Sanah i "Dansing" w Krakowie: You can dance, you can jive [RELACJA]
W 2022 roku poszłam na koncert sanah (i niczego nie żałuję), a teraz po latach, niczym muzyczna Magda Gessler, przyszłam na inspekcję, czy jakość wciąż jest ta sama. Co prawda po wstępie i przedstawieniu Królewny Zuzanny poczułam, że zawyżam średnią wieku o jakieś 20 lat, ale na Disneyu też się świetnie bawiłam, więc why not, chodźmy w to.
Naprawdę przywitała nas opowieść o Królewnie Zuzannie, potem traumatyzujące dzieci nagranie łączące story Śpiącej Królewny i Śnieżki, a następnie sanah (sprawdź!) wjechała na scenę w trumnie, błyszczącej acz skromnej. Brzmi jakbym też miała na scenie za dużo trawy i grzybów (to cytat), ale tak naprawdę to ciekawe to było i zabawne całkiem.
Podobno przed wyjściem na scenę opowiadała w garderobie, że boi się, że ludzie w Krakowie nie będą pamiętali jej piosenek i nie będą chcieli śpiewać. Już po pierwszych "Tęsknię sobie" i "Szary świat" było wiadomo, że tego problemu w Tauronie nie będzie. Choć całą moc publiczność pokazała pod koniec koncertu przy znanym z "Akademii Pana Kleksa" singlu "Jestem twoją bajką". Przy tym, przyznaję, miałam ciary i sanah chyba też, bo zasłoniła tylko usta i widać było tam szczere zaskoczenie.
Wspomniała też, że pierwszy swój koncert "nie do kotleta", taki "mały na 400 osób" (sic!) odbył się właśnie w Krakowie. I że po koncercie chyba wybierze się na jam session na rynek, bo bardzo lubi klimat krakowskich piwnic, dzięki czemu pewnie wszystkie kluby organizujące w czwartek jam session przeżyły tego dnia oblężenie.
No ale wracając do Taurona. Po dwóch kawałkach z "Uczty" zaczęło się prawdziwe disco i jak sekcja dęta weszła w "ect." cała na biało, tak była bohaterem tego wieczoru do końca. Po kolejnych piosenkach, m.in. "Koronkach" i "Marcepanie", sanah wróciła do trumny (no, wiem, jak to brzmi) i czekała na pocałunek prawdziwej miłości, który ściągnie z niej klątwę.
I przyszedł! Książę z gitarą, który stał się dla niej parą. Zasłonięci kapeluszem przekazali sobie pocałunek wolności i kiedy miałam już zacząć się nad tym znęcać, sanah powiedziała, że był to najbardziej krindżowy moment w jej życiu, dzięki czemu przestał być krindżowy dla mnie. Zaśmiałam.
Później usłyszeliśmy jeszcze na przykład "Bujdę", "Cząstkę", "Oczy", "Irenkę" (to koncertowanie z dęciakami - majstersztyk!) czy "Kolońską i szlugi". Były też "Pocałunki" i "Nic dwa razy" - czy więc nie warto potem iść na "Poezyje", czyli drugą część trasy? Myślę, że warto, ja na pewno sprawdzę.
Jedyna piosenka sanah, jaką śpiewam, to "nie brak nikogo, chyba wolę solo", pakując plecak na kolejną wycieczkę, ale jej koncertów będę bronić. Oczekiwałam dobrze przygotowanego występu, a dostałam to, sympatyczną wokalistkę, która biega boso po scenie i ma z tego fun, oraz aranże, które powinny został wydane na osobnej płycie, bo żal by było, gdyby zaginęły. Głęboki ukłon dla całego bandu. Dobry był to dancing.
Ostatnio zhejtowano mnie, że byłam najpierw na sanah, a zaraz potem na Rolling Stonesach, a to chyba jest niedozwolone. Ale no sorry, sanah ma coś wspólnego z Mickiem Jaggerem - oboje na scenie robią kroki liczone w tysiącach.