Po dramacie chcieli zrezygnować z muzyki. Wkrótce nagrali płytę, która uczyniła ich gwiazdami

James Dean Bradfield w 1993 roku /Mick Hutson/Redferns /Getty Images

Przekuć tragedię w coś pozytywnego - łatwiej powiedzieć, niż zrobić, ale są tacy, którym się to udało. Grupa Manic Street Preachers miała w swojej historii taki czas, kiedy muzycy nawet nie wiedzieli, czy mają dalej grać. Zespołowi udało się na szczęście podnieść po dramacie, a potem wydać płytę, która dała mu wielki komercyjny sukces. Album "This Is My Truth Tell Me Yours" obchodzi właśnie 25-lecie wydania.

Gdyby ktoś chciał wymienić najważniejsze rockowe zespoły z Wielkiej Brytanii z ostatnich, powiedzmy, 30 lat, to nie może pominąć Manic Street Preachers. Grupa ma na koncie spore sukcesy, chociaż właściwie niespecjalnie o nie zabiegała. Muzycy cieszyli się oczywiście, że słucha ich coraz więcej osób, ale to jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy nie chodzi tylko o sławę i pieniądze, ale też jakiś przekaz. A do przekazania Manic Street Preachers zawsze mieli sporo. 

Reklama

Jeśli ktoś poznał zespół dopiero dzięki płycie "This Is My Truth Tell Me Yours", mógł się zdziwić, kiedy posłuchał wcześniejszych dokonań grupy. Elementy punk rocka, bezkompromisowość, do tego mocne, buntownicze, polityczne teksty - tak zaczynał zespół. Później panowie lekko zmienili styl muzyczny, ale niepokorne podejście do świata oaz bezlitosne krytykowanie głupoty, niesprawiedliwości, zachłanności najbogatszych - zostały z nimi już na dobre. Trzy pierwsze albumy sprzedawały się bardzo dobrze, grupa zdobywała sporą popularność na rockowo-alternatywnej scenie i rozwijała skrzydła, próbowała też przebić się w Stanach - i wtedy zespół spotkała tragedia.

Myśleli, że zaspał na samolot. Prawda okazała się okrutna

Richey Edwards, gitarzysta, który zaczynał karierę jako kierowca kolegów, od zawsze był niespokojnym duchem. Miał swoje wyzwania życiowe i bywał bardzo otwarty w swoim wyrazie artystycznym, co niekiedy szokowało publiczność. W pewnym momencie muzyk potrzebował specjalistycznej opieki zdrowotnej. Po tym pobycie wydawało się, że z Edwardsem jest nieco lepiej. Gitarzysta wrócił na trasę z zespołem, akurat w dobrym momencie, bo przed muzykami otworzyły się nowe szanse. 

1 lutego 1995 roku Richey i wokalista James Dean Bradfield mieli lecieć na promocyjne tournée do Stanów, o których podbiciu marzy chyba każdy europejski zespół. Kłopot w tym, że Edwards nie stawił się na lot, nie odpowiadał na telefony, nie można było nigdzie go znaleźć. Po prostu zniknął. Szukał go zespół, rodzina, przyjaciele. Okazało się, że w ciągu kilkunastu dni przed zaginięciem muzyk wypłacił z konta kilka tysięcy funtów, wymeldował się z londyńskiego hotelu i pojechał do mieszkania w Walii. W kolejnych dniach ponoć widziano go na dworcu i w urzędzie. W końcu, w połowie lutego, samochód muzyka został odnaleziony w pobliżu Severn Bridge. Sytuacja skłoniła wielu do smutnych wniosków.

Pozostali członkowie zespołu byli zdruzgotani. Próbowali szukać kolegi na własną rękę i stwierdzili nawet, że bez niego grupa nie ma sensu, więc zawiesili aktywność na kilka miesięcy. Rodzina gitarzysty przekonała jednak Jamesa, Seana i Nicky'ego, żeby wrócili do grania. Manic Street Preachers kontynuowali działalność, ale na przykład cały czas wystawiali na scenie dodatkowy mikrofon dla swojego kolegi i odkładali jego część zysków z działalności. Edwards został uznany zmarłym w 2008 roku.

Rok po zaginięciu gitarzysty grupa wydała płytę "Everything Must Go". Album okazał się sporym sukcesem, w samej Wielkiej Brytanii szybko pokrył się platyną - i to trzykrotnie. Dla zespołu było to wyjątkowo emocjonalne doświadczenie podczas nagrywania tej płyty. Muzycy nadal byli w szoku, próbowali odnaleźć się w nowych warunkach, a część piosenek miała jeszcze teksty napisane przez Edwardsa, a nawet jego partie gitary, więc muzyk w pewnym sensie był jeszcze obecny duchem przy tworzeniu tego albumu. Prawdziwą próbą dla zespołu, kiedy artyści musieli przyznać: "Richeya już z nami nie ma", okazał się album "This Is My Truth Tell Me Yours".

Wiedzieli, że nie będzie łatwo

Nicky Wire, czyli basista, był od tej pory odpowiedzialny za wszystkie teksty zespołu, a wokalista James Dean Bradfield i perkusista Sean Moore tworzyli muzykę. Kiedy dwaj ostatni przeczytali teksty Nicky’ego, już wiedzieli, że to nie może być agresywna, mocna płyta. Oczywiście na albumie nie zabrakło rockowych brzmień, z których grupa zasłynęła, ale częściej niż zwykle muzycy pozwalali sobie na "wygładzone" gitarowe brzmienie albo momenty refleksji i spokoju, których pewnie wiele osób się po nich nie spodziewało. Płyta powstawała w studiach we Francji i Walii i nie był to łatwy proces. Z jednej strony zespół przechodził transformację, a z drugiej - oczekiwania ludzi po poprzednim albumie były spore. 

Jak to pogodzić? Manic Street Preachers zatrudnili dwóch producentów. Mike Hedges pracował z muzykami we Francji, a Dave Eringa w Walii. Tego ostatniego artyści już świetnie znali, bo podczas nagrywania ich pierwszego singla Dave był praktykantem w studiu, a później zaprosili go do tworzenia drugiej płyty. Na etapie "This Is My Truth Tell Me Yours" zespół miał taką strategię, że nagrywał dwie albo trzy piosenki, a potem słuchał i decydował, co dalej. Takie "trawienie" utworów i fakt, że później całość trzeba było jeszcze zmiksować, sprawiły, że był to najdłużej przygotowywany album zespołu.

Poranek, który wszystko zmienił

Pierwszym singlem z "This Is My Truth Tell Me Yours" został kawałek "If You Tolerate This Your Children Will Be Next", za który muzycy zabrali się już na początku prac w studiu. Nikt, nawet przez moment, nie obstawiał, że to będzie piosenka promująca album. Wszyscy byli przekonani, że utwór wyląduje po prostu na drugiej stronie jakiegoś singla, a w studiu piosenka wybrzmiewała często tylko dlatego, że zespół używał jej do... rozgrzewek przed nagrywaniem albo sprawdzania brzmienia instrumentów. Wszystko zmieniło się, kiedy ekipa z wytwórni zaczęła słuchać gotowej muzyki i od razu rzuciła: "To jest to!". 

"If You Tolerate This Your Children Will Be Next" miało premierę w brytyjskim radiu w pewien lipcowy poranek 1998 roku. Ludzie usłyszeli utwór i natychmiast domagali się powtórki. To nie były czasy, kiedy można było posłuchać czegoś natychmiast w internecie, więc na ulubioną piosenkę trzeba było zwyczajnie czekać. Utwór bardzo szybko stał się przebojem i zapewnił grupie jej pierwszy numer jeden na listach w Wielkiej Brytanii. Piosenka pojawiła się nawet - to też nowość dla zespołu - w zestawieniach w Stanach. Sytuacja była o tyle zaskakująca, że utwór dotyczył poważnych tematów historycznych, co wyróżniało go na tle innych popularnych piosenek tamtych czasów. 

Singel tylko zaostrzył apetyt na płytę i nawet ludzie, którzy wcześniej nie zachwycali się zespołem, ruszyli we wrześniu do sklepów po "This Is My Truth Tell Me Yours". Brytyjczycy policzyli, że tylko w pierwszym tygodniu płyta sprzedała się w ponad 135 tysiącach egzemplarzy. Album zdobył też wiele nagród, między innymi dwie statuetki Brit Awards, a zespołowi buntowników, którzy zawsze stali gdzieś na uboczu, dał masową popularność. Muzycy ruszyli na przykład w wielką trasę koncertową, która jeszcze parę lat wcześniej była dla nich nieosiągalna.

Czy wszyscy fani zespołu zachwycili się "This Is My Truth Tell Me Yours"? W żadnym wypadku. Niektórzy narzekali, że zespół stracił pazur i zaczął nagrywać masowe przeboje, inni wprost zarzucali, że "grupa się sprzedała". Co na to Manic Street Preachers? Artyści mieli świadomość, że ta płyta brzmi inaczej niż ich wcześniejsze albumy i jest łagodniejsza, ale przecież sami muzycy też trochę się zmienili. James, Nicky i Sean dojrzeli, do tego zniknięcie Edwardsa mocno się na nich odbiło. Być może brzmienie trochę złagodniało, ale w tekstach grupa ani trochę nie odpuszczała. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Manic Street Preachers
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy