"La Bamba": Życie i śmierć Ritchiego Valensa
30 lat temu, 24 lipca 1987 roku, do kin w Stanach Zjednoczonych trafiła filmowa opowieść o Ritchiem Valensie, wykonawcy jednego z największych przebojów muzyki rockowej, "La Bamba". Jego kariera trwała zaledwie kilka lat, jednak w tym czasie Valens zdążył zdobyć przydomek "meksykańskiego Elvisa".
Ritchie Valens, a właściwie Richard Venezuela, urodził się 13 maja 1941 roku na przedmieściach Los Angeles. W trakcie, gdy dorastał w wielodzietnej rodzinie (miał czwórkę rodzeństwa), chłonął muzykę, która go otaczała, a było to głównie połączenie muzyki popularnej w tamtym czasie - R&B, jump blues z muzyką mariachi. Wkrótce okazało się, że liczne inspiracje wpłynęły na krótką i intensywną karierę artysty.
Talent do gry na gitarze Valens przejawiał już w szkole, co zaowocowało przyjęciem go do szkolnego zespołu o nazwie Silhouettes. Młody chłopak został również jego wokalistą.
Czasy szkolne oprócz początków kariery stały się dla Venezueli okresem traumy. Wszystko z powodu katastrofy lotniczej z 1957 roku, która wydarzyła się właśnie nad szkołą Ritchiego. W powietrzu doszło do kolizji dwóch maszyn - pasażerskiego Douglasa DC-7B oraz wojskowego Northropa F-89 Scorpiona. Samoloty zderzyły się nad szkołą Valensa, zginęło osiem osób, w tym trzech uczniów szkoły.
Młodego muzyka nie było wtedy w szkole (przebywał na pogrzebie dziadka), jednak tragedia bardzo mocno odbiła się na jego psychice. Ritchie zaczął panicznie bać się lotów samolotami oraz miał problemy z zasypianiem.
Venezuela swoją szansę dostał w 1958 roku, po tym jak jeden z jego kolegów, Doug Macchia, szepnął dobre słówko na temat Ritchiego, Bobowi Keanowi z Del-Fi Records. Valens miał zostać nazwany "Little Richardem z San Fernando". Taka argumentacja przekonała Keana. Ten pojechał sprawdzić pogłoski o cudownym dzieciaku osobiście i szybko przekonał się, że plotki nie były przesadzone.
27 maja 1958 roku chłopak podpisał kontrakt i zaczął posługiwać się swoim pseudonimem, gdyż jak stwierdził Keane: "W branży było wielu Richardów, chciałem, żeby był inny".
W kolejnych latach dla Valensa rozpoczęła się mozolna praca w studiu. W końcu po wielu przesłuchaniach i próbach światło dzienne ujrzały piosenki "Come On, Let’s Go", "Framed", "Donna" oraz "La Bamba", która okazała się być ponadczasowym hitem.
"La Bamba" z 1958 roku była interpretacją słynnej meksykańskiej piosenki, do której Valens dodał rockowy pazur. Okazało się to strzałem w "10". Utwór powstawał wraz z Earlem Palmerem, Carolem Kayem i Rene Hallem. Przebój, co prawda dotarł do zaledwie 22. miejsca listy Billboard, jednak jego wyniki sprzedażowe były naprawdę obiecujące. Singel sprzedał się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy, dzięki czemu pokrył się złotem.
Ritchie Valens widząc szaleństwo na punkcie piosenki, postanowił rzucić szkołę, natomiast jego menedżer bukował seryjnie kolejne koncerty. Co jednak ważniejsze dla promocji, Valens zaczął pojawiać się w audycjach radiowych i programach telewizyjnych. Właśnie wtedy musiał też przezwyciężyć strach przed lataniem. Jednak, gdy tylko mógł, podróżował autobusem.
W trakcie trasy "The Winter Dance Party" towarzyszyli mu m.in. Buddy Holly i J.P. Richardson. To właśnie oni w lutym 1959 roku, mając dość podróżowania zamarzającym autobusem (ich kolega, Carl Bunch odmroził sobie w nim stopę, a sam Valens poważnie się przeziębił), postanowili do kolejnego miasta dotrzeć samolotem.
Maszyna, do której wsiedli muzycy, zaraz po starcie runęła na ziemię. Zginęli wszyscy na pokładzie. Valens w dniu śmierci miał zaledwie 17 lat. O katastrofie zaczęto mówić, że była dniem, w którym umarła muzyka. Piosenkę o niej napisał natomiast Don McLean.
Mimo to twórczość Ritchiego, zwłaszcza hit "La Bamba" na stałe wpisały się w kanon muzyki popularnej. "Rolling Stone" umieściło kompozycję w zestawieniu 500. największych utworów. Piosenka trafiła również na podobne listy telewizji VH1.
W 1987 roku na ekranach kin pojawił się natomiast film "La Bamba" opowiadający o życiu i śmierci młodego muzyka. W rolę główną wcielił się Lou Diamond Phillips, natomiast "La Bambę" zinterpretowali członkowie Los Lobos. Odświeżony hit trafił na pierwsze miejsce listy Billboard.
"Powodem, dla którego się tym zainteresowaliśmy, była prośba rodziny Valensa, żebyśmy to zrobili. Matka i siostry Ritchiego dały błogosławieństwo twórcom filmu i powiedzieli, że chcą, aby Los Lobos zagrali. Następnie rzeczy potoczyły się błyskawicznie. Mieliśmy kilka dobrze przyjętych utworów, które grane były w radiach, ale nigdy nie mieliśmy hitu. Zrobiliśmy to więc dla nich i dla dorobku, jaki zostawił ten chłopak" - mówili muzycy.