Reklama

System Of A Down w Krakowie: Balony na przeprosiny

Anonsowany jako główna atrakcja drugiego dnia Impact Festival (17 czerwca) kwartet System Of A Down, przyciągnął do Tauron Areny Kraków tłumy i zaserwował rasowy, rockowy show. Fani muzyków, specjalną akcją, spróbowali przeprosić ich za niesławny incydent z 1998 roku.

Anonsowany jako główna atrakcja drugiego dnia Impact Festival (17 czerwca) kwartet System Of A Down, przyciągnął do Tauron Areny Kraków tłumy i zaserwował rasowy, rockowy show. Fani muzyków, specjalną akcją, spróbowali przeprosić ich za niesławny incydent z 1998 roku.
Serj Tankian (System Of A Down) w akcji /fot. Kevin Winter /Getty Images

Tegoroczna edycja Impact Festival po raz pierwszy odbyła się w Krakowie. Została podzielona na dwie części: 15 czerwca główną gwiazdą był Linkin Park, dwa dni później festiwalową scenę przejęli Red Sun Rising, Royal Republic oraz System Of A Down.

Występujący jako pierwsi hardrockowcy z Red Sun Rising nie mieli łatwo - publiczność w czasie ich koncertu dopiero się rozgrzewała. Wokalista grupy dopatrzył się wprawdzie kilku osób śpiewających jego piosenki, którym podziękował, ale pozwolił sobie też na stwierdzenie: "Niemożliwe, że jest tak cicho".

Reklama

Szwedzi z Royal Republic zaprezentowali set złożony z dynamicznych, melodyjnych kompozycji na czele z "Baby", "Everybody Wants To Be An Astronaut" i "Tommy-Gun". Szalony lider formacji barwnie opowiadał o granych utworach, przygotował też specjalną akcję - próbował namówić słuchaczy do zaśpiewania niecenzuralnej przyśpiewki, która - nakręcona telefonami i puszczona w sieć - miała stać się hitem internetu. Opieszały odzew raczej jego plan zniweczył. Za sam koncert zespół otrzymał jednak spory aplauz.

Mimo iż obie kapele wypadły solidnie, publiczność ewidentnie czekała na bohaterów wieczoru.  

Zorganizowanie muzycznego festiwalu w oparciu o tylko jedną znaczącą gwiazdę, to posunięcie ryzykowne. Zwłaszcza, jeśli ową gwiazdą jest zespół, który od ponad dekady nie opublikował nowego utworu. Organizatorzy Impact Festival jednak nie przeszarżowali - tuż przed wyjściem na scenę SOAD, halę po brzegi wypełniły tłumy.

Amerykanie o ormiańskich korzeniach zaprezentowali przekrojowy repertuar, prezentując utwory ze wszystkich swoich albumów. I to na ich wykonaniu się skupili. Konferansjerkę ograniczyli do podpowiadania publiczności, jak w danym momencie show reagować. Nie licząc wizualizacji i filmików wyświetlanych na telebimie za sceną oraz świateł, nie mieli dodatkowych elementów oprawy. Trudno też mówić, by wyczyniali jakieś sceniczne szaleństwa. Daron Malakian rzadko opuszczał miejsce przy mikrofonie. Serj Tankian, jedynie podrygując, od czasu do czasu przechadzał się między instrumentami. W kwestii koncertowych akrobacji perkusiści - z oczywistych względów - pole do popisu mają marne, zatem i John Dolmayan po scenie nie skakał (ale bębnił z prawdziwą werwą). Tylko Shavo Odadjian pozwalał sobie na przebieżki i wspinanie się na podesty. 

Kwartet, by porwać publiczność, do żadnych sztuczek uciekać się jednak nie potrzebował. Potężny głos Tankiana roznoszący się w towarzystwie ciężkich gitarowych riffów i ognistej perkusji, przeplatany lub wzmacniany świdrującymi wokalizami Malakiana, sprawił, że przed sceną wrzało niemal przez cały show. Fani formacji nie oszczędzali zdrowia (były crowd surfing i tańce w stylu pogo) oraz gardeł (wiele refrenów wyśpiewali z wokalistami), a w czasie utworu "Hypnotize" zaprezentowali specjalną akcję - wypuścili w stronę muzyków balony. Motyw ten nawiązywał do dwóch poprzednich wizyt SOAD nad Wisłą - w 2013 roku podczas koncertu w Łodzi, Malakian podniósł zabłąkany na scenie balon i zażartował, że jest wdzięczny, że tym razem w ich stronę nie lecą bułki i monety, co miało miejsce w 1998 roku w katowickim Spodku, gdzie ekipa z Hollywood supportowała Slayera. Sobotni gest fanów miał na celu ocieplić wizerunek Polski w oczach artystów. Czy to się udało?

Jakkolwiek akcja, nazwana roboczo przez inicjatorów "Weź balona dla Darona", ubarwiła show, nie wywołała konkretnej reakcji ze strony adresatów. Biorąc jednak pod uwagę słowa Tankiana wygłoszone pod koniec koncertu, że możliwość występowania w historycznym Krakowie jest dla nich zaszczytem, można domniemywać, że nie żywią urazy. 

Ormianie z Hollywood - jak bywają nazywani muzycy SOAD - nie bawili się w bisy. Całość materiału wykonali za jednym zamachem, na finał wytaczając ciężkie działa w postaci popisowo zagranych "Toxicity" oraz "Sugar".

Przed nimi miały miejsce trzy inne mocne akcenty. Gdy zabrzmiał utwór "Chop Suey!" skakać zaczęły nawet osoby zajmujące miejsca na trybunach. Chwilę później kompozycje "Lonely Day" i "Lost in Hollywood" fani w całości wyśpiewali z zespołem, podczas drugiego z wymienionych zapamiętale machali rękami, jakby - zgodnie z tekstem piosenki: "put your hands in the air and wave them like you just don't care" - nic, poza uczestnictwem w show, ich nie obchodziło.

Zebrani w Tauron Arenie usłyszeli też m.in. koncertowe pewniaki: "Prison Song", "Aerials", "Needles","Suggestion" i piosenkę "Psycho", poprzedzoną fragmentem "Physical" z repertuaru Olivii Newton-John oraz utwory niewystępujące w programach poprzednich tras SOAD granych po wznowieniu działalności: "This Cocaine Makes Me Feel Like I'm on This Song", "Violent Pornography", "Pictures" i "Highway Song".

Całość materiału zagrana przez Tankiana i spółkę złożyła się na prawie dwugodzinny, rasowy, rockowy show, jakiego uczestnicy Impact Festival niewątpliwie oczekiwali. Schodzącym ze sceny muzykom towarzyszyła długa owacja.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: System Of A Down | Impact Festival
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy