Paul McCartney w Tauron Arenie Kraków: Zaręczyny na scenie [RELACJA, ZDJĘCIA]
Ada z Suwałk oraz para ze Słowacji poniedziałkowy (3 grudnia) wieczór w Tauron Arenie Kraków zapamiętają do końca życia. A razem z nimi pewnie zdecydowana większość z blisko 20 tysięcy fanów Paula McCartneya zgromadzonych w tym obiekcie.
Król Paul pierwszy - tak zatytułowałem swoją relację z poprzedniej wizyty Paula McCartneya w Polsce. W czerwcu 2013 r., na Stadionie Narodowym w Warszawie, wystąpił po raz pierwszy w naszym kraju. Dobra wiadomość - król nie abdykował i nie widać, by szykował się do oddania korony.
To że tamten koncert był wyczekiwany, to nic nie powiedzieć. Przez pierwsze kilka utworów mało co słyszałem, a nie była to tylko "zasługa" wątpliwej akustyki obiektu. Tysiące fanów piszczało, wrzeszczało i krzyczało ile sił w płucach, choć od szczytu beatlemanii minęło prawie pół wieku.
Entuzjazm w Krakowie wcale nie był mniejszy, co jeszcze dodatkowo napędzało 76-letniego Brytyjczyka i jego ekipę. Sir Paul nie ma w sobie nic z wyniosłej gwiazdy, na scenie jest taki, jak i poza nią. Tę niezwykłą zwyczajność mieli okazję bliżej poznać Ada z Suwałk oraz para ze Słowacji: Michelle i Martin.
Zostali oni zaproszeni na scenę przed bisami - fani pod sceną chcieli zwrócić na siebie uwagę Brytyjczyka, przygotowując różnego rodzaju tablice i transparenty. Ada pojawiła się na koncercie z tekstem, że czekała 10 lat, by przytulić bohatera wieczoru. McCartney spełnił prośbę młodej Polki i to dwukrotnie. Mina schodzącej ze sceny dziewczyny wyraźnie pokazywała, że nie mogła ona uwierzyć co tak naprawdę się wydarzyło.
Z kolei Martin miał ze sobą tabliczkę z napisem "Pomóż mi się oświadczyć". Razem z nim pojawiła się jego ukochana (imię Michelle wzbudziło sporą wesołość, wszak to tytuł jednego z przebojów The Beatles, posłuchaj!). "Na kolana!" - zawyrokował ze śmiechem Paul McCartney, a Słowak poprosił swoją wybrankę o rękę. Zgoda został przypieczętowana pocałunkiem.
Kto miał już okazję widzieć Beatlesa na żywo, ten wie, że jest on mistrzem w podbijaniu serc milionów fanów. Ponownie dostaliśmy wdzięczną próbkę mówienia w naszym języku (od "Cześć, Kraków" i "Spróbuję dziś mówić trochę po polsku", po finałowe "na razie") czy machanie wielką biało-czerwoną flagą (w towarzystwie brytyjskiej i tęczowej).
Tekst "Musimy już iść" po prawie 3-godzinnej uczcie muzycznej przyjęliśmy z rozczarowaniem. Wcześniejsze "to jest moja nowa piosenka" i "to jest kolejna nowa piosenka" - z radością i uśmiechem. W ten sposób McCartney zapowiadał utwory z wydanej we wrześniu premierowej płyty "Egypt Station". Nowościami były świetnie przyjęte "Who Cares", "Come On To Me" i "Fuh You", które udowadniają, że popularność sir Paula nie jest oparta tylko i wyłącznie na nostalgii starszych fanów. Premierowy materiał zadebiutował na szczycie bestsellerów w USA, co muzykowi nie zdarzyło się od 1982 r. (płyta "Tug of War").
Przekrojowy repertuar przygotowany był według sprawdzonej receptury - utwory The Beatles (wbrew pozorom nie tylko te najbardziej znane nagrania) przeplatały się z numerami grupy Wings i solowymi piosenkami. McCartney sięgał do zamierzchłej przeszłości ("In Spite of All the Danger" to utwór nagrany jeszcze w 1958 r. przez grupę The Quarrymen, w składzie której występowali m.in. McCartney, John Lennon i George Harrison), by za chwilę przeskoczyć do współczesnej kariery solowej, jak choćby napisana dla żony, Nancy Shevell, ballada "My Valentine".
Bohater wieczoru też niestrudzenie wędrował, zmieniając instrumenty jak gwiazdki popu sceniczne kreacje - od charakterystycznej basówki, przez gitarę elektryczną i akustyczną, mandolinę, ukulele, do fortepianu i pianina. Żadnego chowania się za kolumny, by złapać oddech, jak niektórzy jego rówieśnicy - cały czas na froncie, cały czas w bardzo dobrej formie, sypiący anegdotami, pozdrawiający wiernego fana z Japonii, który za nim jeździ na koncerty po całym świecie. Dzięki McCartneyowi poznaliśmy też japońskie słowo "saiko", czyli fantastycznie, którego nauczył się podczas ostatniej wizyty w Kraju Kwitnącej Wiśni.
W drugiej części koncertu sir Paul coraz częściej sięgał po utwory będące absolutną klasyką muzyki rozrywkowej - pokażcie mi innego artystę, który może wypuścić jeden za drugim takie killery, jak dedykowany Harrisonowi "Something", rozśpiewany "Ob-La-Di, Ob-La-Da", "Band on the Run", rockowy "Back in the U.S.S.R." (spora grupa publiczności wyciągnęła wtedy kartki z napisem "Back at Polish Station"), "Let It Be", bondowski przebój "Live And Let Die" z ognistą pirotechniką i "Hey Jude".
A to jeszcze nie był koniec, bo na bis McCartney ze swoją ekipą zmieścił jeszcze kolejne sześć utworów. W sumie - blisko 40 piosenek w prawie 3 godziny, pozazdrościć formy!
"Na razie, see you next time!" - rzucił sir Paul, dziękując wcześniej swojej całej ekipie technicznej, zespołowi i "fantastycznej publiczności" w Krakowie.
Setlista koncertu Paula McCartneya w Krakowie:
"A Hard Day's Night" (The Beatles)
"Save Us"
"Can't Buy Me Love" (The Beatles)
"Letting Go" (Wings)
"Who Cares"
"Got to Get You Into My Life" (The Beatles)
"Come On to Me"
"Let Me Roll It" (Wings)
"I've Got a Feeling" (The Beatles)
"Let 'Em In" (Wings)
"My Valentine"
"Nineteen Hundred and Eighty-Five" (Wings)
"Maybe I'm Amazed"
"I've Just Seen a Face" (The Beatles)
"In Spite of All the Danger" (The Quarrymen)
"From Me to You" (The Beatles)
"Dance Tonight"
"Love Me Do" (The Beatles)
"Blackbird" (The Beatles)
"Here Today"
"Queenie Eye"
"Lady Madonna" (The Beatles)
"Eleanor Rigby" (The Beatles)
"Fuh You"
"Being for the Benefit of Mr. Kite!" (The Beatles)
"Something" (The Beatles)
"Ob-La-Di, Ob-La-Da" (The Beatles)
"Band on the Run" (Wings)
"Back in the U.S.S.R." (The Beatles)
"Let It Be" (The Beatles)
"Live and Let Die" (Wings)
"Hey Jude" (The Beatles)
Bis:
"Birthday" (The Beatles)
"Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band (Reprise)" (The Beatles)
"Helter Skelter" (The Beatles)
"Golden Slumbers" (The Beatles)
"Carry That Weight" (The Beatles)
"The End" (The Beatles).
Michał Boroń, Kraków