Reklama

Kraków Live Festival 2022: Future i spełnione marzenie o koncercie w Polsce [RELACJA, ZDJĘCIA]

Kraków Live Festival to kolejna impreza, która wróciła po dwóch latach przerwy pandemii. Pierwszego dnia na scenie pojawili się m.in. Future, Lewis Capaldi, Taco Hemingway, Young Leosia, Mimi Webb oraz Julia Wieniawa. Kto z tego zestawu wypadł najlepiej?

Kraków Live Festival to kolejna impreza, która wróciła po dwóch latach przerwy pandemii. Pierwszego dnia na scenie pojawili się m.in. Future, Lewis Capaldi, Taco Hemingway, Young Leosia, Mimi Webb oraz Julia Wieniawa. Kto z tego zestawu wypadł najlepiej?
Future podczas Kraków Live Festival 2022 zaskoczył wyznaniem /Ewelina Eris Wójcik /INTERIA.PL

Jeszcze przed startem festiwalu wiadomo było, że Bedoes nie będzie w stanie pogodzić innych obowiązków z występem na KLF. Ostatecznie raper wystąpił na Męskim Graniu w Gdańsku, a jego zastępcami w Krakowie zostali członkowie projektu Kacperczyk.

Imprezę na głównej scenie rozpoczęła o godzinie 17 Young Leosia. Dziwna to godzina na tak mocno energetyczne granie. Przed sceną nie było bowiem szalonego tłumu. Owszem, publiczność powiększała się z każdą minutą, ale wciąż dało się przecisnąć pod same barierki.

Reklama

Sam koncert YL nie zaskoczył, bo też nie miał czym. Młoda raperka nie ma jeszcze specjalnie pokaźnej dyskografii, musiała więc zapełniać set w najmniej atrakcyjny ze sposobów - grając piosenki po dwa razy. Były tam jakieś twisty, lekkie zmiany bitów, jednak wciąż były to te same numery grane dwukrotnie. Może był to plan dla spóźnialskich, a może zwyczajnie brak dań do zaserwowania. Kto zatem nie zdążył na rozpoczynający koncert Leosi kawałek "Jungle Girl", miał szanse usłyszeć go później. Podobnie było z piosenką "Pościg", czy numerem "Baila Ella". (AK)

Pierwsze kroki do wielkiej kariery Mimi Webb i poprawny Taco Hemingway

Po występie Young Leosi publiczność przeniosła się pod mniejszą scenę, nazwaną Kraków Stage, gdzie swój koncert dała młoda brytyjska gwiazda Mimi Webb. Artystka zaprezentowała swoje hity takie jak sentymentalne "Goodbye", czy energetyczne i skoczne "House On Fire".

Pierwsze minuty koncertu mogły być dla młodej wokalistki nieco stresujące, bo publiczność dopiero zapełniała biały namiot i pod sceną były spore prześwity. Zmieniło się to jednak dość szybko i już po kilku minutach namiot wypełnił się niemal po brzegi. Jak się okazało, publika świetnie znała twórczość Mimi i chętnie dawała temu wyraz, śpiewając razem z nią. Szczególne emocje wzbudził zaśpiewany przez Mimi cover piosenki Justina Biebera "Stay". Tutaj fani wyśpiewali piosenkę niemal słowo w słowo. Przyjemne, popowe granie trwało niespełna godzinę i pozostawiło nad Krakowem całkiem miłą aurę festiwalowe zabawy. A o to przecież w festiwalach chodzi. (AK)

Występ Taco Hemingwaya to już niemal pozycja obowiązkowa polskich festiwali. W tym roku porwał tłumy na Open'erze, kiedy to przerobił "Levitate" nieobecnej Duy Lipy. Filip Szcześniaka, kończącego swoją trasę koncertową, nie zabrakło również w Krakowie. I również teraz - podobnie jak w Gdyni - zdecydował się pozdrowić największego nieobecnego festiwalu, czyli Bedoesa, przypominając jego twórczość.

Poza tym, raper niczym się nie wyróżnił. Sypał hitami jak z rękawa, jak to zawsze ma w zwyczaju, utrzymywał stały kontakt z publiką, pozdrowił grającą w 35-stopniowym upale Young Leosię, a z tłumem witał się "Małgośką" Maryli Rodowicz. To był poprawny występ (TH poniżej pewnego nie spada) i nieco bez historii.  (DK)

Julia Wieniawa czaruje krakowską publiczność

Gdy Taco kończył koncert, pod namiotem publiczność rozgrzewała Julia Wieniawa -  regularna ostatnimi czasy - bywalczyni polskich festiwali. Namiot Kraków Stage wypełnił się błyskawicznie.

Wieniawa już od pierwszych taktów zdawała się być w swoim żywiole. Koncert okazał się świetnie przygotowanym, profesjonalnym widowiskiem audiowizualnym. Julia brzmi na żywo naprawdę dobrze. Równie dobrze prezentuje się cała oprawa jej koncertów. Od świateł, przez wyświetlane na ekranie zjawiskowe filmy i animacje, po kapitalny zespół tancerek. Choreografii zaprezentowanej w trakcie występu nie powstydziłyby się największe gwiazdy.

Usłyszeliśmy "Nie mów", "Mi nie żal", czy "Na zawsze". Do utworu "Rozkosz" Julia zaprosiła na scenę producenta swojego albumu, Kubę Karasia.

Największy entuzjazm wzbudził jednak utwór "Nie muszę". Gdy tylko zespół zaintonował pierwsze dźwięki, do namiotu zaczęły zbiegać tłumy tych, którzy dotąd słuchali Julii, stojąc na zewnątrz.Setki gardeł śpiewały razem z Wieniawą i podskakiwały w radosnym uniesieniu. Po tej piosence nie pozostało już nic, tylko pożegnać się z publicznością. Julia Wieniawa z zespołem zrobili to utworem "Na zawsze" z początków kariery artystki. (AK)

Dwie twarze Lewisa Capaldiego

O 21 na główną scenę przejął pochodzący ze Szkocji Lewis Capaldi. I oglądając jego występ można nabawić się sporego dysonansu. Gdy słucha się jego wypowiedzi, czy to tych z wywiadów, czy też między piosenkami, myślimy o nim jako o poczciwym, nieco stereotypowym chłopaku z Wielkiej Brytanii, który dużo przeklina i opowiada niewybredne żarty.

Jednak gdy Capaldi zaczyna śpiewać i grać na gitarze, sytuacja całkowicie się zmienia. Bo zmienia się też sam muzyk, serwując swoim fanom przejmujące i łapiące za serce piosenki o miłości i życiowych rozterkach.

Fani z Krakowa usłyszeli niemal całą debiutancką płytę "Divinely Uninspired to a Hellish Extent", na czele z największymi przebojami autora - "Before You Go" oraz "Someone You Loved".

Szkot podczas koncertu zdecydował się też przypodobać polskiej publiczności mówiąc do niej po polsku m.in. "Kocham cię". Wokalista nie krył zadowolenia z faktu, że udało mu się to powiedzieć. "Jestem świetny w mówieniu w wielu językach" - dodał.

Pozostaje mieć nadzieje, że nadchodząca płyta Capaldiego zapewni mu jeszcze większą rozpoznawalność i być może wkrótce pójdzie śladem często zestawianego z nim Eda Sheerana i również stanie się największą gwiazdą festiwali. (DK)

Future i jego marzenia o przyjeździe do Polski

Gwóźdź programu pierwszego dnia, raper Future, wywołał u mnie mieszane uczucia swoim występem. Najpierw zaliczył ponad 15-minutowy poślizg, jednak, gdy wszedł już na scenę, niemal ją podpalił. I nie mówię tutaj jedynie o pirotechnice, której podczas koncertu było aż nadto.

Future - w przeciwieństwie - chociażby do innego przedstawiciela nowego szkoły w amerykańskim rapie, czyli ASAP Rocky’ego, na scenie był aktywny, nawiązywał kontakt z widownią, a co najważniejsze, widać było, że ten koncert nie jest dla niego odrabianiem pańszczyzny w kraju, którego nie jest w stanie do końca zlokalizować na mapie.

Pełen energii raper rządził zgromadzonym pod sceną tłumem, żonglował największymi przebojami ("Mask Off", "Jumpman", "Way 2 Sexy") i zwłaszcza na samym początku starał się podkręcać tempo koncertu. Nie zapomniał też o swoich aresztowanych kompanach - Young Thugu i Gunna - którym zadedykował jeden z numerów.

Koncerty raperów (oczywiście nie wszystkich) są jednak specyficzne i ciężko nie popaść w monotonię, gdy przez ponad godzinę oglądasz samotnego bohatera tego spektaklu (z DJ-em za plecami) powtarzającego te same tricki, aby zabawić publikę. W pewnym momencie ta zabawa może wydać się nużąca, nawet przy całej sympatii do stojącego na scenie. Również podczas drugiej części występu Amerykanina można było poczuć przez chwilę, że koncert wyhamował. Ostatecznie jednak końcówka jego występu pokazała, dlaczego jest jednym z najpopularniejszych raperów na świecie, kiedy to ponownie rozbujał zmęczony już tłum.

W Krakowie nie zabrakło też ukłonów w stronę polskiej publiczności i kurtuazyjnych słów. Pod koniec Future stwierdził wręcz, że od wielu lat jego ogromnym marzeniem był przyjazd do Polski i występ dla tutejszych fanów.

Pełen ognia i dymu występ zakończył pierwszy dzień festiwalu, który wydawał się jednak rozgrzewką przed tym, co wydarzy się w sobotę. Główną scenę przejmą gwiazdy pop - Halsey, Ava Max i Anne-Marie. (DK)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama