Jazz Jantar 2023: "Co ja właśnie przeżyłem?" [RELACJA]

To mój drugi festiwal jazzowy w tym roku, choć w zupełnie innej formule i klimacie niż lipcowy Jazz Around. Oba jednak spełniają tę samą funkcję - udowadniają, że jazzmani naprawdę nie grają przypadkowych nut i że jazz ma tyle kolorów, że jeśli nie przekonuje was scat i free jazz, to nadal jest szansa, że chętnie polecicie w muzyczne sci-fi.

Chris Abrahams jest członkiem zespołu The Necks
Chris Abrahams jest członkiem zespołu The NecksSteve Thorne/RedfernsGetty Images

Musimy na początek ustalić dwie rzeczy. Po pierwsze: jazz to, obok metalu, nasz najlepszy eksportowy muzyczny towar, o czym wie cały świat, a Polacy zazwyczaj nie zdają sobie sprawy. Można tu wspomnieć choćby Jazz Jamboree, który jest jednym z najstarszych tego typu festiwali w Europie, albo Michała Urbaniaka robiącego karierę w samej stolicy jazzu, czyli USA. No i Grammy do Polski też powędrowało za sprawą jazzowego albumu "Night in Calisia".

Po drugie: gdyby zaznaczać na mapie najważniejsze historyczne miejsca związane z polską muzyką, to Trójmiasto zasłużyłoby na wielką, czerwoną kropkę. To tutaj działała popularna w latach 80. i 90. scena alternatywna, która urodziła takie zespoły jak Bielizna, Apteka czy Golden Life. Stąd jest NRD, którego "Sport i Religia" to podobno najlepsze możliwe wprowadzenie w świat yassu. No i Totart, o którym można poczytać np. w książce "Artyści, wariaci, anarchiści".

Tutaj też możecie wpaść na Ladies' Jazz Festival i Festiwal Jazz Jantar, który był przyczynkiem do powstania tego tekstu. Festiwal odbywa się w miejscu nieprzypadkowym, bo w klubie Żak, którego początki sięgają lat 50. ubiegłego wieku. Co prawda od tego czasu klub zmienił siedzibę i przestał być klubem studenckim, ale nadal mocno stawia na alternatywę w muzyce, filmie i teatrze. Gdybyśmy chcieli nagrać polską wersję "If These Walls Could Sing", to Żak mógłby zostać głównym bohaterem.

Pisałam, że formuła Jazz Jantar jest inna niż festiwalu Jazz Around. Niż w sumie większości festiwali muzycznych. Bo Jazz Jantar nie trwa dwa czy trzy dni po brzegi wypełnione muzyką, tylko jest podzielony na trzy bloki: wiosenny, letni i jesienny, a każdego festiwalowego wieczoru można posłuchać dwóch zespołów.

Ten pomysł, szczególnie jeśli chodzi o trudniejszy w odbiorze jazz, jest według mnie świetny, bo czasem za dużo muzyki na żywo, to też niezdrowo. I mówi wam to człowiek żyjący z pisania o muzyce. Niektórzy twierdzą, że nie ma czegoś takiego, jak "za dużo koncertów", ale naprawdę jest i to bardzo niefajne uczucie, bo niby się cieszysz, że jesteś na koncercie, ale chcesz do domu, a jednocześnie jest ci głupio, że zamiast słuchać, zastanawiasz się, kiedy będzie można się ewakuować. No, w każdym razie na Jazz Jantar tak nie ma. Tutaj można po pracy albo innych aktywnościach wpaść na trzy godziny i, w alternatywie do patrzenia w telewizor, posłuchać dobrych zespołów.

Mnie udało się dotrzeć na 9 i 10 listopada. Czwartkowy wieczór mieli otworzyć muzycy PoiL Ueda, jednak z powodu choroby wokalistki koncert musiał zostać odwołany. Z jednej strony szkoda, bo zespół prog-rockowy połączony z tradycyjnymi japońskimi pieśniami brzmi ciekawie. Z drugiej strony na ich miejsce weszła Anna Gadt z zespołem (Mateusz Kołakowski - fortepian, Maciej Garbowski - kontrabas, Krzysztof Gradziuk - perkusja) i nowym materiałem "Hope is an Anchor", więc dostaliśmy dobry koncert za dobry koncert.

Drugi zespół to The Necks w składzie: Chris Abrahams - fortepian, Tony Buck - perkusja, Lloyd Swanton - kontrabas. Panowie stanęli na scenie po raz pierwszy od czterech lat, a na deskach Jazz Jantar dokładnie po dekadzie, bo ostatnio na festiwalu wystąpili 9 listopada 2013 roku. I to był koncert, który zapamiętam na całe życie. Trwający ponad godzinę, grany bez przerwy materiał najpierw zabiera w trans, a potem, przez natężenie dźwięków, doprowadza do momentu, w którym każda kolejna nuta zaczyna być niepokojąca. Kiedy napięcie zaczyna spadać, odczuwasz podziw, ale też... ulgę? i cały czas zadajesz sobie pytanie: "Co ja właśnie przeżyłem?". Jeśli rozmawiać o transcendencji w muzyce, to właśnie z The Necks. Po ostatnim dźwięku perkusji na widowni przez kilka sekund panowała całkowita cisza, a potem nagle wszyscy zerwali się do owacji na stojąco. Niekomfortowo fascynujące.

W piątek jako pierwsi wystąpili Francuzi z grupy Festen, którą tworzą: Damien Fleau - saksofon, syntezator, Maxime Fleau - perkusja, Jean Kapsa - fortepian, syntezator, Oliver DeGabriele - gitara basowa. I to kolejna odsłona jazzu, bo tym razem dostaliśmy...  spin-off do "Blade Runnera". To, jak panowie zabierają słuchaczy w podróż, najlepiej przedstawił Damien, który zaczął koncert od słów "Do zobaczenia później". Jeśli chętnie sięgacie po Vangelisa, koniecznie sprawdźcie też Festen.

Roy's Odyssey - FESTEN

Drugi koncert tego dnia to tradycja festiwalu, czyli premiera albumu trójmiejskiego artysty. Mowa tutaj o Krystynie Stańko, która wraz z zespołem (Dominik Bukowski - wibrafon, marimba, kalimba, xylosynth, Paul Rutschka - gitara basowa, Michał Bąk - kontrabas, Mikołaj Stańko - perkusja, instrumenty perkusyjne) zaprezentowała nowy album "Eurodyka". Wokalistka zaprosiła tez gości - na scenie pojawili się: Laura Marti, João de Sousa oraz grający na trąbce Piotr Wojtasik.

To był koncert, po którym wraca się do domu z ciepłem w sercu. Ciarki pojawiły się po pierwszych zaśpiewanych słowach i trwały tak przez kolejne piosenki, zaśpiewaną przez Laurę tradycyjną pieśń ukraińską, "Porto" z magicznym głosem João... Ale nie tylko muzyka mnie tutaj urzekła. Było też to, czego często na koncertach mi brakuje - bliski kontakt z publicznością, przy jednoczesnym autentycznym cieszeniu się z bycia na scenie. Sprawdźcie tę płytę, zawitajcie na koncert, gwarantuję, że będzie wam po tym lżej.

Jak wspomniała kurator festiwalu, Magdalena Renk-Grabowska, niektórzy mówią, że Jazz Jantar prezentuje taki przekrój muzyki, że jest "niespójny", a niektóre zestawienia koncertów są dziwne albo wręcz nie do przyjęcia. A ja myślę, że to największy plus tego festiwalu, dzięki któremu jazz przestanie być postrzegany jako muzyka grana przez jazzmanów dla jazzmanów i niezrozumiała dla innych. Głębokie ukłony i na pewno - do zobaczenia!

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas
{CMS: 0}