Reklama

sanah "Uczta nad Ucztami": Gościna u dziewczyny, która wyśniła swoje marzenia [RELACJA]

Jest i upragniony stadion! To był rzeczywiście jej "Najlepszy dzień w życiu". Sanah przygotowała dla nas całe muzyczne menu (oj, deser też był, a nawet kilka), a podczas uczty zaprezentowała swoje najbardziej znane przeboje. Razem z nią "do stołu" zasiedli między innymi Królowa dram, Irenka, Kolońska, "Ta od szampana", Poezyje.

Jest i upragniony stadion! To był rzeczywiście jej "Najlepszy dzień w życiu". Sanah przygotowała dla nas całe muzyczne menu (oj, deser też był, a nawet kilka), a podczas uczty zaprezentowała swoje najbardziej znane przeboje. Razem z nią "do stołu" zasiedli między innymi Królowa dram, Irenka, Kolońska, "Ta od szampana", Poezyje.
sanah na PGE Narodowym w Warszawie /PRUS AGENCY /East News

Wszystko zaczęło się, jak to na porządnej uczcie bywa, od Amuse-bouche, czyli tak zwanego preludium do kulinarnej uczty. I nie było to zwykłe czekadełko. Bo powitał nas sam szef kuchni i zaserwował mowę powitalną oraz zaprosił do uczty wielopiętrowej: uczty dźwiękowej i uczty wizualnej. Tego Pana przedstawiać nie trzeba. Robert Makłowicz zrobił to po prostu po swojemu: stylowo. I od razu rozluźnił atmosferę. Na przywitanie był oczywiście "Szampan" (posłuchaj!) od Gospodyni. A potem już tylko lepiej.

Reklama

Przyczyną, przez którą chciało się zostać dłużej, była swobodna atmosfera. Gospodyni, czyli sanah, była po prostu sobą. Na początku pokazała się w białej sukience w kwiaty oraz w szpilkach, po czym przyznała się, że nie lubi tak chodzić, więc zdjęła buty i oddała je fanom w pierwszym rzędzie, zaplotła włosy w kok i ruszyła dalej z piosenkami. I tę bardziej oficjalną część gościny mieliśmy za sobą.

"Przy kawce" sanah opowiedziała nam, jak się czuje w danej chwili i co jej się ostatnio przytrafiło. "Nie mogę w to uwierzyć" - mówiła kilkukrotnie. Nie wstydziła się przy nas powiedzieć, że była trochę zasmarkana przed koncertem, albo że dostała zastrzyk w miejsce, gdzie światło nie dociera, czy specjalnie na tę uroczystość ogoliła nogi. To była bardziej parapetówka u dobrej przyjaciółki, która potrafi dobrze pichcić w muzycznej kuchni i zadowolić swoich gości. Nie od dziś wiadomo, że to bardzo szczera i skromna dziewczyna, więc postawiła na minimalistyczną formę, w której czuje się najlepiej. Choć, no dobrze, było trochę kolorowych serpentyn, dymów, baniek mydlanych i pokazów tanecznych.

To nieziemskie wrażenie i przyznaję, że poczułem lekką dumę, jak polska artystka zebrała tak olbrzymią publiczność (ok. 65 tys. osób) w jednym ogromnym miejscu. I te wszystkie miejsca zapełniła. Zrobiła to! Ten "stół" wszystkich pomieścił. To był jej wieczór, aby trochę pochodzić z głową w chmurach - również dosłownie: trzy razy wzbiła się ponad publiczność: w zielonym koszyku dużych rozmiarów, oplecionym kwiatami i latającym nad głowami widzów; na uprzęży w długiej sukni; oraz na unoszącym się kawałku sceny z Grzegorzem Turnauem, który przygrywał jej na fortepianie melodie z ich wspólnego "Sen we śnie".

Gości specjalnych było kilku. Wtedy można było poczuć, jaką akustykę ma Stadion Narodowy. Najgłośniej było, jak na scenie dołączył Dawid Podsiadło, aby zaśpiewać z sanah ich wspólny numer "Ostatnia nadzieja". Oprócz Dawida i Grzegorza, obok głównej artystki pojawili się: Muniek Staszczyk ("Chłopaki nie płaczą"), Tomasz Kot w roli Pana Kleksa ("Jestem twoją bajką"), Vito Bambino ("Ale jazz!"). Było sporo solówek: gitarowych i perkusyjnych. Sanah również sobie sama przygrywała czy to na skrzypcach, czy na pianinie. Przez cały koncert na scenie z gitarą był obecny również ten, o którym sanah śpiewa: "ten Stan".

Myślę, że każda ze spodziewanych piosenek wybrzmiała. Menu koncertowe zostało starannie dobrane i zaprezentowane. Musiało... bo na koncercie można było naprawdę się nasycić, trwał on prawie trzy godziny. A jak przy dobrej gościnie - czas ucieka w nieubłaganym tempie. Całość bardzo dobrze przemyślana, z pomysłem. W wyświetlanych pomiędzy piosenkami materiałach można było zobaczyć wszystkie poprzednie twarze sanah z teledysków. Pokazała nam także swoje archiwalne zdjęcia i nagrania, kiedy była dzieckiem.

Gościna zakończyła się oryginalnie, bo bajką. Zbigniew Zamachowski przeczytał nam fragment "sanah z bajki". Czy szykuje się coś nowego? Sanah w trakcie koncertu powiedziała, żeby być czujnym, w innym momencie zapytała się nas, publiczności - czy w przyszłym roku chcemy jeden album, czy dwa. Następnie padło pytanie, ile chcemy tras koncertowych. Oj coś się szykuje, a te bajki to myślę jakaś wskazówka. I jak po dobrej uczcie, wszyscy wracamy nasyceni.

"Uczty bywają różne, ale we wszystkich chodzi o to samo... aby pobudzić wszystkie zmysły oraz ukoić duszę i ciało". Na zdrowie!

Damian Westfal, Warszawa

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sanah
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy