"Nie wiem, jak to powtórzymy. Mamy przerąbane". 20 lat płyty Linkin Park "Meteora"

Linkin Park /Jeff Kravitz/FilmMagic, Inc /Getty Images

Ten album zrobił z nich gwiazdy. Kiedy Linkin Park 20 lat temu wydawali płytę "Meteora", mieli już rzeszę wiernych fanów, pierwsze sukcesy na koncie i wielki apetyt na podbicie świata. Dzięki temu albumowi zdobyli to, o czym nawet nie marzyli. Nic dziwnego, że muzycy tak świętują tę rocznicę. Z okazji 20-lecia premiery, grupa Linkin Park wydała "Meteora 20th Anniversary Edition".

Nagranie dobrego debiutu nie jest, wbrew pozorom, takie trudne. Schody zaczynaja się przy kolejnej płycie, kiedy artysta musi udowodnić, że pierwsze sukcesy nie były tylko łutem szczęścia. Muzyczna branża zna wiele przypadków, kiedy świetnie zapowiadające się kariery skończyły się właśnie przy okazji drugiego albumu. Na szczęście nie brakuje też przykładów na to, że sukces debiutanckiej płyty można nie tylko powtórzyć, ale nawet przebić. To właśnie udało się grupie Linkin Park, która 20 lat temu wydała album "Meteora".

"Nie wiem, jak to powtórzymy. Mamy przerąbane"

"In the End", "Crawling" czy "One Step Closer" - te przeboje Linkin Park mieli na koncie po wydaniu debiutu. Album okazał się najchętniej kupowaną pierwszą płytą od czasów "Appetite for Destruction" Guns N’ Roses, wielokrotnie pokrył się platyną, zdobył też Grammy. Taki sukces może podbudować artystę i dodać mu sił do działania, ale też, nie oszukujmy się, wywołuje ogromną presję. Nikt przecież nie chciałby zawieść osób, które znalazły swój "nowy ukochany zespół". Brad Delson, gitarzysta Linkin Park, przyznał zresztą w rozmowie z MTV: "Zrozumieliśmy, co znaczy presja. Ale nie chodzi o naciski z zewnątrz, chodzi o artystyczną presję w nas. Nie masz wpływu na komercyjny sukces płyty, ale jakość albumu zależy wyłącznie od ciebie. Nie możesz winić kogoś za to, że piszesz słabe piosenki". Grupa postanowiła więc, że nie będzie odwlekać pracy nad drugim albumem i od razu zabierze się za pisanie.

Reklama

Tworzenie piosenek na album "Meteora" rozpoczęło się jeszcze w trakcie trasy koncertowej promującej debiut. Wielu muzyków nie znosi takiego rozwiązania, bo już samo koncertowanie jest wystarczająco dużym wysiłkiem, ale Linkin Park postanowili wykorzystać energię, jaką dał im pierwszy sukces. I trzeba przyznać, że było jej sporo, bo w ciągu ośmiu miesięcy, zespół przygotował aż 80 wersji demo utworów. Przed premierą drugiej płyty grupa wydała jeszcze album "Reanimation", złożony z remiksów własnych piosenek. Ten eksperyment tak spodobał się muzykom, że postanowili włączyć się w produkcję swojego kolejnego dzieła. Jako głównego producenta Linkin Park ponownie zaangażowali Dona Gilmore’a, ale tym razem chcieli mu pomagać, żeby rozbudować brzmienie. Muzycy mieli sporo wolności, więc nie było sporów ani z producentem, ani wewnętrz grupy. Wytwórnia też nie naciskała. Chester Bennington wspominał później, że w tej pracy nie chodziło o zrobienie płyty, która się sprzeda. Wokalista uważał, że zespół cały czas walczy o szacunek odbiorców, więc grupa chciała pokazać wszystko co najlepsze i nie bała się próbować nowych brzmień.

Bezsenność, 40 refrenów i niezdrowa obsesja

Samo nagrywanie przebiegło sprawnie. Linkin Park zresztą zawsze słynęli z dobrej organizacji. Mike Shinoda od początku pasjonował się produkcją dźwięków i nowymi technologiami, więc wiele rzeczy nagrał i przetestował jeszcze przed rozpoczęciem właściwych prac. Grupie udało się przy okazji zrobić wiele nieplanowanych rzeczy. Linkin Park nareszcie dokończyli na przykład utwór "Breaking the Habit", nad którym Mike Shinoda spędził ponad pięć lat, ale w którym ciągle czegoś mu brakowało. Piosenka została później ostatnim singlem z nowej płyty i dziś jest jednym z największych przebojów zespołu. Praca nad albumem ujawniła też jednak coś, co pomaga muzyce, ale szkodzi artystom: obsesyjne dążenie do perfekcji. Linkin Park, chcąc nagrać jak najlepsze rzeczy, bez końca cięli, układali i znów przestawiali sample w piosenkach. Muzycy tworzyli też wiele wersji tych samych utworów, żeby sprawdzić, która zabrzmi najlepiej. Refren "Somewhere I Belong" był nagrywany aż 40 razy, do momentu, w którym cały zespół był zadowolony z efektu. Perkusista Rob Bourdon podczas nagrań zaczął się skarżyć na bezsenność. Muzyk spędzał więc w studiu długie godziny, a kiedy już udało mu się zasnąć - śniły mu się... źle zagrane partie.

Wokalista Chester Bennington zawsze powtarzał, że on i Mike Shinoda, chociaż się przyjaźnią, są dwiema bardzo różnymi osobami. Jak to pogodzić, kiedy te dwie osoby śpiewają jedną piosenkę? Linkin Park świetnie poradzili sobie z tym wyzwaniem, a idealnie słychać to właśnie na płycie "Meteora". Utwory nie opowiadały o konkretnych sytuacjach, lecz o emocjach, a te są przecież uniwersalne. Może właśnie dzięki temu zespół trafił do ludzi, którzy na co dzień słuchają zupełnie innej muzyki? Dla jednych opowieść o strachu mogła oznaczać lęk przed zmianą, a dla Chestera - powrót myślami do czasów, kiedy jako nastolatek był uzależniony od narkotyków. Muzyk zresztą często wracał do swojej przeszłości w wywiadach promujących płytę.

"Meteora" podzieliła recenzentów. Jedni zachwycali się albumem i świeżością, jaką Linkin Park na dobre wprowadzili na rockowy rynek, inni byli bardziej sceptyczni. Magazyn "Kerrang!" zastanawiał się, czy w ogóle potrzebna jest powtórka z debiutanckiej płyty. "Rolling Stone" z kolei napisał: "Brzmienie zespołu wyciskającego ostatnie soki z formuły, która już jest na wykończeniu". Jak to często bywa - krytycy swoje, a słuchacze swoje. Album od razu trafił na szczyt listy Billboardu. Jeszcze przed premierą muzycy ostrożnie wypowiadali się na temat szans płyty na sukces komercyjny. Byli pewni tego, co zrobili, ale Chester Bennington szacował, że przebicie granicy 10 milionów sprzedanych egzemplarzy jest mało prawdopodobne. Pomylił się. Tak samo jak recenzenci. Fani Linkin Park kupili ponad 27 milionów kopii płyty "Meteora", a single z albumu okupowały wszelkie możliwe listy przebojów.

Chester Bennington: "Myślałem, że umrę"

Żeby nie było tak kolorowo, nie wszystko przebiegało bezproblemowo. W trakcie europejskiej trasy koncertowej po wydaniu płyty zespół miał sporo planów promocyjnych. Nie wszystkie udało się zrealizować, bo wokalista zaczął cierpieć na okropne bóle pleców. "Pewnego ranka obudziłem się z lekkim bólem. Dwie godziny później myślałem, że umrę" - opowiadał Bennington. Okazało się, że przyczyną problemów była ostra infekcja wirusowa. Przy okazji wyjaśniło się, dlaczego - zwykle energiczny - Chester schudł i nie miał na nic sił. Grupa musiała nawet przełożyć zaplanowane w Pradze zdjęcia do teledysku, bo muzyk nie był w stanie nakręcić klipu. Na szczęście Bennington wrócił do formy akurat na wspólną trasę Linkin Park z grupą Metallica. 

Rarytasy od Linkin Park

Szkoda, że zespół nie zagra już w tamtym składzie piosenek z płyty "Meteora", zresztą z żadnej innej, ale muzycy Linkin Park przygotowali coś specjalnego z okazji 20-lecia albumu. Zespół uczcił je specjalnym wydaniem "Meteora 20th Anniversary Edition". Album ukazał się w kilku wersjach: Super Deluxe Box Set, Deluxe Vinyl Box Set, Deluxe 3CD, a także w formie cyfrowej. Zestawy zawierają niepublikowane utwory, w tym nowy singel Linkin Park - "Lost". Na "Meteora 20th Anniversary Edition" pojawiły się też piosenki ze stron B singli oraz nagrania koncertowe.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Linkin Park | chester bennington
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy