Książki muzyczne. Tina Turner "My Love Story": Najsłynniejsze nogi w show-biznesie [RECENZJA]

Tina Turner w 1996 roku /ZIK Images/United Archives /Getty Images

"Pewnie myślicie: 'Tina, znamy twoją historię. Wiemy wszystko o tobie i Ike'u, i o piekle, które ci zgotował'" - pisze gwiazda we wstępie. Ale doniesienia mediów to jedno, a życie z Ike'em Turnerem to też tylko pierwsze życie Tiny. Niewiele osób wie, co działo się, i wciąż dzieje, w drugim. Choć czytając lekturę, można przekonać się, że wokalistka jest jak kot i ma ich co najmniej dziewięć.

Napisanie, że historia Tiny Turner to historia silnej kobiety, która przezwycięża wszystkie przeciwności losu, może wydawać się banalne. Ale jak inaczej nazwać osobę, która po przeżyciu toksycznego związku, udaru, ponownej nauki chodzenia i walce z rakiem, dowiadując się o niewydolności nerek, mówi: "No dobra, przeżyję też to"?

Tinę, a właściwie wtedy jeszcze Annę Meę Bullock, poznajemy jako kilkulatkę, "chłopczycę" stale zabiegającą o uwagę swojej matki. "W oczach Muh byłam zbyt żywiołowa. Albo wpadałam w kłopoty, albo stanowiłam dla niej problem, więc ciągle miałam wrażenie, że uciekam przed nią i jej rózgą" - możemy przeczytać. Miłości matki nie doświadczyła przez całe życie. Nawet gdy Tina Turner solowo zaczęła wyprzedawać największe sceny, "Muh" twierdziła, że to wszystko zasługa... Ike'a.

Reklama

Niewątpliwie Ike Turner miał wpływ na karierę Tiny. Nie będzie przesadą powiedzenie, że to dzięki niemu wszystko się zaczęło, co zresztą wokalistka odpisała ze szczerością. Gdy w końcu na nią spojrzał, myślała, że chwyciła Boga za nogi. "Znalazłam się w świecie, o którym nie śmiałam marzyć" - pisała.

Jednak Ike był tyranem zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Myślicie, że kobiety na czas ciąży powinny zrobić sobie przerwę od koncertowania? Cóż... Jak się okazuje, można skakać po scenie, nosząc dziecko już ósmy miesiąc.

Ciągłe zniewagi, kochanki Ike'a (każda miała na imię Ann, bo "życzył sobie zapamiętać tylko jedno imię") i skrajne wyczerpanie doprowadziły do najgorszego. Wokalistka połknęła 50 tabletek nasennych i... poszła szykować się na koncert. Dlaczego? Bo miała trochę czasu, zanim tabletki zaczną działać, a gdyby wcale nie wyszła na scenę, Ike nie dostałby pieniędzy. "Tak dobrze mnie wytresował, że nawet samobójstwo musiałam popełnić w dogodnym dla niego czasie" - pisała Turner.

Próba samobójcza była momentem przełomowym. A właściwie momentem przełomowym była kłótnia o batona. Tak, o czekoladowego batona. Wtedy Tina po raz pierwszy powiedziała Ike'owi: "Sam się pie**ol", pierwszy raz oddała mu cios. A później po prostu zabrała torbę i wybiegła z hotelu. Tak zaczęło się drugie życie Tiny Turner.

Pomieszkiwała u znajomych, łapała się "chałtur". Wszystko po to, by spłacić byłego męża i w końcu, w wieku 37 lat, poczuć wolność. Ike jeszcze nie raz przysporzył jej kłopotów, ale drugie życie Tiny Turner pokazuje, że determinacja i ciężka praca to droga do sukcesu.

To drugie życie pokazało też, że prawdziwą miłość można spotkać w każdym wieku i w każdym miejscu. Nawet na lotnisku w Kolonii. W Erwinie Bachu zakochała się od pierwszego wejrzenia, zresztą z wzajemnością. Jak każda relacja, nie jest to związek wolny od problemów, jednak zdecydowanie szczęśliwy. Jak inaczej nazwać parę, której najczęstszym tematem do kłótni jest wystrój wnętrz? No i pogoda w dniu ślubu.

"My Love Story" zdradza też wiele szczegółów, które nigdy wcześniej nie wyszły na jaw. Dowiadujemy się, że 4-letnia Anna Bullock pierwsze pieniądze za występy dostała w sklepie, dlaczego podczas jednego z koncertów Mick Jagger rozpiął Tinie spódniczkę (jest nawet zdjęcie!), co David Bowie wyszeptał jej do ucha w teledysku do "Tonight" i kto wręczył Tinie miano "najsłynniejszych nóg w show-biznesie".

To historia smutna, ale przeplatana wieloma anegdotami. Jak choćby tą o sytuacji, kiedy na początku kariery Tiny pewna kelnerka nazwała ją "czarną suką". "Ale ładną czarną suką" - usłyszała w odpowiedzi.

Tytuł "My Love Story" nie jest przypadkowy. To naprawdę historia miłości. Po pierwsze miłości, która może zniszczyć człowieka, po drugie miłości do muzyki, a po trzecie - miłości, która ofiaruje nową szansę i siłę do przetrwania dziewięciu żyć. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tina Turner
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy