Amenra w krakowskim klubie Kwadrat: "Pomiędzy ciszą a wrzaskiem" [RELACJA]
26 kwietnia krakowski klub Kwadrat odwiedziła belgijska grupa Amenra. Po trzykrotnym rozminięciu się z zespołem przy różnych okazjach, w końcu udało mi się dotrzeć na ich występ i niezmiernie cieszę się, że do tego doszło.

Wydarzenie otworzył występ duetu Year Of The Cobra. Swoim Chelsea Wolfe'owym brzmieniem podszytym doom metalem bardzo ładnie, ale dość grzecznie rozpoczęli wieczór. Nie zabrakło kawałków takich jak "Full Sails", "Alone" czy "Into the Fray". Po nieco ponad 30 minutach grupa zeszła ze sceny. Występ choć krótki, dał poczucie kompletnego. Dla basistki Amy Tung Barrysmith nie był to jednak koniec wieczoru, ponieważ od 2025 roku oficjalnie jest także członkinią Amenra.
Katartyczny rytuał Amenra
Już od pierwszych dźwięków na scenie odczuć było można wręcz rytualną atmosferę. Amenra zaczęli z kopa grając "Salve Mater" z niedawno wydanej EP-ki "With Fang and Claw". Colin H. van Eeckhout zabrał publiczność w podróż pełną skrajnych emocji. Gdzieś pomiędzy ciszą, a wrzaskiem czuć było ogromne nakłady rozpaczy, a intensywnie używana wytwornica dymu i białe światła tworzyły intymny i mroczny klimat.
Mistyczności dodawał także fakt, że wokalista większość czasu spędził zwrócony tyłem do publiczności, okazyjnie klękając, pląsając się w agonii i odwracając przy cięższych partiach, zupełnie, jakby stawał twarzą w twarz z rozpaczą.
Największe wrażenie zrobił na mnie "A Solitary Reign", gdzie ściana dźwięku, która wręcz eksplodowała z pełnych wrażliwości wokali i delikatnych gitar wbiła mnie w ziemię. Amenra zaprezentowali bardzo przekrojową setlistę. Usłyszeć mogliśmy zarówno nowe "Heden", jak i nieco starsze ".Am Kreuz.", ".Silver Needle. Golden Nail." czy "Ter. Ziele.".

No i co najważniejsze, Colin nie skłamał. W mojej niedawnej rozmowie z wokalistą Amenra, przyznał on, że występy na żywo traktują jako poważne doznanie i nie uświadczymy ich śmiejących się na scenie. Jak powiedział, tak było. Grupa dostarczyła nie tylko wyjątkowych doznań, zabierając słuchacza gdzieś poza ramy zwykłego koncertu, ale także zapewniła coś na miarę katartycznego doświadczenia, które będę jeszcze przez długi czas wspominał.