Natalia Niemen: Niebo będzie później (fragment książki)

Na stronach Interii możecie przeczytać fragment wywiadu-rzeki z Natalią Niemen - "Niebo będzie później".

Natalia Niemen prezentuje "Niebo będzie później"
Natalia Niemen prezentuje "Niebo będzie później"Fot. Tomasz Radzik/Agencja SEEast News


Córka legendarnego Czesława Niemena w szczerym i pełnym pasji wywiadzie rzece ujawnia nieznane fakty z życia ojca, a jednocześnie tłumaczy, dlaczego idzie własną drogą, zarówno w karierze artystycznej, jak i w życiu religijnym. Fascynująca lektura nie tylko dla fanów dobrych dźwięków. To także niezwykła duchowa podróż: od przekonania, że "dziwny jest ten świat", po wiarę, że lepszy świat dopiero nas czeka. Po drugiej stronie życia - czytamy w zapowiedzi książki.

Książkowy wywiad z Natalią Niemen przeprowadził Szymon Babuchowski. "Niebo będzie później" ukazało się nakładem Wydawnictwa Niecałe.

Jak tata oceniał Twój udział w chórkach Natalii Kukulskiej?

- Cieszył się, że z Natalią współpracujemy. Moja siostra chodziła z Natalią do tej samej szkoły. Najpierw siostra zaczęła śpiewać w chórku i powiedziała Natalii o mnie. Więc poszłam kiedyś do Natalii, coś pośpiewałam, a jej się spodobało. Nie pamiętam jakichś szczególnych reakcji ojca, ale podejrzewam, że obserwował nas z pozytywnym nastawieniem - że córki jakieś kroki samodzielne podejmują.

- Potem, kiedy zaczęłam współpracować z ludźmi, którzy zrobili płytę "Na opak", miał słuszne obawy. Bo to byli ludzie, którzy w tamtym czasie mieli duże problemy z samymi sobą i manipulowali innymi. Myślę, że byli wtedy bardzo pogubieni, a jednocześnie udawali, że wiedzą wszystko najlepiej. Ja, jako młoda dziewczyna, byłam dla nich łatwym kąskiem (i to jeszcze z "takim" nazwiskiem), żeby przy mojej pomocy mogli coś dla siebie ugrać. Byłam bardzo naiwna i naprawdę bardzo mało mądra. A mówiąc wprost - głupia jak but.

A ojciec jakoś werbalizował swoje obawy?

- Tak. Był tymi ludźmi lekko przerażony. Wcale mu się nie dziwię. Ja pomału także zaczęłam się czuć niczym w filmie grozy. Mawiał także: "Jak to? Ty masz swoje piosenki, takie dobre. Po co to robisz? Ci ludzie napisali dobre kompozycje popowe, w porządku. Ale nie lepiej by było, gdybyś się zajęła własnymi piosenkami?". I ja tego chciałam.

To czemu na płycie nie ma nic Twojego?

- Ci ludzie byli na tyle dziwni, że kiedy zaproponowałam im kilka ciekawych piosenek, uznali je za trudne i stwierdzili, że na płycie będą tylko piosenki ich kolegów. Ponieważ byłam wtedy mało asertywna, skwapliwie się na to zgodziłam. Kiedy ta płyta powstała, tata docenił wiele świetnych melodii, które okraszały większość piosenek autorstwa tych ludzi. W sumie były to naprawdę dobre, popowe kompozycje (podkreślam: popowe). Dzisiaj takich się już nie pisze. Mój ojciec to doceniał, choć pop to nie była ani jego, ani moja bajka. Dowodem na to może być powyższy cytat z jego felietonu.

A nie mówił Ci, że stać Cię na więcej?

- Mówił. I że warto, żebym samodzielnie pracowała. Podkreślam, iż ja też tego chciałam. Cieszyłam się, kiedy zaczęłam u Natalii śpiewać chórki, jeszcze przed wejściem we współpracę z wyżej wymienionymi ludźmi. Wówczas fascynowała mnie osoba Kayah, jej historia. Odkąd pierwszy raz usłyszałam Kayah w roku bodaj 1987, szalałam za nią w zachwycie i uniesieniu. Była inna niż większość ówczesnych piosenkarek. Imponowała mi jej osobowość artystyczna. Myśl, że Kayah zaczynała w chórkach i że to jest świetna szkoła dla wokalistów, utwierdzała mnie w przekonaniu, że jestem na dobrej drodze.

- Planowałam, że pośpiewam, popracuję, po doświadczam się w chórkach u Natalii Kukulskiej i za parę lat zacznę się skupiać na swoich utworach. Taki miałam plan, ale dałam się skusić. Zwabiło mnie to, że ci ludzie mieli kontakt z wydawnictwem fonograficznym, że mieli już gotowe piosenki. Na demówkach one naprawdę fajnie brzmiały. Więc pomyślałam sobie, że może tę naprawdę "własną" płytę nagram, jak będę bardziej znana. Wtedy pewnie łatwiej będzie mi zrobić coś swojego.

I co z tego wyszło?

- Oczywiście było zupełnie odwrotnie. Debiut był szeroko komentowany, ale bardzo krytycznie. Nie przypominam sobie życzliwych głosów.

Aż tak?

- Ludzie byli oburzeni: "Jak to?! Córka Niemena i taką płytę nagrała?!". Nie potrafili spojrzeć obiektywnie na płytę "Na opak". Ja tam nie śpiewałam jakoś szczególnie dobrze. Uważam, że pod względem technicznym śpiewałam fatalnie. No nie! Muszę przestać być dla siebie aż taka surowa. Nie mogę aż tak samokrytyczny. Kończę z tym. (śmiech)

Więc jak to w końcu było z tym Twoim śpiewaniem?

- Właściwie większość piosenek jest naprawdę fajnie, powiem nawet więcej - świetnie zaśpiewanych, np. "Bossa noga", "Dorosła bajka", "We.", "W sosie własnym", "Co ze mnie wyrośnie?!" czy "Z marzeń pod rynnę". Obiektywnie trzeba przyznać, że w tym moim nieopierzonym jeszcze śpiewaniu było coś ciekawego, choć operowałam wówczas dosyć płaską barwą głosu, śpiewałam na tak zwaną rozdziawiakę. Mimo że chodziłam wtedy już pomału na lekcje śpiewu, nie ćwiczyłam specjalnie, będąc leniem patentowanym. Oczywiście na koncertach nie umiałam wtedy śpiewać kompletnie, bo nie miałam żadnego obycia ze sceną, nie wspominając o owej zerowej technice. Ale ten studyjny twór wokalny nie był znowu aż tak beznadziejny, jak oceniano.

Co było Twoim atutem na tej płycie?

- Braki techniczne rekompensowała moja wrodzona muzykalność. Tyle że co po muzykalności, jeśli człowiek jest pospinany wewnątrz i na zewnątrz? Najgorsze jest jednak to, że najbardziej badziewne piosenki z tej płyty i najgorzej zaśpiewane wybierano na single. No i również, niestety niefortunnie, piosenka, która stała się pierwszym singlem, czyli "Zrobię na opak", była przeze mnie specjalnie zaśpiewana źle. Bo ja wtedy miałam na pieńku z producentami, nagrywałam ją po jakiejś bardzo nieprzyjemnej sytuacji w studiu, kiedy stosowano wobec mnie niezwykle wyrafinowane techniki manipulacji, i chciałam z tym wszystkim skończyć. Śpiewając, w ogóle nie starałam się o jakąkolwiek finezję. Po prostu chciałam zrobić na złość.

Faktycznie, Twój głos w tej piosence brzmi zupełnie inaczej niż teraz.

- Dokładnie. Taki kwadrat płaski, bez jakiegokolwiek operowania dynamiką piano-forte. Coś strasznego! Ale jak się posłucha całej płyty, to tam większość piosenek jest naprawdę dobrze, z oddaniem, zaśpiewana. A akurat ten numer, zaśpiewany w złości, gniewie i frustracji, wzięli na singel.

Co na to tata?

- Kiedy płyta się ukazała i wszyscy ją krytykowali, pytali też Niemena: "Co pan sądzi o nagraniach córki?". Ojciec wychodził z tego obronną ręką, bo z jednej strony mówił rzeczy pozytywne: że jest to kawał dobrej roboty, a z drugiej zdawał sobie sprawę, że to nie jest to, na co mnie stać i co bym chciała robić. Jednak cała ta moja współpraca z owymi ludźmi była błędem. Dosyć szybko odsunęłam się od nich, gdyż... byli to ludzie niezwykle toksyczni.

- Rozmawiałam z tatą o tym "incydencie życiowym". Tata serdecznie podchodził do owego problemu latorośli, ale stwierdzał: "Słuchaj, no, musisz wypić piwo, którego nawarzyłaś". Być może rzeczywiście mogłabym wtedy więcej oczekiwać od niego - jakichś wieczornych nasiadówek, rozmów. Aczkolwiek muszę też docenić, że nie napierał na mnie z jakąś ostentacyjną pociechą. To zresztą bardziej kobieca skłonność, która - jak już wspominałam uprzednio - cechuje na przykład mnie jako matkę.

Zdarza Ci się jeszcze słuchać tych nagrań?

- Ostatnim razem chyba ze cztery, pięć lat temu słuchaliśmy "Na opak" razem z moimi synkami. Jak moi chłopcy byli młodsi, bardzo im się ta płyta podobała. Bo to jest taki album dla dzieci w sumie - kolorowy, śmieszny, z kilkoma piosenkami na światowym poziomie. Ale kiedy ktoś się uprze i klapki na oczy założy, to będzie oceniał tylko "córkę Niemena", i to z konieczną dozą nadkrytyki, niekoniecznie z sensem. Ważne, żeby Niemenównie się dostało. Nie pomyśli, nie zada sobie trudu, tylko od razu wyrzuci do kosza. Cokolwiek dzieci Niemena zrobią, to zawsze będzie źle.

- Już tego doświadczyłam: artystycznie robię coś trudnego - to jest źle, bo nie wiadomo, co to jest. Robię coś łatwego - to też jest źle, bo to za łatwe, gdzie temu do wielkiego tatusia, Niemena! To jest to znamię, które zawsze będę nosić. Tylko trzeba nauczyć się mieć odpowiedni stosunek do tego. I to, że - jak wspomniałam na początku - ludzi dobrej woli jest mniej, to wcale nie niweczy mocy tego dobra. Bo nie ilość się liczy, ale jakość.

Czy debiut skutecznie zniechęcił Cię do solowych projektów?

- Kolejny raz stwierdziłam, że jestem beznadziejna. Poprzednio podobny stan był moim udziałem pod koniec szkoły, kiedy kilku nauczycieli dawało mi do zrozumienia, że jestem zerem. Wtedy miałam taki moment, że po prostu nie wiedziałam, po co w ogóle żyję, co mam robić w życiu, po co jestem stworzona.

- Po porażce płyty "Na opak" też miałam taki czas, kiedy stwierdziłam, że powinnam przestać się zajmować muzykowaniem, bo tego nie umiem i mam za słaby głos. Jeśli ludzie tak ocenili tę płytę, to przecież teraz trudno będzie mi zaprezentować moje własne kompozycje. Bo ta etykietka ode mnie się nie odklei. I rzeczywiście, nie odkleja się - ona jest nadal. Oczywiście w chwilach rożnych zwątpień to mnie denerwuje i smuci. Ale ogólnie uważam, że to jest dobre, bo jak chrześcijaninowi jest za łatwo, to oddala się od Chrystusa. Więc odczytuję to sobie jako jeden z wiórów krzyża.

Ale ekstremalnych stanów depresyjnych nie było?

- Wiesz co, ja zawsze miałam skłonność do depresji. I myślę, że jak każdy człowiek, który ma tendencje melancholijne, mam w życiu pod górkę. Takim osobom, skłonnym do autoanalizy, do rozkładania wszystkich spraw i rzeczy na czynniki pierwsze, z tendencją do skupiania się na sobie, zawsze jest trochę trudniej. Oczywiście pozostaje kwestia, co się z tym zrobi. Bo trzeba walczyć z takimi smutaśnymi tendencjami. Ale ewidentnej depresji nie było. Tylko generalnie było mi smutno, ciężko i... tyle.

Natalia Niemen na okładce książki "Niebo będzie później"materiały promocyjne


Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas