Reklama

The National w Warszawie (Torwar): Te same chwyty i coś jeszcze [RELACJA z KONCERTU]

Na The National zawsze można liczyć. Są takie elementy w ich programie koncertowym, które nie zmieniają się od lat. Przemarsz Matta Berningera wśród publiczności, wykrzykiwany do utraty tchu refren "Mr. November" czy akustyczna wersja "Vanderlyle Crybaby Geeks" na zamknięcie wieczoru. Wszystkie te elementy mogliśmy odhaczyć podczas koncertu zespołu na warszawskim Torwarze. Ale było coś jeszcze.

Na The National zawsze można liczyć. Są takie elementy w ich programie koncertowym, które nie zmieniają się od lat. Przemarsz Matta Berningera wśród publiczności, wykrzykiwany do utraty tchu refren "Mr. November" czy akustyczna wersja "Vanderlyle Crybaby Geeks" na zamknięcie wieczoru. Wszystkie te elementy mogliśmy odhaczyć podczas koncertu zespołu na warszawskim Torwarze. Ale było coś jeszcze.
The National wystąpili w Warszawie /Rick Kern /Getty Images

Zespół modyfikuje delikatnie swoje setlisty na koncertach promujących ich najnowszy album, wydany w maju tego roku "I Am Easy to Find". Album w pewnym sensie przełomowy na tle całej ich dyskografii - The National jeszcze na żadnej ze swoich płyt nie gościli tylu wokalistek. Dwie z nich, Mina Tindle i Kate Stables towarzyszyły zespołowi na Torwarze.

Warszawski zestaw piosenek była mieszanką najbardziej energetycznych hitów grupy, z tymi najciekawszymi z nowego albumu. Nie zabrakło prześlicznego singla promującego "I Am Easy to Find" - "Light Years", wybrzmiały też "Hey Rosey", "So Far So Fast" czy "Where Is Her Head". Nie mam jednak wątpliwości, że to nie na nowe kawałki czekali najbardziej fani. Najbardziej czekali na to, co już dobrze znane i przećwiczone na wielu innych koncertach The National, które w Polsce od zawsze, od ich pierwszego występu na OFF Festivalu cieszą się niesłabnącą popularnością.

Reklama

"Bloodbuzz Ohio", "England" czy "Graceless" - powroty do najbardziej popularnych numerów z poprzednich albumów zawsze wychodzą The National dobrze. Panowie wyglądają, jakby za każdym razem wkładali w wykonania na żywo tyle samo energii. Nawet, jeśli dany numer ogrywają już po raz tysięczny. Podobnie jest z energią sceniczną Matta Berningera - ta zdaje się nie słabnąć. Przedzieranie się z mikrofonem przez tłum pod sceną, zagadywanie fanów, robienie zdjęć ze sceny ich telefonami, pląsy po bocznych trybunach - wszyscy już to znamy, wszystko widzieliśmy, ale mimo wszystko to za każdym razem działa i zachwyca.

Zaangażowanie podczas występów na żywo muzykom The National zawsze popłaca i jest im wynagradzane przez publiczność. Podczas warszawskiego koncertu Berninger i bracia Dessner dziękowali wielokrotnie zebranym fanom, doceniając także ich niesłabnące oddanie. Na żywo The National to zespół, którym nie tak łatwo się znudzić. Mimo, iż od lat powtarzają te same chwyty, zawsze dokładają do nich coś jeszcze. Coś, co sprawia, że ich koncerty nadal, z każdą kolejną trasą są wyjątkowe.



INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: the national | Warszawa | torwar
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy