Nie cierpiała albumu, który zrobił z niej gwiazdę. 20 lat od debiutu Amy Winehouse

Uśmiechnięta dziewczyna w lekko rozciągniętym, różowym sweterku wyprowadza psy na spacer. Wyłaniająca się z cienia postać wydaje się szczęśliwa. Chwila uchwycona aparatem początkującego fotografa Charlesa Moriarty’ego ukazuje Amy Winehouse pełną życia, pewną siebie i zrelaksowaną, zupełnie jakby trzymała cały świat na smyczy. Dwadzieścia lat temu ukazał się debiutancki album artystki, który otworzył przed nią drzwi do kariery i tragicznego finału.

Amy Winehouse miała inne plany co do debiutu
Amy Winehouse miała inne plany co do debiutu Andy Paradise/WireImageGetty Images

Zrobienie zdjęć Amy nie było łatwą sprawą. Młoda piosenkarka była bardzo nieśmiała i nie lubiła, kiedy ktoś ją fotografował. Moriarty nie miał większego doświadczenia w fotografii, dopiero stawiał pierwsze kroki. Polecony Winehouse przez jej znajomych podjął się wykonania trudnego dzieła. Z jednej strony musiał zdobyć zaufanie artystki, z drugiej odwrócić jej uwagę od samego faktu trwającej sesji. To wtedy ulicą spacerował mężczyzna z dwoma szkockimi terierami na kolorowej smyczy. Charles zatrzymał go i spytał, czy pożyczy swoje psy do zdjęcia. Mężczyzna się zgodził i tak powstała magiczna okładka płyty, której Amy nie cierpiała.

Po wydaniu albumu menadżerowie prosili Amy, aby nie deprecjonowała swojego dzieła w wywiadach. Winehouse wspominała, że jedyne, co mogła zrobić, to sugerować, że "Frank" nie jest "całkowicie gównianą płytą". Pomimo że na albumie pojawiły się jej kompozycje, które stworzyła jeszcze jako nastolatka, Winehouse nie była zadowolona z wielu rzeczy: efektu pracy w studio, wybranych finalnie ostatecznych wersji nagrań i samej promocji wydawnictwa.

Podobno, kiedy dowiedziała się, że jej płyta promowana jest w jednej z gazet, jako wykwintny, gustowny i dyskretny element, jakim można udekorować salon w domu, wpadła w szał. Charles Moriarty wspominał po latach, że zawsze zastanawiała i zachwycała go dwoistość natury Amy. Z jednej strony była małą, kruchą dziewczyną z Camden Town, z drugiej jawiła się jako dojrzała, stanowcza kobieta ze starą duszą.

Winehouse dorastała wśród hip-hopu - muzyki, której słuchali wszyscy jej przyjaciele. Od najmłodszych lat jednak skrycie kochała jazz. Był stylem o wiele bardziej osobistym i nie miał nic wspólnego z tym, co działo się wokół niej. Sama twierdziła, że jest dla niej najdoskonalszym sposobem wyrażania emocji. Dopiero później podąży za brzmieniem nasiąkniętym soulem z lat 60., który wybuchnie przepięknie na kolejnej płycie "Back to Black". Słuchała Elli Fitzgerald w wieku jedenastu lat i uczyła się śpiewać jej piosenki. Odkrywała i zachwycała się stylem wokalu Sary Vaughan, której głos stawał się kolejnym instrumentem prowadzącym nagrania. Nasiąkając otaczającą ją muzyką, zaczęła pisać pierwsze piosenki, a wieczorami śpiewała w klubach.

Pożegnanie Amy Winehouse - Londyn, 26 lipca 2011 r.

W północnym Londynie (cmentarz Edgwarebury) odbyła się skromna uroczystość pogrzebowa zmarłej 23 lipca 2011 r. wokalistki Amy Winehouse. Na pogrzebie pojawili się m.in. producent Mark Ronson i Kelly Osbourne.

Media i fani przed krematorium Golders Green, gdzie spopielono zwłoki Amy Winehouse - fot. Chris JacksonGetty Images/Flash Press Media
W pożegnaniu Amy Winehouse uczestniczyło kilkaset osób - fot. Chris JacksonGetty Images/Flash Press Media
Mark Ronson, producent płyty "Back To Black" - fot. Chris JacksonGetty Images/Flash Press Media
W pożegnaniu Amy Winehouse uczestniczyło kilkaset osób - fot. Chris JacksonGetty Images/Flash Press Media
Media i fani przed krematorium Golders Green, gdzie spopielono zwłoki Amy Winehouse - fot. Chris JacksonGetty Images/Flash Press Media
Janis Winehouse, matka wokalistki - fot. Chris JacksonGetty Images/Flash Press Media
Alex Winehouse, brat wokalistki - fot. Chris JacksonGetty Images/Flash Press Media
Kelly Osbourne wśród innych gości pogrzebu - fot. Chris JacksonGetty Images/Flash Press Media
Mitch Winehouse, ojciec wokalistki - fot. Chris JacksonGetty Images/Flash Press Media
Kelly Osbourne - fot. Chris JacksonGetty Images/Flash Press Media
Kelly Osbourne - fot. Chris JacksonGetty Images/Flash Press Media
Media i fani przed krematorium Golders Green, gdzie spopielono zwłoki Amy Winehouse - fot. Chris JacksonGetty Images/Flash Press Media

Nic więc dziwnego, że kiedy jej demo trafiło w ręce firmy Simona Fullera, wzbudziło spore zainteresowanie. Piękne kompozycje, z oszczędnymi aranżami, wydobywały piękno głosu Amy i przenikliwe, ostre, a także celne przesłanie tekstów. Młoda kobieta o staro brzmiącym głosie, która tworzyła muzykę przesiąkniętą przeszłością, ale zakorzenioną w teraźniejszości, zachwyciła wszystkich. Po podpisaniu kontraktu z agencją otrzymywała tygodniową pensję w wysokości 250 funtów na poczet przyszłych wpływów. Śpiewała standardy jazzowe w klubie Cobden, mieszkała w małym mieszkanku w Camden Town, otoczona plakatami z magazynów muzycznych, rodzinnymi fotografiami i poduszką z podobizną Patricka Swayze z czasów "Dirty Dancing". Prowadziła zwyczajne życie młodej, słodkiej dziewczyny, w niczym nieprzypominającej mrocznej gwiazdy, schowanej za maską makijażu, która później zdominowała kolorową prasę.

Amy Winehouse straciła kontrolę nad swoją płytą

Tymczasem jej menadżerowie robili wszystko, aby ukryć Amy przed światem, dopóki nie zostanie podpisany kontrakt płytowy, a nagrania debiutanckiego albumu nie zostaną ukończone. Mieli też swój pomysł na karierę artystki. Chcieli wykorzystać jej jazzowe fascynacje i wyprodukować płytę, która z łatwością wpasowałaby się w nowy trend wypolerowanego jazzu dla klasy średniej. Z ich perspektywy "Frank" miał być produktem przypominającym muzykę jazzową serwowaną do przysłowiowego kotleta, bezpieczną i łatwo przyswajalną.

Amy Winehouse zderzyła się w studio ze ścianą pięciu doświadczonych producentów, którzy nadali kierunek brzmienia poszczególnych nagrań. Być może dlatego nie była do końca zadowolona z efektu. Czuła, że jako młoda artystka straciła kontrolę nad produkcją i później marketingiem albumu.

Winehouse pisała, jakby przeżyła tysiące żyć

Wróćmy na chwilę do warstwy lirycznej. "Frank" to w końcu fantastyczny wokal Amy i właśnie jej teksty, a to nie straciło pierwotnego błysku z materiału demo. W kilkunastu piosenkach Winehouse opowiada osobiste historie z mądrością kogoś, kto przeżył tysiące żyć. Krytycznie przygląda się celebrytkom i tak zwanym "łatwym dziewczynom" w "Fuck Me Pumps".

Z kolei w "What Is It About Men" rozprawia się z tematem niewierności przez pryzmat zachowań jej ojca i dziedzictwa z tym związanego, śpiewając: "Naśladuję całe to gówno, którego nienawidziła moja matka/Nie mogę powstrzymać się od zademonstrowania mojego freudowskiego losu".

"You Sent Me Flying" to historia pewnej siebie kobiety, która ze zdziwieniem spostrzega, że dla pozornej miłości mężczyzny, robi rzeczy, o jakie by się nie posądzała. To, co uderza w tekstach Amy to wnikliwy, niemal fabularny sposób opisywanych historii, które poznajemy w kolejnych piosenkach. Zupełnie jakby stara Winehouse, siedząc w zadymionym pubie, opowiadała wydarzenia, których doświadczyła w swoim długim życiu. Rozlicza się z kochankami, swoimi problemami i całym swoim emocjonalnym światem.

Album "Frank" wywołał mieszane uczucia

Wydany 20 października 2003 roku krążek nie był sensacją. Minęły cztery miesiące, zanim wspiął się na 13. miejsce na brytyjskiej liście albumów. Rok później płyta została wydana w Europie, przynosząc przyzwoitą sprzedaż. Niestety w Ameryce "Frank" okazał się totalną porażką. Tamtejsi słuchacze zafascynowani byli młodą Joss Stone i jej wypełnioną jazzowymi standardami płytą "The Soul Sessions", która pojawiła się miesiąc wcześniej i była doskonale promowana przez wytwórnię płytową, przykrywając popularnością krążek Amy.

Odbiór krytyków również był mieszany. Album zdobył nominacje w kategorii British Female Solo Artist i British Urban Act podczas BRIT Awards 2004, a także znalazł się na krótkiej liście do nagrody Mercury Music Prize w tym samym roku. Został jednak zmiażdżony w recenzjach Pitchforka i niezliczonej ilości innych muzycznych portali. Dopiero trzy lata później, jego wznowienie po światowym sukcesie "Back To Black", przyniosło oczekiwane rezultaty, docierając do 33. miejsca na liście Billboardu.

"Frank" był początkiem fenomenu Amy Winehouse. Ukazał buntowniczą naturę artystki, która nie bała się odkryć swojej nastoletniej duszy i posiadała doskonały talent do pisania pięknych i szczerych piosenek. Bez względu na początkowe krytyczne recenzje skierował snop światła na talent młodej dziewczyny. Niedoskonały, niekochany przez artystkę album zyskiwał z każdym dniem nowych słuchaczy, którzy odnajdywali w jej kompozycjach cząstkę siebie. Postać Amy zyskiwała dzięki jej bezkompromisowości w udzielanych wywiadach i swobodzie, z jaką pojawiała się w programach radiowych i telewizyjnych.

Wkrótce dziewczyna, która była najpierw jedynie głosem i uśmiechem z okładki, stała się pełnowymiarową gwiazdą, która roztaczała wokół siebie aurę tajemniczości. Przytulne mieszkanie w Camden stało się celem, obleganym przez paparazzi, a jej zdjęcia stałym medialnym pokarmem brukowców. Trzy lata później Winehouse wydała swoje opus magnum "Back to Black", wydawnictwo, które pokazało pełną artystyczną dojrzałość. Jej pierwsze ziarna zostały zasiane właśnie na debiucie piosenkarki. "Frank" jest surowym i szczerym pokazem olśniewającego potencjału Amy, który rozwinął się przepięknie i zgasł nagle 23 lipca 2011 roku.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas