórni Virgin Records

Richard Branson dziś uznany magnat biznesu i szalony wizjoner, wówczas stawiał swoje pierwsze kroki w branży muzycznej. Zresztą historia "Tubular Bells" to w pewnym sensie opowieść o dwóch debiutach. Z jednej strony młodego muzyka Mike'a Oldfielda, a z drugiej raczkującej wytwórni płytowej Virgin Records.

Komponowanie "Tubular Bells" Oldfield rozpoczął jeszcze jako nastolatek. Uciekał na strych swojego domu przed kłopotami rodzinnymi (jego matka zmagała się z chorobą alkoholową) i zanurzał się w świat dźwięków, które wypełniały jego głowę. Jak sam wspominał często w wywiadach, słuchał różnych gatunków muzycznych od hard rocka po world music i często zastanawiał się, dlaczego nie mogą współistnieć one w tym samym utworze muzycznym.

W 1970 roku został zaproszony przez Kevina Ayersa, aby grać na gitarze basowej w jego formacji Soft Machine. To właśnie podczas sesji nagraniowych grupy w studiach Abbey Road Oldfield zetknął się po raz pierwszy z dzwonami rurowymi. Było to dla niego nowe doznanie. Młody muzyk pojawiał się w studio znacznie wcześniej i eksperymentował na dostępnych instrumentach. Właśnie wtedy rozpoczął nagrywanie demo "Tubular Bells" na pożyczonym od Ayersa magnetofonie Bang & Olufsen, odziedziczonym po swojej babci pianinie honky tonk i organach Farfisa.

W tym samym mniej więcej czasie Richard Branson założył swój pierwszy sklep płytowy w Londynie. Biznes kręcił się doskonale, więc Branson postanowił zainwestować zarobione pieniądze i kupić podupadły wiejski dom, zamieniając go w studio nagraniowe. Tak powstało The Manor Studio, które szybko stało się jednym z najważniejszych miejsc na muzycznej mapie w Wielkiej Brytanii. 

Mike Oldfield nagrywał "Tubular Bells" w legendarnym dziś studio

Mike Oldfield pojawił się w Manor Studio jako muzyk sesyjny podczas nagrań Arthur Louis Band. To właśnie wtedy nawiązał relacje z Tomem Newmanem i Simonem Heyworthem, inżynierami dźwięku, którzy na stałe urzędowali w Manor. Obaj byli zachwyceni młodym muzykiem i jego taśmą demo. Pokazali ją Richardowi Bransonowi i jego wspólnikowi Simonowi Draperowi. Ten pierwszy nie wydawał się zainteresowany materiałem, drugi wręcz przeciwnie. Zaprosił Mike'a na kolacje do domu Bransona. Podczas spotkania ustalili, że Oldfield dostanie tydzień w studio i zestaw instrumentów, które potrzebne będą do realizacji nagrania. Newman i Heyworth zaangażowali się w pracę i pomogli młodemu artyście przy produkcji kompozycji.

Kiedy prace nad utworem dobiegały końca, w Manor pojawiła się grupa Bonzo Dog Doo-Dah Band, ktora miała właśnie rozpocząć swoją pracę. Oldfield postanawił wykorzystać wokalistę grupy Viviana Stanshalla, aby stał się mistrzem ceremonii i zaprezentował instrumenty użyte do nagrania. Jego głos pojawił się w finalnej części kompozycji i tak "Tubular Bells Part 1" został ukończony.

"Tubular Bells" - za długa piosenka, której nikt nie chce

Początkowo Branson starał się zainteresować nagraniem duże wytwórnie. Wszędzie spotykał się z odmową. "Kompozycja jest za długa", "Nie ma perkusji", "Nikt nie śpiewa" - to tylko niektóre argumenty na nie. Już wtedy w głowie Richarda pojawił się pomysł na założenie własnego wydawnictwa. Zdecydował się podpisać kontrakt z Oldfieldem na cztery płyty.

Album ukazał się 25 maja 1973 roku i zawierał tylko dwa nagrania. "Tubular Bells Part 1" wypełnia pierwszą stronę, a "Tubular Bells Part 2" drugą. W sumie 49 minut muzyki, która wkrótce miała poruszyć miliony ludzi na całym świecie. Jednym z pierwszych był legendarny dj BBC John Peel, który zaprezentował nagranie w swoim show, zachwycając się nim, co bardzo szybko przełożyło się na wzrost zainteresowania wydawnictwem i sprzedaż.

"Tubular Bells" - piosenka z horroru

W naszej historii pojawił się jeszcze jeden bohater. To William Friedkin, reżyser kultowego horroru "Egzorcysta". Szukał sugestywnej muzyki do swojego obrazu. Czegoś, co stałoby w kontrze do obrazu. Początkowo chciał użyć kompozycji Johannesa Brahmsa "Lullaby", kiedy jednak odkrył "Tubular Bells", zdecydował, że to właśnie ten motyw będzie najlepszy dla filmu.

Skrócona wersja "Tubullar Bells", zwana również tematem z "Egzorcysty", pojawiła się na singlu w grudniu 1973 roku, razem z premierą horroru i szybko wskoczyła do Top 10 UK Chart. W ten sposób delikatna melodia już na zawsze będzie jednym z najbardziej sugestywnych i przerażających motywów muzycznych w filmie. Krwawe jajko na okładce tym razem by pasowało.

Przełomowy album w historii muzyki

Album otworzył drzwi do kariery Mike'owi Oldfieldowi. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej sfrustrowany, bez grosza przy duszy, myślał o wyjeździe do Związku Radzieckiego, aby stać się opłacanym przez państwo kompozytorem. Jak sam wspominał, gdyby nie Richard Branson, mógłby grać teraz na bałałajce, gdzieś na Placu Czerwonym.

Album "Tubular Bells" sprzedał się w wielomilionowych nakładach. Do dziś postrzegany jest jako jeden z przełomowych krążków w historii muzyki. Połączenie rocka, folku i klasyki sprawiło, że muzyka zawarta na nim wyznaczyła nowe trendy. Oldfield powracał jeszcze kilkukrotnie do tego tematu, wydając kolejne płyty "Tubular Bells" II i III, a także wydania rocznicowe i remiksy.

W 2012 roku utwór został zaprezentowany przez kompozytora podczas ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Z okazji 50. rocznicy wydania płyty, do sprzedaży trafiła nowa wersja tego kultowego wydawnictwa, zawierająca odświeżony master, z wykorzystaniem oryginalnego miksu Milesa Showella. Na jesień Mike Oldfield zapowiada rocznicową trasę koncertową po Wielkiej Brytanii. Jednym słowem - historia "Tubular Bells" cały czas trwa.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mike Oldfield
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy