Matt Bellamy z Muse kończy 45 lat: Buntownik, żartowniś i fan teorii spisowych
Spędził na scenie kilkanaście lat, zanim odkrył w sobie szołmena i zaczął odzywać się do publiczności. Jego talent jest tak samo duży jak zamiłowanie do nowych technologii i teorii spiskowych. Matthew Bellamy, wokalista grupy Muse, kończy 45 lat. Prezentujemy 10 piosenek zespołu, które przy okazji zdradzają, jakim człowiekiem jest Matt.
Bellamy dostał talent w genach, bo ojcem muzyka jest George Bellamy, gitarzysta popularnej w latach 60. grupy The Tornados. Mały Matthew miał na siebie konkretny plan, już od najmłodszych lat wiedział, że chce występować na scenie. Jako 6- latek zaczął grać na pianinie, w wieku 11 lat sięgnął po gitarę. Historia grupy Muse rozpoczęła się, kiedy jej członkowie chodzili jeszcze do szkoły i raczej nikt wtedy nie obstawiałby, że za jakiś czas trzej młodzi muzycy zawojują świat. Oprócz Matta oczywiście, bo on - jak zwykle - miał konkretny plan. I świetne piosenki.
"Plug In Baby"
Jeden z największych przebojów i najbardziej charakterystycznych utworów Muse. Piosenka powstała jeszcze przed wydaniem debiutanckiej płyty zespołu i w pierwotnej wersji nie miała słynnego riffu. Na szczęście grupa postanowiła popracować nad "Plug In Baby" - i bardzo dobrze, bo partia gitary do dzisiaj zajmuje wysokie miejsce we wszelkich rankingach najlepszych riffów w historii muzyki. Mocy piosenki nie dostrzegła jednak wytwórnia, która wydawała płyty Muse w USA. Firma poprosiła zespół o nagranie gotowego już utworu jeszcze raz, tylko z mniejszą ilością falsetu w wokalu. Matt stwierdził, że nie ma mowy, grupa szybko pożegnała się z firmą, a płyta "Origin of Symmetry" ukazała się w Stanach z kilkuletnim opóźnieniem. O czym opowiada utwór? Jak to u Muse bywa, znaczeń jest wiele, ale Bellamy tłumaczył w jednym z wywiadów, że tekst nawiązuje do utraty indywidualności, a także inżynierii genetycznej, która pozwoli ludziom żyć gdzieś w przestrzeni kosmicznej. Teraz już wiecie.
"Hysteria"
Te charakterystyczne, pierwsze dźwięki utworu powstały przypadkiem, podczas jednej z prób. Później muzycy postanowili pobawić się w studiu elektroniką, a efekty słychać właśnie w tej piosence. Mimo że większość płyt Muse ma producentów spoza zespołu, to Matt już od początku interesował się nie tylko graniem, ale też techniczną stroną robienia muzyki, aż w końcu sam zajął się produkowaniem dźwięków. "Hysteria" to nieodłączny element koncertów Muse, który doprowadza fanów do szaleństwa. Trochę też o szaleństwie opowiada, bo to piosenka o rzeczach, których obsesyjnie się pragnie, a których nie można mieć.
"Knights of Cydonia"
Matthew Bellamy nigdy nie ukrywał swojego zamiłowania do muzyki klasycznej i ścieżek dźwiękowych filmów. Muzyk nie uznaje też czegoś takiego jak umiar, więc przy "Knights of Cydonia" postanowił połączyć wszystkie swoje fascynacje. Również kosmosem, bo tytułowa Cydonia to region Marsa, na którym znaleziono skały przypominające kształtem ludzką twarz. Istnieją teorie, że na Marsie wybuchła wielka wojna, a mieszkańcy planety musieli z niej uciec i trafili na Ziemię. Matt uwielbia takie historie. W "Knights of Cydonia" jest wszystko: falset, trąbki, stukot końskich kopyt, odgłosy laserów, a w wersji koncertowej również harmonijka. Jak przyznają muzycy, to "40 lat rocka w jednym utworze". Nie dajcie się jednak zwieść niepokojącym dźwiękom. Bellamy mówi, że to pozytywna piosenka, o walce ludzi z siłami, które chcą nimi manipulować.
"Bliss"
Jedna z ulubionych piosenek Matta. Wokalista do dziś jest zachwycony partią pianina w tym utworze. Bellamy przyznaje, że mógł skopiować melodię z programu dla dzieci, który oglądał jako 5-latek. Nikt jednak nie zgłosił się do zespołu z pretensjami, więc to chyba tylko podejrzenia. "Bliss" to wyjątkowo pozytywna piosenka, przynajmniej zdaniem Matta, któremu te dźwięki kojarzą się z beztroskimi czasami, kiedy życie było łatwiejsze i przyjemniejsze, a człowiek nie miał pojęcia, ile zagrożeń czyha na niego na świecie.
"Starlight"
Piosenka miłosna w wersji Muse. Tu wyjątkowo nie ma ukrytych znaczeń, może dlatego Matt mówi, że "Starlight" jest trochę tandetne, ale za to bardzo szczere. Myślicie, że proste piosenki łatwo się pisze? Grupa postanowiła nie komplikować zbytnio utworu i to okazało się największym wyzwaniem, które zatrzymało zespół w studiu na długie godziny. Piosenka opowiada o byciu w trasie, tęsknocie za najbliższymi i zastanawianiu się "Kim właściwie jestem i po co to wszystko robię?". To uczucie jest akurat muzykom aż za dobrze znane. Wielkim fanem tego utworu jest Bingham Bellamy, syn Matta ze związku z aktorką Kate Hudson. Chłopak zresztą bardzo często słucha nowych piosenek ojca i jest ich pierwszym recenzentem. "Starlight" lubią też fani, którzy na koncertach klaszczą w rytm piosenki. No, przynajmniej się starają. Przy okazji oklaski z początku utworu zapisane kodem Morse’a, można przetłumaczyć jako "TITS", czyli po angielsku cy*ki. Nie szukajcie jednak spisku, tym razem to zupełny przypadek.
"Supermassive Black Hole"
Wyobrażaliście sobie kiedyś połączenie norweskiego funku, disco, hitów Britney Spears, z domieszką Prince'a i Kanye Westa? Nie? Tak właśnie brzmi ta piosenka, przynajmniej według Muse. Matt zainspirował się czasami, kiedy odwiedzał nowojorskie kluby i szalał na parkiecie. Tak, może tego nie wiecie, ale wokalista bardzo lubi tańczyć. Bellamy twierdzi, że ta tytułowa supermasywna czarna dziura jest jak kobieta, która przyciąga do siebie i nie ma takiej siły, która mogłaby ją powstrzymać. Piosenka trafiła na ścieżkę dźwiękową filmu "Zmierzch", który - w pewnym sensie - też jest taką supermasywną czarną dziurą.
"Uprising"
Ludziom u władzy nie wolno ufać. Matt często to powtarza, więc dlaczego by nie napisać o tym piosenki? Politycy i bankierzy każą społeczeństwu akceptować nawet najgorsze sytuacje i nie odzywać się, a Bellamy zachęca do buntu. Może nie wszędzie, bo podczas występu w Chinach w 2015 roku zespół uznał, że piosenka w tym kraju może nie zostać dobrze odebrana i nie zagrał jej na żywo. Utwór stał się za to sensacją włoskiej telewizji. Muse dostali zaproszenie do jednego z programów, ale kiedy okazało się, że mają grać z playbacku, Bellamy stwierdził, że zrobi Włochom dowcip. Muzycy zamienili się miejscami: Matt zasiadł za perkusją, Chris grał na klawiszach i gitarze, a Dom "śpiewał". Publiczność była zachwycona i... nie do końca zorientowała się, że coś jest nie tak.
"Map of the Problematique"
Mars, kosmos i zniewolone społeczeństwo, czyli ulubiony zestaw tematów Matta. "Map of the Problematique" to nawiązanie do książki "Granice wzrostu". W 1972 roku wydał ją Klub Rzymski, czyli organizacja złożona z naukowców, polityków i biznesmenów, która już wtedy przewidziała wielki kryzys ekonomiczny w 2008 roku. Wielu fanów zwróciło uwagę na to, że piosenka brzmi trochę jak "Enjoy the Silence" Depeche Mode i nie jest to przypadek. Bellamy przyznaje, że bardzo zainspirował się Gahanem i spółką. Oryginalna wersja utworu była grana głównie na syntezatorach, bez gitary, więc wyobraźcie sobie, jak bardzo "depeszowo" wtedy musiała brzmieć.
"Undisclosed Desires"
Kiedy Matt stwierdził, że na płycie "The Resistance" jest już wystarczająco dużo geopolitycznych nawiązań, napisał piosenkę o uczuciach. "Undisclosed Desires" to osobisty utwór opowiadający o jego ówczesnym związku. Bellamy mówi, że jeśli wyrzuci się z tej piosenki jego wokal, to reszta zabrzmi jak typowy utwór Timbalanda. Swoją drogą to niezła wróżba, bo zespół miał okazję pracować z Timbalandem kilka lat później. Matt był przekonany, że fani Muse znienawidzą "Undisclosed Desires" za zbyt popowe brzmienie, tymczasem piosenka okazała się sporym przebojem. Miłość wokalisty do popu nie jest wielką tajemnicą. Bellamy przewidział na przykład wielką karierę Lady Gagi, którą chwalił na każdym kroku i której "słuchał, zanim to było modne".
"Feeling Good"
Najbardziej znana wersja tego utworu to ta wyśpiewana przez Ninę Simone, ale wykonanie Muse jest równie dobre. Oczywiście zespół skromnie mówi, że w żadnym wypadku, bo Nina jest nie do pobicia. Utwór jednak pasował muzykom do reszty nowej płyty, poza tym piosenkę lubiła dziewczyna Matta, a także jego matka, więc "Feeling Good" trafiło na album "Origin of Symmetry". Ulubiona wersja fanów pochodzi z występu w hiszpańskiej stacji radiowej. Wiele osób sądziło, że artyści wypili przed koncertem co nieco, ale to nie trunki dały tak spektakularny efekt. Muzycy Muse wspominali, że zostali potraktowani jak banda dzieciaków i dostali zakaz przeklinania podczas koncertu. Przekorny Matt schował się więc w pewnym momencie za klawiszami, wygłosił zestaw przekleństw, po czym wyłonił się znad instrumentu i śpiewał dalej. Ciekawostka: wtedy Muse nie mieli nawet w swoich utworach przekleństw, więc żadne zakazy nie były potrzebne.