Skandale Jima Morrisona: awantura w samolocie, prysznic z fanką i obnażanie się na koncercie

Był poetą i wokalistą, ale przede wszystkim artystą, który nie zamierzał wpisywać się w żadne schematy. Kochał wolność, nie znosił zakazów i za każdym razem, kiedy słyszał, że czegoś nie wolno, jasno dawał do zrozumienia, że zasady nie są dla niego. Przypominamy najbardziej skandalizujące momenty kariery Jima Morrisona.

Jim Morrison był liderem zespołu The Doors
Jim Morrison był liderem zespołu The DoorsMichael Montfort/Michael Ochs ArchivesGetty Images

Powiedzieć, że Morrison nie był najgrzeczniejszym muzykiem, to jakby nic nie powiedzieć. Wokalista The Doors uwielbiał wzbudzać kontrowersje, szokować i prowokować. Jego wybryki najczęściej łączą dwie kwestie: alkohol i seks. Muzyk miał na koncie wiele przypadków publicznego oddawania moczu, zdarzyło mu się też zasnąć po pijanemu na wycieraczce przed przypadkowym domem, ale artysta wiele razy udowadniał, że stać go na znacznie więcej.

Areszt zamiast koncertu Stonesów

Swoją znajomość z policją muzyk rozpoczął dość wcześnie. We wrześniu 1963 roku Morrison znalazł się na meczu piłkarskim na Florydzie. Wokalista raczył się alkoholem, krzyczał i obrażał zawodników. To nie wszystko, bo Jim, już podczas zatrzymania, wyciągnął z radiowozu przez otwarte okno parasol i policyjny kask. Ostatecznie artysta usłyszał zarzuty: drobnej kradzieży, zakłócania porządku pod wpływem alkoholu i utrudniania aresztowania. Tym razem Morrison miał sporo szczęścia, bo zostały one wycofane. Pięć lat później nie poszło już tak łatwo. Wokalista został zatrzymany w klubie go-go w Las Vegas, częściowo na własne życzenie.

Morrison postanowił sprowokować ochroniarzy i palił papierosa tak, żeby wyglądało to na palenie marihuany. Ochrona nie wykazała się wyrozumiałością, jeden z bramkarzy rzucił muzyka na ziemię i tak zaczęła się kolejna policyjna przygoda artysty. A raczej skończyła się, bo Jim trafił do aresztu za pijaństwo i zakłócanie spokoju. Nawet dokładne przeszukanie go nie uciszyło, bo za kratkami ciągle krzyczał i obrażał policjantów. Przestał dopiero wtedy, gdy jeden z oficerów "obiecał mu" spotkanie na osobności. Wokalista miał szczęście, ponieważ dziewczyna jego kolegi szybko wpłaciła kaucję. Czy to czegokolwiek Morrisona nauczyło? Absolutnie nie.

W 1969 roku artysta trafił do celi za rozróbę na pokładzie samolotu. Wokalista wybierał się wraz z przyjacielem do Phoenix, na koncert The Rolling Stones. Zamiast Jaggera i spółki panowie oglądali jednak tylko policjantów. Jim był na pokładzie kompletnie pijany, wrzeszczał, kłócił się z załogą i nie słuchał poleceń obsługi. Warto dodać, że w Phoenix artysta mógł wtedy najwyżej słuchać cudzych koncertów. The Doors mieli tam zakaz występowania, jak na ironię, po wcześniejszych wybrykach Jima.

Morrison podpadł też w telewizji. We wrześniu 1967 roku The Doors dostali zaproszenie na serię występów w popularnym "The Ed Sullivan Show". Gospodarz poprosił Jima, żeby zmienił tekst "Light My Fire" na nieco mniej kontrowersyjny. Gitarzysta Robby Krieger nigdy nie ukrywał, że piosenka opowiada o narkotykach, więc propozycja zmiany "Girl we couldn't get much higher" na "Girl we couldn’t get much better" nikogo nie zdziwiła. Morrison się zgodził, po czym... zaśpiewał oryginalny tekst. Nie wiadomo, czy zapomniał, czy zrobił to specjalnie. W każdym razie dla The Doors był to pierwszy i ostatni z siedmiu zaplanowanych występów w telewizji.

Fani czekali, aż gaz łzawiący przestanie działać

Te wydarzenia wydają się jednak drobnostkami w porównaniu do rzeczy, które Morrison potrafił robić w czasie koncertów. A czasami przed nimi, jak w przypadku występu w New Haven w Connecticut w grudniu 1967 roku. Klawiszowiec The Doors, Ray Manzarek, wspominał po latach, że wokalista po prostu "zabawiał" się z fanką pod prysznicem na zapleczu. Zauważył to policjant, który tego wieczoru dbał o bezpieczeństwo muzyków, ale... nie rozpoznał Jima. Funkcjonariusz kazał parze opuścić łazienkę, na co muzyk odpowiedział: "Wal się". Dalsza wymiana zdań odbywała się w podobnym tonie, ale nie trwała długo, bo policjant stracił cierpliwość i potraktował wokalistę gazem łzawiącym. Wybuchła afera, wtedy funkcjonariusz dowiedział się, z kim miał do czynienia i przeprosił. To jednak nie zakończyło sprawy.

Kiedy Jim był już w stanie występować, wyszedł na scenę i trochę pośpiewał, a potem zaczął krzyczeć. Żalił się, że "cały świat go nienawidzi", po czym płynnie przeszedł do obrażania policji. Funkcjonariusza, który potraktował go gazem, nazwał "małą, niebieską świnią". Tego już obecni na miejscu policjanci nie znieśli i Morrison przeszedł do historii jako pierwszy muzyk aresztowany na scenie. Nie trzeba chyba dodawać, że publiczność była wściekła z powodu przerwanego koncertu, wybuchły zamieszki, a do Jima za kratkami dołączyło kilkunastu fanów i dziennikarzy. Ostatecznie policja nie zebrała dowodów winy i sprawa rozeszła się po kościach.

Najgorszym wybrykiem wokalisty było to, co wydarzyło się 1 marca w 1969 roku w Miami. Dinner Key Auditorium było wypchane po brzegi. Organizatorzy koncertu The Doors zdemontowali siedzenia, żeby upchnąć w klubie dwanaście tysięcy osób zamiast zwyczajowych siedmiu. Na miejscu nie działała wentylacja, więc ludzie byli stłoczeni i nerwowi. Kiedy grupa wyszła na scenę, publiczność była wściekła, bo Morrison, który tego dnia pił już od rana, delikatnie mówiąc, nie był w najlepszej formie. To nie wszystko, ponieważ muzyk spóźnił się na lot do Miami, więc koncert dodatkowo zaczął się z opóźnieniem. Gorzej być nie mogło? Otóż mogło - i było. Król Jaszczur zaczął obrażać publiczność, a potem zachęcał ją do wejścia na scenę. Jeden z fanów skorzystał z propozycji i oblał wokalistę szampanem. Jim zdjął wtedy koszulkę, namawiał ludzi do rozbierania się i - według relacji - droczył się z publicznością, a później pokazał jej swoje przyrodzenie.

Tu zeznania są sprzeczne, bo zespół przez lata zaprzeczał, że coś takiego się wydarzyło. Ray Manzarek twierdził nawet, że to skutek zatłoczonej sali i braku wentylacji: "Mieli halucynacje. Przysięgam, ten facet nigdy tego nie zrobił. Nigdy go nie pokazał. To był przypadek masowych halucynacji". Innego zdania były władze, które kazały aresztować muzyka między innymi za nieobyczajne zachowanie i agresję pod wpływem alkoholu. Tu Morrisonowi nie udało się już wywinąć i sprawa trafiła do sądu. Wokalista stwierdził, że propozycja zagrania darmowego koncertu w ramach zadośćuczynienia godzi w jego artystyczną wolność, więc został skazany na pół roku odsiadki. Jim wpłacił kaucję i złożył apelację, co pozwoliło grupie The Doors pracować nad nową muzyką.

Zespół ucierpiał z powodu afery, bo wiele miast zakazywało organizacji koncertów The Doors. Jim niespecjalnie się tym przejął, w tym samym roku wywołał jeszcze wspomnianą "aferę samolotową". Wiosną 1971 roku wokalista wyjechał do Paryża w poszukiwaniu inspiracji. Pomysł chwalili jego koledzy z zespołu, ale pożałowali tego, gdy pewnego dnia dostali telefon z Francji. 3 lipca Jim Morrison został znaleziony martwy w wannie i dołączył do niesławnego "Klubu 27". Sama śmierć artysty również wywołała kontrowersje, bo fani do dziś spekulują, że muzyk ją sfingował, żeby uwolnić się od sławy.

Francuzi chcieli przeniesienia grobu artysty

Chociaż muzyk od lat nie żyje, w pewnym sensie nadal wywołuje skandale. Grób Morrisona znajduje się na słynnym francuskim cmentarzu Père Lachaise. Jest to najbardziej "kłopotliwa" mogiła w tym miejscu, bo fani, którzy odwiedzają Jima, wielokrotnie kradli elementy nagrobka, uprawiali w jego okolicy seks albo zażywali narkotyki. Wszystko po to, żeby uczcić pamięć swojego idola. Francuzi zamierzali nawet usunąć grób ze słynnego cmentarza, ale kiedy policzyli, ile osób go odwiedza i jakie przynosi to zyski, zrezygnowali.

Jim Morrison: 50 lat od śmierci wokalisty The Doors

3 lipca 1971 r. w Paryżu zmarł Jim Morrison. Legendarny wokalista The Doors miał zaledwie 27 lat.

W niektórych źródłach pojawiły się informacje o tym, że Jim Morrison przed śmiercią zażył po raz pierwszy heroinę. Menedżer The Doors Danny Sugerman w autobiografii "Wonderland Avenue" wspomina spotkanie z Pamelą Courson po jej powrocie do Stanów Zjednoczonych. Wówczas partnerka wokalisty miała przyznać, że przyczyną śmierci było przedawkowanie heroiny (Morrison miał być ponoć przekonany, że była to kokaina). Sugerman jednak zaznacza, że uzależniona od narkotyków Courson podawała kilka różnych wersji śmierci Jima, łącznie z tym, że sama zabiła swego partnera. Wśród licznych teorii spiskowych jest taka, że śmierć Pam Courson w 1974 roku z powodu przedawkowania narkotyków nie była przypadkiem. Partnerka Jima Morrisona mogła coś wiedzieć na temat jego śmierci, lecz bała się o tym mówić, dlatego na wszelki wypadek musiała zostać usunięta. Tajemnicza śmierć Jima Morrisona sprawiła, że wielu wciąż wierzy, że "Król Jaszczur" spełnił swoje marzenie o sfingowaniu zgonu i zaczęcia wszystkiego od nowa (tak jak wspomniany poeta Arthur Rimbaud). Miał się on kontaktować z własnym biurem jako Mr. Mojo Risin' (anagram nazwiska Jim Morrison). Grób Jima Morrisona na cmentarzu Père Lachaise 17 kwietnia 2021 r. Jest to najczęściej odwiedzana nekropolia na świecie (3,5 mln osób).Sam TarlingGetty Images
Kariera Jima Morrisona z zespołem The Doors trwała raptem sześć lat, ale do dziś ma on pewne miejsce w gronie najlepszych wokalistów w historii rocka, choć od jego śmierci właśnie mija 50 lat. Do grona swoich wokalnych idoli zaliczali Morrisona m.in. Eddie Vedder (Pearl Jam), Layne Staley (Alice In Chains), Scott Weiland (Stone Temple Pilots, Velvet Revolver), James LaBrie (Dream Theater) i Scott Stapp (Creed). Na zdjęciu Jim Morrison z The Doors podczas lata miłości w 1967 r. - Fantasy Fair w Marin County w Kalifornii.Elaine MayesGetty Images
Od grudnia 1970 r. trwały nagrania płyty "L.A. Woman", jednak jeszcze zanim ukończono miksy materiału (w połowie kwietnia 1971 r.), Jim Morrison wraz ze swoją partnerką Pamelą Courson wyruszył do Paryża. Stolicę Francji odwiedził w wakacje 1970 r. i wówczas to miasto przypadło mu do gustu na tyle, że rozważał przeprowadzkę, by tam pisać. Wyjeżdżając, Morrison do końca nie sprecyzował swoich planów na następne miesiące. Nie było też wiadomo, czy zamierza powrócić do The Doors, choć pewne znaki wskazywały na to, że myślał o porzuceniu zespołu na dobre. Bettmann / ContributorGetty Images
W pogrzebie na cmentarzu Père-Lachaise w Paryżu uczestniczyło tylko pięć osób: Alain Ronay, jego przyjaciółka i reżyserka Agnes Varda, Robin Wertle (sekretarka Morrisona przez kilka miesięcy jego pobytu w Paryżu), Bill Siddons i Pamela Courson. Nie powiadomiono nikogo z rodziny, przyjaciół czy kolegów z The Doors.CBSGetty Images
Na grobie wokalisty znalazły się następujące informacje: lata urodzin i śmierci (1943 - 1971), imię i nazwisko (James Douglas Morrison) oraz inskrypcja w języku greckim - KATA TON DAIMONA EAUTOU ("przeciwko demonowi w tobie"). Na zdjęciu Ray Manzarek (współzałożyciel The Doors) na grobie wokalisty w 30. rocznicę jego śmierci - 3 lipca 2001 r.Frederic REGLAIN/Gamma-RaphoGetty Images
Jim Morrison wyreżyserował film fabularny "HiWay" z 1969 r., w którym zagrał główną rolę, myślał o ekranizacji powieści "The Adept" Michaela McClure'a. Kilka miesięcy przed wyjazdem do Paryża przystąpił z Larrym Marcusem do pracy nad scenariuszem do filmu przetwarzającego wątki biografii poety Arthura Rimbaud (artysta z Los Angeles bez słowa wyjaśnienia porzuca bliskich i pracę, by w Meksyku rozpocząć nowe życie). Jak pokazały późniejsze losy Morrisona, ten trop można było odnieść do jego prawdziwego życia. W Paryżu Morrison chciał na dobre poświęcić się pisaniu, w mieście szukał głównie śladów zostawionych przez takich twórców, jak Baudelaire czy Ernest Hemingway. Biografowie wokalisty podkreślają, że wówczas nasiliły się jego kłopoty z alkoholem, które wcześniej ściągały na niego kłopoty. Nad Sekwaną miał wypijać po 2-3 butelki whiskey dziennie. The Doors w 1968 r.Chris Walter/WireImageGetty Images
Wieczorem 2 lipca 1971 r. Jim i Pamela poszli do kina na film "Pursued" z Robertem Mitchumem w roli głównej. Później wrócili do wynajmowanego apartamentu przy Rue Beautreillis 17, gdzie po pewnym czasie poszli spać. Po godzinie Courson obudziła się, słysząc, że Morrison dławi się i bulgocze. Obudzony wokalista The Doors w łazience zaczął wymiotować krwią, jednak miał zapewnić swoją partnerkę, że czuje się lepiej i nie potrzebuje lekarza i chciałby się wykąpać. Pamela poszła wówczas spać i obudziła się ok. 8 rano 3 lipca. W łazience znalazła nieprzytomnego Morrisona, który nie reagował na jej próby obudzenia. Ok. 8.30 Courson zadzwoniła do swojego przyjaciela Alaina Ronaya, a chwilę później po straż pożarną. Wg późniejszych relacji Pameli, przybyli strażacy wyciągnęli Morrisona z łazienki i położyli w sypialni, gdzie rozpoczęli masaż serca, który jednak nie przyniósł skutku. Francuski lekarz Max Vasille napisał, że śmierć nastąpiła z "przyczyn naturalnych". Nie wykonano jednak autopsji. Menedżer Bill Siddons po otrzymaniu informacji od Courson wsiadł w najbliższy samolot do Francji. W Paryżu zobaczył trumnę i akt zgonu, choć sam nie widział ciała. Na zdjęciu Jim Morrison i Pamela Courson w 1969 r.Estate of Edmund Teske/Michael Ochs ArchivesGetty Images
Jim Morrison w połowie lat 60. coraz bardziej pogrążał się w nałogach. Ray Manzarek wspominał, że wokalista przez kilka miesięcy żywił się fasolą w puszce i LSD. Nadużywanie alkoholu miało z kolei wpływ na zachowania sceniczne frontmana. "Jim był jak doktor Jekyll i Mr. Hyde. Kiedy był trzeźwy, był zrównoważonym erudytą i typem przyjacielskiego kolesia... Po prostu Mr. America. Kiedy zaczynał pić, na początku był w porządku, ale nagle zmieniał się w maniaka" - opowiadał Paul Rothchild, producent pierwszych pięciu płyt The Doors. Pod koniec 1970 roku podczas koncertu w Nowym Orleanie wokalista przeszedł załamanie. W pewnym momencie wręcz odmówił występu. Perkusista John Densmore w swojej biografii "Riders on the Storm" napisał, że po koncercie doszło do spotkania z Robbie Kriegerem i Rayem Manzarkiem, podczas którego zapadła decyzja o zakończeniu występów na żywo. Na zdjęciu Jim Morrison w 1968 r.Michael Montfort/Michael Ochs ArchivesGetty Images
Z Morrisonem grupa The Doors wydała sześć płyt: "The Doors" (1967), "Strange Days" (1967), "Waiting for the Sun" (1968), "The Soft Parade" (1969), "Morrison Hotel" (1970) i "L.A. Woman" (1971). The Doors w 1968 r. - od lewej: John Densmore, Robbie Krieger, Ray Manzarek i Jim Morrison.Daily Mirror/Mirrorpix/MirrorpixGetty Images
"Na tym zdjęciu widać nadciągającą śmierć Jima" - mówił później Ray Manzarek o okładkowej fotografii wokalisty z płyty "L.A. Woman". "Jasnowidz z pewnością uznałby, że ten człowiek niedługo umrze. Czuje się na nim ogromny ciężar. Nie był już młodym poetą, którego znałem na plaży w Venice" - dodawał klawiszowiec. The Doors w Londynie w 1968 r. Drugi od lewej Jim Morrison.Len Trievnor/Daily ExpressGetty Images
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas