Nicky Wire wściekły na muzyków przyjmujących tytuły od Elżbiety II

Nicky Wire w dość mocnych słowach podsumował muzyków, którzy definiują się jako lewicowi, a jednocześnie przyjmują tytuły z rąk królowej Elżbiety II. "Prędzej wydłubałbym sobie oczy" – stwierdził, gdyby sam miał przyjąć jakiś z nich.

Nicky Wire stwierdził, że nigdy nie przyjmie tytułu szlacheckiego
Nicky Wire stwierdził, że nigdy nie przyjmie tytułu szlacheckiegoDave M. BenettGetty Images

Nicky Wire to lider walijskiego rockowego zespołu Manic Street Preachers. Basista i autor tekstów grupy nie kryje się ze swoimi lewicowymi poglądami.  Ma jednak pretensje do innych muzyków identyfikujących się jako lewicowi, że wyczekują i akceptują tytuły nadawane prze monarchię.

"Jestem pełen wątpliwości i sprzeczności, mimo to nadal przestrzegam pewnych zasad. Moje dzieci przeszły gruntowną edukację, nadal wierzę w wysokie podatki i tego typu rzeczy, trzymam się swoich korzeni... Wcale nie porzucam żadnej z tych rzeczy, ale nie wiem, czy mają one wpływ na współczesne życie" - komentował w magazynie "MOJO".

"Widzisz rzekomo lewicowych aktorów i gwiazdy muzyki, ustawiające się w kolejce po tytuły. Ja wolałbym sobie wydłubać oczy ołówkiem" - stwierdził.

Wire jako przykłady zachowania zgodnego ze swoim sumieniem podał Davida Bowiego (odrzucił tytuł szlachecki w 2000 roku) i Paula Wellera (zrobił to w 2007 roku).

Nieco niższym stopniem odznaczono Toma Jonesa, który w 1999 roku otrzymał odznaczenie Oficera Imperium Brytyjskiego
Ostatnimi dwoma głośnymi nazwiskami, które warto wspomnieć w tym zestawieniu są Adele…
Królowa nie uczestniczyła równiez we wręczaniu Orderu Imperium Brytyjskiego Mickowi Jaggerowi w 2003. Wokalista otrzymał odznaczenie od księcia Karola, co lider The Rolling Stones miał odebrać jako afront. Można jednak zrozumieć królową, że nie chciała wręczyć medalu osobie nawołującej do anarchii oraz nazywającej Elżbietę wiedźmą.
Problemów nie sprawiał natomiast Elton John, który w 1996 roku od królowej otrzymał odznaczenie Komandora Imperium Brytyjskiego, co pozwoliło mu nosić tytuł "sir"
+6

Jesienią ukaże się nowa płyta zespołu - "The Ultra Livid Lament" - na której, według słów członków grupy, nie będzie żadnego utworu o pandemii. James Dean Bradfield stwierdził, że nie chcą znieważać w ten sposób chorych i zmarłych na COVID-19.

Formacja planuje jednak zagrać koncerty dla medyków. Wszystkie profity przekazane zostaną na publiczną służbę zdrowia.

Dlaczego zatem tak ceniono go w zespole? Był genialnym tekściarzem (prawie w całości stworzył słowa do piosenek z najlepszej płyty Manic Street Preachers "The Holy Bible") i, pomimo tego, że z grą na instrumentach było mu nie po drodze, odpowiadał za całe brzmienie zespołu.
Oprócz tego Edwards miał jeszcze jedną ważną rolę - był medialną twarzą zespołu. Chętnie udzielał wywiadów, jednak nie dlatego, że uwielbiał dziennikarzy. Rozmowy był dla niego idealną okazją do publicznego wyrażenia swoich poglądów. 

Wywiad z Richey'em na długo zapamięta Steve Lamacq, pracujący wtedy dla "NME". Gdy dziennikarz odważył się zakwestionować autentyczność i szczerość tekstów muzyka, ten wyciągnął żyletkę i wyciął sobie na lewym przedramieniu napis "4 real" ("Naprawdę"). Rana wymagała założenia 17 szwów, jednak Edwards zgodził się na to dopiero, gdy skończył rozmawiać z dziennikarzem.
"Kiedy ponownie przeczytałem jego teksty, po raz kolejny uderzyła mnie ich błyskotliwość. Już prawie zapomniałem, jak bardzo brakuje mi Richey'a jako autora słów naszych piosenek. Brakuje mi go również, ponieważ byłem fanem jego intelektu i zagorzałego charakteru, dzięki któremu był bardzo surowym krytykiem naszych poczynań. Nigdy nie napisałbym takich rzeczy jak on. Nawet nie zamierzałem próbować" - mówił kilka lat temu basista Nicky Wire.

"Richey był mistrzem tekstu i traktował słowa piosenek jako własny sposób artystycznego wyrazu. (...) Był genialny. Wiecie, ten koleś czytał sześć pieprzonych książek tygodniowo!" - dodał Bradfield, zdradzając również, że sam tworzył muzykę tak, by podobała się Richey'owi.
Kariera Richey’a rozwijała się powoli i dość nietypowo. Na początku był w zespole… kierowcą. Dopiero później pozostali muzycy zaakceptowali go jako czwartego członka grupy. 

Jedynym problemem było to, że ani śpiew, ani instrumenty nie były mocnymi stronami Edwardsa. Stał się Sidem Viciousem Manic Street Preachers - występował na scenie z gitarą, która nie była podłączona do wzmacniacza. "Nienawidzę mojej gitary z całego serca. Nawet nie chce mi się rozwalać jej na scenie. Nie zasługuje na śmierć" - mówił.
+5
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas
{CMS: 0}