Reklama

Grzegorz Markowski - skandalista i legenda polskiego rocka. Wyjątkowe historie z jego życia

Grzegorza Markowskiego niewątpliwie należy zaliczyć do grona legend polskiej sceny muzycznej. Podczas swojej ponadczterdziestoletniej kariery zagrał uniwersalne, kultowe utwory towarzyszące kilku pokoleniom. Z okazji jego 70. urodzin chcielibyśmy przejść z wami przez jego karierę od samego początku, wyróżniając przy tym mało znane lub zapomniane fakty z jego niezwykle barwnego życia. Czym jeszcze, poza twórczością, zasłynął frontman zespołu Perfect?

Grzegorz Markowski jeszcze przed pandemią zapowiadał, że chce zakończyć karierę muzyczną. Ostatnie koncerty z zespołem Perfect zagrał w 2020 r. Postanowił "zejść ze sceny niepokonanym", choć ze śpiewaniem całkowicie się nie pożegnał.

Wokalista zagrał ostatnie koncerty z zespołem Perfect w 2020 r. Wiedział, kiedy ze sceny zejść, lecz nie pożegnał się z nią ostatecznie. Występował gościnnie już kilkukrotnie, m.in. podczas festiwalu w Sopocie w 2022 r. u boku swojej córki Patrycji Markowskiej. Niewątpliwie odsunął się od show-biznesu, choć niedawno zaskoczył fanów wyjątkowymi zdjęciami w nietypowym towarzystwie.

Reklama

Grzegorz Markowski i "Autobiografia"

Dla wielu "Autobiografia" Perfectu to niekwestionowany hymn polskiego rocka. Fani przez lata byli przekonani, że utwór ten bazuje na wspomnieniach Grzegorza Markowskiego i jego dwóch kolegach ("Było nas trzech..."). Okazuje się, że to tylko plotka, a fakty są zupełnie inne. Tajemnica legendarnego przeboju tkwi w tym, że Grzegorz Markowski jest jego wykonawcą, a słowa napisał napisał Bogdan Olewicz, zaś za skomponowanie utworu odpowiada pierwszy lider kapeli Zbigniew Hołdys. To właśnie o nich jest "Autobiografia". Trzecim z wymienianych bohaterów jest Andrzej Mogielnicki. W wywiadzie udzielonym lata temu portalowi rockmagazyn.pl Grzegorz Markowski przyznał, że to Hołdys miał wykonywać ten przebój, lecz ostatecznie doszedł do wniosku, że nie poradzi sobie z wokalem.

"Autobiografia" z początku nie była zbyt entuzjastycznie przyjmowana przez Bogdana Olewicza. "Dostałem bowiem długi, nudny kawałek do napisania (...) Wiedziałem, że to ma być ballada. Powstawały inne utwory, ale do tego jakoś nie miałem serca. Na komentarz polityczny było to za rozwlekłe, hitowego szlagwortu też w tym nie było. W sumie kłopot" - mówił w rozmowie z portalem bibliotekapiosenki.pl. Ostatecznie numer ujrzał światło dzienne, a wielu rodzimych rockowców nie wyobraża sobie tego gatunku bez legendarnego przeboju.

Brat Grzegorza Markowskiego jest biskupem

Rafał Markowski poszedł w zupełnie innym kierunku, niż jego brat. Całe swoje życie ofiarował Bogu. Przez wiele lat był rzecznikiem prasowym kardynała Kazimierza Nycza. Później został wybrany na nowego biskupa pomocniczego w warszawskiej archidiecezji.  Jest on także wykładowcą na warszawskim seminarium duchowym. Przez długie lata relacje pomiędzy braćmi nie należały do najcieplejszych. Rafał unikał wszelkich zestawień z jego bratem i odcinał się od jego rock'n'rollowych historii. Dzisiaj rodzeństwo ma dobre relacje i ich kontakt znacznie się poprawił. Spędzali już razem wakacje i często rozmawiają, poruszając przy tym także tematy związane z wiarą. Bracia doszli do wniosku, że rodzina jest najważniejsza i wypowiadają się o sobie wzajemnie w samych superlatywach.

Grzegorz Markowski śpiewał na weselach

Gdy Grzegorz Markowski miał 16 lat, zaczął śpiewać w zespole w rodzinnym Józefowie. Dzięki pomocy lokalnej straży pożarnej, która dysponowała wolną salką i dodatkowo kupiła niezbędny sprzęt, mieli miejsce na próby. W zamian musieli występować na lokalnych imprezach, zazwyczaj w małych miejscowościach - w szkołach (studniówki, bale maturalne), w kościele i na wiejskich weselach.

Tak zaczął zarabiać pierwsze pieniądze na muzyce. W repertuarze mieli głównie kompozycje "do tańca", ale czasami próbowali też bardziej rockowych utworów. Gdy na jednym z wesel zagrali utwór "Hey Joe" z repertuaru Jimiego Hendrixa, utwór ten nie spodobał się niektórym obecnym.

Swoje zainteresowanie rockiem próbował też prezentować w... kościele. Po mszy, gdy kościelny sprzątał, młody ministrant Grzegorz wspinał się do organów i pod okiem organisty grał, przy zgaszonych świecach, "A Whiter Shade Of Pale" z repertuaru angielskiej grupy Procol Harum.

Praca na budowie

Nie samą muzyką człowiek żyje. Szczególnie podczas początków kariery Grzegorz Markowski musiał imać się różnych zajęć, by mieć pieniądze na realizowanie swojej pasji. Markowski nigdy nie mógł narzekać na biedę, ponieważ jego ojciec prowadził firmę budowlaną, w której wokalista często pomagał. "Miałem 14 lat, byłem wyrośnięty i ojciec zagonił mnie na miesiąc do roboty na budowie. Szedłem jako pomocnik murarza do roboty od 6 rano, bo o 7 wchodził murarz i musiał mieć zrobioną tak zwaną zaprawę. Dzisiaj robotę odwala betoniarka, wtedy betoniarki nie było, więc musiałem ręcznie nawalić parę worków wapna, cementu, piasku i wody, przygotować mu cegły. Pękały paluchy, dupsko bolało, a się robiło" - wspominał w rozmowie z Onetem. 

Ta sama firma budowlana miała także swój udział w tworzeniu stacji warszawskiego metra. "Od jedynki do siódemki, bo wtedy te stacje nie miały jeszcze nazw. Jak widzisz tam różne brązy, szarości, glazurę, terakotę, to moje roboty wykończeniowe" - mówił z kolei w "Vivie".

Perfect zamiast Vox

W 1978 roku Grzegorz Markowski trafił do wokalnej grupy Victoria Singers, śpiewającej w warszawskich nocnych klubach - "Czarnym kocie" (hotel Victoria) i "Kamieniołomy" (hotel Europejski). Jak sam po latach wspominał, niektórzy goście klubu rzucały w zespół zielonym groszkiem, wyrażając swój niezadowolenie.

Dostał jednak ofertę solowego występu na międzynarodowym festiwalu w Castlebar, w Irlandii, i postanowił ją przyjąć. Zaśpiewał tam kompozycję "Little Things" i otrzymał nawet nagrodę. Jego następcą w Victoria Singers został Ryszard Rynkowski, a wkrótce grupa zmieniał nazwę na Vox.

Utwór "Little Things" ukazał się w 1978 roku na singlu wydanym przez wytwórnię Tonpress. Wpadł on pewnego dnia w ręce Zbigniewa Hołdysa. Akurat szukał wokalisty do swej grupy Perfect Super Show and Disco Band, która miała już zakontraktowane występy dla Polonii w USA. Pierwszym wyborem był... Ryszard Rynkowski, który jednak odmówił, gdyż nie chciał wyjeżdżać. W tej sytuacji Hołdys spotkał się z Grzegorzem Markowskim, który przyszedł na spotkanie w warszawskim klubie Stodoła elegancko ubrany. Jeszcze w trakcie rozmowy lider Perfectu zdecydował, że będzie to nowy wokalista grupy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Grzegorz Markowski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy