James Atkin był gwiazdą popu lat 90. Rzucił karierę i został nauczycielem
Jest cenionym i uwielbianym przez młodzież nauczycielem muzyki w Holy Family School w niewielkiej miejscowości Keighley. Potrafi godzinami opowiadać o muzycznych stylach, niesamowitych wydarzeniach z historii. Przekazuje swoim uczniom wiedzę na temat podstaw produkcji i analizy wybranych piosenek. Czasem jest proszony o to, aby nagrał filmik z pozdrowieniami dla rodziców, którzy wiedzą doskonale, że ten lekko siwiejący, sympatyczny nauczyciel, to wielka gwiazda z czasów ich młodości. James Atkin, wokalista EMF, 28 marca skończył 55 lat.
"Unbelievable" wyskoczyło znikąd pod koniec 1990 roku i zawładnęło wyobraźnią nastolatków na całym świecie, stając się jednym z najbardziej rozpoznawalnych nagrań rozpoczynającej się dekady. Popularność piosenki wykroczyła poza granice Wielkiej Brytanii i przyniosła młodej grupie numer jeden w Ameryce.
Rob Birch, wokalista Stereo MC's, wspominając swoje amerykańskie koncerty w tamtym czasie, zażartował, że wszystko było fantastycznie, gdyby nie "Unbelievable" dobiegające niemal z każdego miejsca. Młodzi kumple z maleńkiej miejscowości Cinderford, zagubionej w lasach Forest of Dean, wprowadzili do amerykańskiej kultury niemal muzycznego wirusa, który był wynikiem wcześniejszego oddziaływania stylu acid house i detroit techno.
Narodziny EMF podczas "drugiego lata miłości"
Na przełomie lat 80. i 90. brytyjska scena muzyczna była przesiąknięta wspomnianymi tanecznymi rytmami. Wszechobecna kultura rave i indie dance odciskała swój ślad szczególnie na muzyce rockowej. To wtedy narodził się słynny styl madchester i baggy, który na wiele lat zdefiniował brzmienie muzyki alternatywnej. Muzyka rockowa przeplatała się z klubową estetyką i napędzana chemiczną siłą MDMA przyniosła nowe zjawisko, którego finałem było "drugie lato miłości".
Wkrótce na barkach takich gigantów, jak James, New Order, Stone Roses czy Happy Mondays wyrosło nowe muzyczne pokolenie, które postanowiło jeszcze mocniej podkręcić znaczenie słowa zabawa. "Nie możesz nas pokonać? Przyśpiesz" - mówił w jednym z wywiadów na początku kariery James Atkin. Wydawało się, że szalona muzyczna maszyna pod nazwą EMF, która właśnie wystrzeliła, w otoczeniu innych projektów, jak Jesus Jones, The Shamen czy Pop Will Eat Itself, nigdy się nie zatrzyma.
Młodzi kumple z małego miasteczka początkowo uczestniczyli w okolicznych rave'owych imprezach. Zanim zaczęli tworzyć muzykę, sporo czasu spędzali w sklepach z używaną odzieżą, kolekcjonując zbyt duże części garderoby, które były wyznacznikiem estetycznym szalonego muzycznego zjawiska. Pojawienie się na ich drodze Iana Dencha, zmieniło podejście do wszystkiego. Gitarzysta, który po latach będzie współautorem hitów Beyonce i Shakiry, a jego prace będą nominowane do nagród Grammy, miał już sporo doświadczenia, jakie zdobył w zespole Apple Mosaic.
"Mieli nazwę - EMF - ale nie mieli piosenek, więc powiedziałem, żebyśmy coś wreszcie napisali" - wspominał w "The Guardian" Ian. Kiedy jadąc na rowerze, wpadł na pomysł piosenki o swojej byłej dziewczynie, prace poszły do przodu. Wkrótce poza "Unbelievable" powstały kolejne utwory. Młodzi muzycy byli pewni siebie. Postanowili zorganizować wielki koncert w środku lasu, na który zaprosili przedstawicieli wytwórni płytowych. "Atmosfera była szalona, ludzie wpychali się na scenę, skakali, ci faceci w garniturach wylądowali w sercu ogromnego chaosu" - wspominał James. Zanim się zorientowali na stole leżały trzy kontrakty, opiewające na sporą sumę pieniędzy. Legenda głosi, że wygrała wytwórnia EMI, ponieważ jej przedstawiciel zgodził się przepłynąć nago okoliczne jezioro.
Kariera, która niespodziewania eksplodowała
Niecałe pół roku od podpisania kontraktu płytowego EMF było światową gwiazdą. Co najbardziej zastanawiające muzyczne dzieło "Schubert Dip", będące szalonym kolażem riffów, sampli, elektroniki i tanecznych bitów zostało stworzone przez piątkę niedoświadczonych dzieciaków, pod okiem młodych producentów. Efekt tej pracy był zaskakujący. James Atkin i kumple nie nadążali za tym, co działo się z ich życiem. Nieustające koncerty, wywiady, sesje zdjęciowe, plany teledysków. Sama płyta w Wielkiej Brytanii zbierała mieszane recenzje, od uwielbienia dziennikarzy "Melody Makera", którzy nazwali EMF "Sex Pistols muzyki indie dance", po szyderstwa ze strony "NME", zarzucające grupie bezmyślne odcinanie kuponów od sławy madchesteru.
Sytuacja wyglądała inaczej za oceanem. W Ameryce wpływy tanecznego, rockowego, brytyjskiego stylu były nikłe. Żadna z wielkich grup reprezentującej madchester nie przebiła się do amerykańskiej świadomości. New Order swój największy sukces na liście Billboardu miał odnieść dopiero za dwa lata. Muzyka EMF brzmiała więc dla słuchaczy i dziennikarzy w Stanach Zjednoczonych niezwykle świeżo, odkrywczo i porywająco. Nic dziwnego, że kilka kolejnych tygodni zgrana paczka imprezowiczów z Forest of Dean spędziła, udanie koncertując po Ameryce.
"Traktowaliśmy siebie jako zespół niezależny, tymczasem nagle staliśmy się wielkimi gwiazdami popu. Nasza brytyjska trasa koncertowa to był organizacyjny koszmar na tyłach starej ciężarówki, a tam od miasta do miasta woziły nas piękne sypialne autobusy" - wspominał w rozmowie z "Louder Than War" James Atkin. "Zabraliśmy ze sobą kilka brytyjskich zaprzyjaźnionych kapel. Plan był prosty, imprezowaliśmy, spaliśmy w drodze, graliśmy koncert i wszystko zaczynało się od nowa. Byłem młody, trochę niedoświadczony i strasznie podekscytowany" - dodawał.
Wśród fanów grupy był Axl Rose, który chciał, aby EMF otwierało koncerty jego formacji, a Tom Jones wykonywał podczas swoich występów "Ubelievable". Pojawił się nawet w 1993 roku razem z zespołem w jednym z programów telewizyjnych.
Kłopoty w raju. Tak skończyła się sława EMF
Jasny popowy meteoryt, który tak udanie przeleciał nad światem na początku lat 90., z biegiem czasu zaczął świecić coraz słabiej. Rok po wydaniu przebojowego debiutu ukazał się drugi album "Stigma" i chociaż wszyscy uważali krążek za niezwykle udany i dojrzały krok w karierze EMF, płyta sprzedawała się znacznie gorzej niż poprzednia. Dwa wydane single z trudem wskoczyły do TOP30.
"W końcu zgubiliśmy naszą drogę i straciliśmy kontakt z tą początkową iskrą, która dała nam przewagę. Myślę, że jest to dość standardowe w przypadku młodych zespołów, które odnoszą niespodziewane sukcesy. Popełniono kilka błędów, które być może z perspektywy czasu można by rozwiązać inaczej, mając za sobą odrobinę dojrzałości" - mówił dla "On-Magazine" Atkin.
Ten brak dojrzałej kontroli szczególnie uwidocznił się przy nagrywaniu trzeciego albumu. Wytwórnia wciąż wierzyła w przebojową siłę EMF, w końcu "Stigma" nie była gigantem na miarę "Schubert Dip", ale jej sprzedaż nadal okazała się zadowalająca. Stąd być może ogromny budżet, jaki został przeznaczony na przygotowanie kolejnej płyty. James Atkin stwierdził, że miało to odwrotny skutek do zamierzonego. Zamiast szybko pracować nad materiałem, zespół skupił się na eksperymentach z brzmieniem i bezsensowne stylistyczne wycieczki, które zaowocowały przeciętnym albumem. "Było tam więcej przeszkadzajek niż dobrych piosenek"- podsumował wokalista.
Koniec EMF i pożegnanie z show-biznesem
Po rozpadzie grupy każdy członek zajął się swoimi projektami. Atkin razem z żoną Rachel opuścił Londyn i w poszukiwaniu spokoju przeniósł się do małej miejscowości Clapham w Yorkshire Dales. Wiedzie spokojne wiejskie życie i od czasu do czasu daje o sobie znać, udzielając się w wielu projektach. Współpracował z kolektywem Bentley Rhythm Ace i nagrał w swoim domowym studiu kilka solowych albumów (ostatni "Circadian Rhythms" ukazał się w 2023 roku), na których odnajdziemy jego fascynację nowoczesną muzyką elektroniczną.
Razem z Rachel zasłynął z transmitowania muzycznych występów i didżejskich setów ze swojego studia. W czasach pandemii wspierał branżę muzyczną, tworząc charytatywny, internetowy projekt "Tonight Matthew...?", gdzie razem ze znanymi muzykami nagrywali covery słynnych przebojów.
W międzyczasie ukończył studia pedagogiczne i od kilkunastu lat jest nauczycielem. Wielu uczniów nie ma pojęcia, kto uczy ich muzyki, w końcu urodzili się w czasach, kiedy "Unbelievable" co prawda pojawiało się w radio, czy reklamach telewizyjnych, jednak popularność zespołu była mglistym wspomnieniem. "Sytuacja jest nieco bardziej krępująca na wywiadówkach. Z reguły po ich zakończeniu rodzice, nieco zawstydzeni, podchodzą i proszą o autografy na swoich płytach. To niezwykle urocze. Bycie byłą gwiazdą popu w środowisku szkolnym, wśród nauczycieli i uczniów, było pewną nowością, ale już chyba wszyscy się do tego przyzwyczaili i nie jest to już żadną sensacją" - opowiadał w rozmowie z "Louder Than War".
Codziennie dojeżdża ze swojej miejscowości do położonego godzinę drogi Keighley i jak sam twierdzi, staje się poważnym profesorem dla swoich wychowanków. "Chociaż zabawne w tym wszystkim jest to, że po latach rock and rollowych szaleństw muszę ganiać palących na boisku chłopaków i zwracać im uwagę" - dodał w "XS Noize".
Wygląda na to, że James Atkin jest obecnie zapracowanym człowiekiem. Obowiązki pedagoga zaczął ponownie dzielić z występami pod szyldem EMF. Grupa na przestrzeni lat, co jakiś czas spotykała się na sporadycznych występach. Tym razem dawni przyjaciele ponownie pojawili się w studiu nagraniowym. Efektem jest album "The Beauty and the Chaos", który ukazał się pod koniec stycznia 2024 roku, a nadchodzące miesiące wypełnią koncertowe ogłoszenia. Profesor Atkin będzie miał pracowite wakacje.