Jazz Around Festival 2023: drugi dzień. "Chcę zobaczyć, jak się ruszacie" [RELACJA]
Pod koniec pierwszego dnia usłyszałam, że "dzisiaj jest świetnie, ale jutro to dopiero będzie sztos". Powiedziałam, że niemożliwe, żeby było jeszcze lepiej. A tu proszę, jednak.
Drugi dzień Jazz Around zaczęłam od koncertu Benjamina Clementine'a. Kojarzycie ten moment, kiedy wychodzicie z kina albo wyłączacie słuchowisko i nie możecie zrozumieć, co się dzieje, bo nagle jesteście z powrotem w normalnej rzeczywistości? Tak było po tym koncercie. Zgranie z sekcją smyczków czy takie rzeczy, jak wykorzystanie oddechu w "Cornerstone"... Nosi mi to znamiona geniuszu.
Do tego Benjamin ma vibe Andrzeja Poniedzielskiego. Bardzo niepozorny, mówi powoli, po cichu, ale jak już coś powie! W pewnym momencie przerwał granie, podszedł do smyczków, coś pokombinował przy nutach, a potem dał znak, żeby i oni przestali grać. "Nie klaszczcie, to było okropne, nie wiem co poszło nie tak" - powiedział do publiczności. Na ile to było serio, a na ile to po prostu element show? Trudno stwierdzić po kimś, kto się nie uśmiecha.
Później chciał zobaczyć publiczność, ale na "lights on" nikt nie zareagował. "Jak będzie 'light' po polsku? 'Szweklo'? 'Szaklo'? Piękny język, naprawdę" - dopytywał. Po następnej piosence ktoś z balkonu krzyknął: "May the światło be with you". "You too" - odpowiedział, po czym zaczął grać następną piosenkę. I kiedy spodziewaliśmy się kolejnej muzycznej opowieści, Ben wyskoczył z refrenem "May the szaklo be with you". Popłakaliśmy się ze śmiechu. Dla mnie najlepszy koncert tego festiwalu.
Z Benjamina zdążyłam na końcówkę funkowego, węgierskiego Mork. "Chcę zobaczyć, jak się ruszacie" - mówił wokalista ze sceny, ale nikogo nie trzeba było namawiać do tańczenia. Podobnie jak na kolejnym koncercie, tym razem amerykańskiego zespołu Brooklyn Funk Essentials. Nie było na sali nikogo, kto by chociaż nie tupał nogą. Nawet ja, choć nie mam w zwyczaju tańczyć publicznie. Controlling the groove, dance in zero gravity.
Theo Croker to kolejny przedstawiciel USA, jazzowy trębacz, którego koncert na pewno najbardziej trafił do fanów hip hopu. W trakcie występu powiedział, że jego ulubione słowo po polsku to "dziękuję", które w sumie powinno być ulubionym słowem wszystkich, tak samo jak "proszę" i "przepraszam". Drugie ulubione polskie słowo Theo to "pierogi", co też jest ważne, gdyż, jak powszechnie wiadomo, pierogi to obok makaronu najdoskonalsza forma pożywienia. A poza tym Theo został wyróżniony m.in. nominacją do nagrody Grammy i długą owacją publiczności Jazz Around. Potrzebujecie jeszcze większej zachęty do sprawdzenia jego muzyki?
Jeśli ktoś jeszcze narzekał, że brakuje mu czegoś do potańczenia, to Cory Wong z zespołem wchodzi i mówi: "No to pa tera". Doskonała pięcioosobowa sekcja dęta, perkusista totalny wariat, klawiszowiec też dobry świr i basista, którego słychać i w dodatku słychać, że jest tam niezbędny. Przepraszam, ale mój przyjaciel był basistą i muszę się z tego śmiać, taka moja powinność. O ile koncert Benjamina był dla mnie najlepszy, to koncert Cory'ego był zdecydowanie najbardziej energetyczny.
Kiedy opadły emocje po tym show i uświadomiłam sobie, że zostały tylko dwa koncerty, wszedł już lekki smutek. Już mi było żal, że trzeba będzie czekać rok na następną edycję. Ale przedtem zagrał nam jeszcze MonoNeon, wygrywający z kolei w kategorii najbardziej kolorowej postaci Jazz Around. To też dobra dawka funku, a przy okazji uspokajacz, który pozwolił płynnie wejść w finałowy występ Jacoba Banksa. Zakończenie idealne, choć dla mnie koncert Banksa nie skończył się wraz z wyjściem z MCK-u. Śpiewał jeszcze do snu.
God save Good Taste Productions za Jazz Around! Nie powiem, że to najlepszy festiwal sezonu, bo trudno go porównać do Mad Coola, Jarocina czy Pol’and’Rocka, ale na pewno będę opowiadać każdemu, jak było fantastycznie. I że każdy, kto nie wierzy w magię jazzu, powinien się tam przejść. A dla tych, którzy nie przyjechali do Katowic, zostawiam jazzaroundową playlistę. Sprawdźcie, co straciliście.