Niemal cały czas kryje się w cieniu, a Polacy płacą nawet tysiąc zł, by go zobaczyć. Magiczny wieczór z Tool w Krakowie

"Zostańcie z nami, bądźcie obecni, zostawcie telefony. Zabierzemy was w podróż" - tak zaskakująco rozgadany Maynard James Keenan zapowiedział koncert (a w zasadzie widowisko) grupy Tool w Tauron Arenie Kraków. Warto było posłuchać dość restrykcyjnie pilnowanego zakazu, to była magiczna podróż w towarzyszeniu połamanych rytmów dla tysięcy fanów.

Maynard James Keenan (Tool) podczas koncertu w Krakowie - 11 czerwca 2024 r.
Maynard James Keenan (Tool) podczas koncertu w Krakowie - 11 czerwca 2024 r.Robert WilkINTERIA.PL

5 lat temu, 11 czerwca 2019 r. - Tauron Arena Kraków w ramach Impact Festival. Niemal dokładnie 2 lata temu, 21 maja 2022 r. - Tauron Arena Kraków. I wczoraj - 11 czerwca 2024 r. - Tauron Arena Kraków. To właśnie tu najwyraźniej Tool (sprawdź!) czuje się w Polsce najlepiej i widać, że ten układ pasuje zarówno zespołowi, jak i publiczności, która regularnie wypełnia ten obiekt. Polacy zresztą płacą często nawet po 1000 zł, bo i takie ceny można było spotkać.

Rzadko udzielający wywiadów wokalista Maynard James Keenan lata temu wspominał, że prawdziwym fanem Tool zostaje się dopiero wtedy, gdy widziało się zespół w akcji. Nie sposób nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Miałem okazję zobaczyć amerykańską formację na żywo już kilkakrotnie, począwszy od legendarnego występu w Hali Wisły w Krakowie w czerwcu 2001 r. Za każdym razem jest to wydarzenie, które warto chłonąć wszystkimi zmysłami.

Tool na koncercie w Krakowie: Uczta dla uszu i oczu

Stąd apelowi Keenana (który pojawia się zresztą coraz częściej na koncertach innych wykonawców) o schowanie telefonów warto było tylko przyklasnąć. W przypadku Tool do dźwiękowej nawałnicy dochodzi bowiem niezwykła oprawa wizualna - tym razem mogliśmy zobaczyć znany już z poprzednich koncertów ogromny telebim za plecami muzyków oraz siedmioramienną gwiazdą z oświetleniem nad ich głowami.

Na tym telebimie toolowa klasyka - przez cały koncert nieustająco coś się tam działo. Dla fanów nie było to zaskoczenie, bo przenikające się różne figury, animowane i zdeformowane sylwetki, płomienie w otoczeniu lawy czy wszystkowidzące oczy często w ogromnych zbliżeniach (ciężko wyczuć, czy patrzy na ciebie oko Saurona, czy rybie oczy) są dobrze nam znane. Pozostaje jedynie zgadywać, czy to wizje AI, czy raczej wytwór nie do końca zdrowego umysłu (oprawa graficzna w przypadku Tool to w dużej mierze zasługa gitarzysty Adama Jonesa, który wcześniej pracował jako specjalista od efektów specjalnych przy kinowych hitach. A może obie odpowiedzi są prawidłowe?

Ustawienie też klasyczne - Adam Jones po lewej stronie, z prawej basista Justin Chancellor, między nimi w centralnym punkcie sceny perkusista Danny Carrey. Maynard James Keenan jak zawsze schowany w cieniu, zmieniający tylko miejsca na dwóch podestach po obu stronach zestawu Carreya. Czasem wyłapywał ich pojedynczy reflektor, czasem buchała feeria świateł, a za moment pojawiały się rozbiegane po całej arenie lasery.

- Ekipa, której przewodzi Danny Carrey (bo wiadomo, że on) była w Krakowie nie jak "narzędzie", ale jak ogromna maszyna. Jak idealnie zaprojektowane i wprowadzone w ruch mechaniczne monstrum poruszające się raz bezszelestnie, a innym razem z rozdzierającym, ale pięknym jazgotem. Nie ma drugiej tak perfekcyjnej maszyny - opowiada zachwycony Błażej z Tarnobrzega, który przegapił poprzedni występ w Krakowie i przez te dwa lata pluł sobie w brodę.

Perkusista kalifornijskiego kwartetu to zjawisko zasługujące na osobny akapit. Nie będzie żadną przesadą nazwanie go obecnie najlepszym bębniarzem na rockowo-metalowej scenie. Ta maszyna z ludzką duszą, to nie ktoś zaprogramowany. Jeśli umiecie klaskać tylko na dwa, to pogubicie się z Carreyem już na pierwszym zakręcie. Danny to jest perkusyjny potwór, ale wolę się z nim zgubić, niż z niektórymi znaleźć. Podczas poprzedniego koncertu w Krakowie podsłuchałem, że ktoś przyjechał na występ specjalnie po to, by zobaczyć go w akcji i nie mam wątpliwości, że tak samo było i wczoraj. "Chocolate Chip Trip" to w tej chwili bardziej pokaz multimedialny niż solówka Carreya, która by dawała oddech pozostałym muzykom - nigdy nie byłem wielkim zwolennikiem takich popisów, ale oglądałem to z otwartymi ustami.

- Dla samego "The Grudge" warto było być - to z kolei zdanie Artura. To prawda, utwór zamykający pierwszą część przed 12-minutową przerwą był na pewno jednym z najmocniejszych punktów tej magicznej podróży. Ja ze swojej strony dodałbym oczywiście drugi z klasyków z płyty "Lateralus" - czyli "Schism" (głowa rozerwana, prawdziwy odlot), niesamowicie przepiękny "Intolerance" z "Undertow" czy finałowy "Stinkfist" z "AEnimy" (nie było co zbierać). Z promowanego wciąż albumu "Fear Inoculum" z września 2019 r. do grona klasyków śmiało dopisuję utwór "Pneuma".

Justin Chancellor (Tool)
Adam Jones (Tool)
Maynard James Keenan (Tool)
Justin Chancellor (Tool)
+9

"Witajcie z powrotem. Mam nadzieję, że podobała się wam ta podróż. Kraków, dziękujemy za przybycie, wrócimy wkrótce" - zapowiedział MJK przed finałowym "Stinkfist", podczas którego cała arena rozbłysła ekranami telefonów komórkowych. Odpowiedział mu ryk tysięcy gardeł. Będę czekał, na pewno nie ja jeden.

PS W roli gościa specjalnego pojawiło się instrumentalne trio Night Verses. Kalifornijska ekipa (tu też w roli głównej ekspresyjny perkusista) "rozciąga granice prog metalu, sięgając po post-hardcore, math rocka czy nawet alt-metal". Zespół już 11 sierpnia powróci do Krakowa, by w Hype Parku poprzedzać australijskiego gitarzystę Plini.
Tool - setlista koncertu w Krakowie:

1. "Jambi"
2. "Fear Inoculum"
3. "Rosetta Stoned"
4. "Pneuma"
5. "Intolerance"
6. "Descending"
7. "Schism"
8. "The Grudge"
bis:
9. "Chocolate Chip Trip"
10. "Flood"
11. "Invincible"
12. "Stinkfist".

Michał Boroń, Kraków

Koncert zorganizowała firma Live Nation.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas