Przez dekady oskarżali ją o rozbicie The Beatles. Ale to nie Yoko Ono

Mateusz Kamiński

Mateusz Kamiński

Temat stary jak świat. Było sobie czterech kumpli, grali razem na małych scenach, a wkrótce sława rozlała się na cały świat. I grali na największych stadionach baseballowych USA. I nagle pojawiła się ona. Femme fatale, która mąci, psuje i różni ze sobą niegdyś najbardziej zgranych ziomków. 18 lutego Yoko Ono kończy 90 lat.

Yoko Ono
Yoko Ono Koh Hasebe/Shinko Music / ContributorGetty Images

Awangardowa artystka pojawiła się w życiu Beatlesów naprawdę znikąd (John Lennon także był przecież "nowhere man"). I to ona przez lata była oskarżana o rozbicie wspaniale prosperującej biznesowej marki, a także przyjaźni, której owocem były setki ponadczasowych przebojów. Czy Yoko Ono naprawdę była tak zła i doprowadziła do rozpadu The Beatles?

Przez lata tak sądzono. Kobiety w otoczeniu Beatlesów były w ogóle dość niemile widziane - wystarczy wspomnieć, że Linda Eastman (żona Paula McCartneya), Amerykanka, była w dość hermetycznej Wielkiej Brytanii początkowo przyrównywana do Wallis Simpson. Żona Edwarda VIII "zmusiła" go do abdykacji z tronu Zjednoczonego Królestwa. Sądzono, że ta intrygantka, która kręci się wokół biednego McCartneya może być zainteresowana jedynie majątkiem prawdziwego narodowego skarbu Anglii.

Linda jednak w erze Beatlesów raczej się dystansowała i stała z tyłu. A Yoko Ono? Niczym Biel i Czerń, zawsze razem, zawsze obok. John Lennon i Ono stali się nierozłączni od momentu poznania w listopadzie 1966 roku w Indica Gallery. John dosłownie stracił dla niej głowę. I nic więcej już się dla niego nie liczyło.

Yoko Ono i John Lennon w 1969 roku podczas miesiąca miodowegoReg Lancaster / StringerGetty Images

Nie, to nie była wina Yoko

Yoko miała odseparowywać swojego partnera (a od 1969 roku już męża) Johna Lennona, od reszty kolegów. Przez lata narosło wiele mitów na temat wielkiej niechęci łączącej Ono i McCartneya - czy jest ona prawdziwa, czy to tylko chwyt, który ma polaryzować dwa obozy fanów - niczym w najlepszych czasach Beatlesów?

Gdy Beatlesi nagrywali dwa ostatnie albumy, "Let It Be" i "Abbey Road", Lennonowie nie opuszczali się choćby na krok. Ich miłość rozkwitała najmocniej wtedy, gdy Beatlesi przeżywali największy kryzys. To było zrządzenie losu - coś się kończy, coś zaczyna.

"Chodzi o to, że oni starają się być tak blisko siebie, jak tylko mogą. Chcą być razem. Więc jest w porządku, niech młodzi kochankowie zostaną razem. To nie jest wcale takie złe" - mówił Paul McCartney w 1970 roku. Tyle, że słowa te wyszły na jaw dopiero wraz z premierą dokumentu "Get Back" z 2021 roku. Gdyby materiał przeleżał w archiwum o jakieś 50 lat mniej, to może zaoszczędziłoby wszystkim dywagującym na temat udziału Ono w rozpadzie Beatlesów paru niepotrzebnych słów na temat Japonki.

Lennon po związaniu się z Ono nie chciał już być sam, nigdy. Więc niestety - świat zmarnował parę dekad na to, by obrzucać błotem Yoko o coś, na co nie miała wpływu i czego nie zrobiła. Najlepszym dowodem na to jest właśnie "Get Back", który odczarowuje te owiane sekretem sesje nagraniowe Beatlesów. Zrezygnowany George Harrison myśli już o solowym projekcie i odchodzi - później po namowach wraca do The Beatles. Ringo Starr niczym wynajęty grajek jest zdezorientowany, bo nie wie, co jego kolegom przyniesie jutro. Przecież on miał tylko dostarczać beat.

Yoko Ono w 2015 rokuMonica Schipper / ContributorGetty Images

Lennon? Momentami wydaje się być wyciśniętą cytryną, która zamiast myśleć o nagrywaniu muzyki, w głowie ma jedynie to, by być przy Yoko. I to miłość do niej dostarcza mu najlepszych pomysłów - jak "Don't Let Me Down". Ono wcale nie przestawia sprzętu kolegom męża i nie mówi jak mają grać - jest dla niego oparciem i po prostu towarzyszką. Poza tym inne partnerki Beatlesów także pojawiają się w studio, ale przez lata nikt nie poświęcił im tak wiele zawistnej uwagi.

McCartney zaakceptował obecność Yoko w studio podczas sesji do "Let It Be". Zrozumiał, że John będzie albo w pakiecie albo wcale. Śmiesznie prorocze są jego słowa: "Za 50 lat to będzie niesamowicie komiczna rzecz. 'Zerwali, bo Yoko usiadła na wzmacniaczu'" - bo przecież tak przez lata sądzono oskarżając Ono o całe zło świata. Ale gdyby tylko ten materiał ujrzał światło dzienne parę lat wcześniej... Nie zmienia to faktu, że na przestrzeni lat jakaś zmiana zaszła w samym McCartneyu, który wcześniej przy możliwych okazjach pokazywał dystans wobec Ono.

Po premierze albumu "Imagine", gdzie Lennon zaatakował dawnego kolegę utworem "How Do You Sleep?" zaczęło się odpowiadanie sobie piosenkami. Był rok 1971 - duet Ono/Lennon był nierozłączny, a na rynku wydawniczym zadebiutował inny: McCartney/Eastman. Paul nagrywający z Lindą album "RAM" (którą w późniejszych latach wyśmiewano za fałszowanie), ale też prztyczki w stronę Johna w postaci okładki z baranem, które było odpowiedzią na zdjęcie Lennona ze świnią z wkładki do "Imagine". Według słów Lennona z wywiadu dla Rolling Stone z 1970 roku, a także jednej z ostatnich rozmów dla Playboya z 1980 roku, podczas ostatnich sesji nagraniowych sam Macca patrząc na Yoko miał śpiewać fragment "Get Back" - "Wracaj tam, gdzie twoje miejsce".

Yoko Ono była żoną Lennona do jego tragicznej śmierci w 1980 roku. Nazywana jest "najsłynniejszą wdową świata", bo od tego momentu stara się dbać o spuściznę swojego męża wspierając akcje i happeningi, które z pewnością poparłby sam John. Zaangażowana była we własną działalność artystyczną - wydawała albumy muzyczne, które niegdyś wyśmiewane dziś są coraz częściej doceniane za kształtowanie nowych nurtów w sztuce.

Po śmierci męża wydała jeszcze 16 albumów studyjnych, ale kariera muzyczna nigdy nie była jej priorytetem. Zawsze ważne były dla niej sprawy społeczne, więc głównie organizowała wystawy prac. Szczególnie w ostatnich latach skupiła się na tworzeniu instalacji interaktywnych - Skyladder (2014), Arising (2015), Skylanding (2016) czy też Refugee Boat (2019). Ta ostatnia opowiadała o bliskiej jej historii imigrantów i uchodźców w USA.

Jeden dzielone na cztery

Co rozbiło Beatlesów? Ambicje, indywidualizm, zmęczenie materiału, solowa kreatywność i jej zbiorowy brak? To temat na osobny tekst. W 1970 roku Beatlesi grali ze sobą (licząc okres wydawniczy) zaledwie 7 lat. Byli naprawdę młodzi, bo najstarsi Lennon i Starr dopiero kończyli 30-tkę. Przed nimi było całe życie, także to artystyczne.

Co dał ten rozpad? Mnóstwo muzyki. Czasem lepszej, czasem gorszej, ale pozwolił poszczególnym członkom grupy rozwijać się we własnym kierunku, a nie topić się w sosie własnej potęgi. W ciągu 7 lat wydali dwanaście albumów. Po rozpadzie Lennon w pojedynkę wydał 8 płyt, Harrison - 10, McCartney - 26, Starr - 20 (ale jakiś czas temu zapowiedział, że będzie wydawał już tylko EP-ki). Macca już ponoć pracuje nad następcą "McCartney III" z 2020 roku. I nową trasą koncertową, która może nawet odwiedzić nasz kraj.

"To zabawne, jak ludzie po prostu nie chcą zaakceptować zmiany/ Jakby chcieli poprawiać samą naturę/ Tak ciężko iść do przodu kiedy tkwisz w dziurze/ Gdzie tak nikłe są szanse, by doświadczyć duszy" - śpiewał George Harrison w 1973 roku w piosence "The Light That Has Lighted The World". I przez lata ten brak akceptacji dla zmiany spowodował, że Yoko była tak źle traktowana nawet przez część środowiska fanów.

Po latach zapierania się "ile wspaniałych rzeczy mogli stworzyć" rozumiem, że nie mogli już stworzyć zbyt wiele. Po latach tylu sukcesów zetknęli się ze ścianą. Gdyby może spotkali się za 15-20 lat sprawy miałyby się inaczej. To była naturalna zmiana.

Julian Lennon o "Hey Jude": Zawsze była o mnie, ale nigdy nie była mojaInteria.tv