Reklama

Grunge'owa gwiazda pokazała akustyczną finezję. 30 lat od nagrania MTV Unplugged przez Nirvanę

Przez dwa dni prób, poprzedzających nagranie występu Nirvany w ramach serii "MTV Unplugged", producentem - Alexem Coletti - targały dwa sprzeczne uczucia. Z jednej strony radość, że w końcu udało się ściągnąć do programu najpopularniejszy zespół na świecie. Z drugiej przerażenie wynikające z kilku rzeczy. Nirvana nie chciała grać swoich największych przebojów, zaprosiła nieznany nikomu zespół Meat Puppets, a wiecznie niezadowolony Cobain cały czas groził zerwaniem występu. Jednak kiedy 18 listopada 1993 roku w studiu Sony Music w Nowym Jorku wybrzmiały ostatnie akordy "Where Did You Sleep Last Night" Coletti i wszyscy zebrani widzowie wiedzieli, że brali udział w czymś magicznym.

Przez dwa dni prób, poprzedzających nagranie występu Nirvany w ramach serii "MTV Unplugged", producentem - Alexem Coletti - targały dwa sprzeczne uczucia. Z jednej strony radość, że w końcu udało się ściągnąć do programu najpopularniejszy zespół na świecie. Z drugiej przerażenie wynikające z kilku rzeczy. Nirvana nie chciała grać swoich największych przebojów, zaprosiła nieznany nikomu zespół Meat Puppets, a wiecznie niezadowolony Cobain cały czas groził zerwaniem występu. Jednak kiedy 18 listopada 1993 roku w studiu Sony Music w Nowym Jorku wybrzmiały ostatnie akordy "Where Did You Sleep Last Night" Coletti i wszyscy zebrani widzowie wiedzieli, że brali udział w czymś magicznym.
Kurt Cobain podczas koncertu "MTV Unplugged" /Frank Micelotta /Getty Images

Początkowo gwiazdy grunge'u z Seattle wahały się, czy w ogóle powinny przyjąć zaproszenie do programu. Muzycy czuli, że format po prostu nie jest dla nich. "Widzieliśmy inne występy Unplugged i wiele z nich nam się nie podobało. Większość zespołów dziwnie traktowała te występy. Grali swoje hity tak, jakby to był koncert w Madison Square Garden, z użyciem gitar akustycznych" - wspominał później w magazynie "Rolling Stone" Dave Grohl"MTV Unplugged" była popularną serią, która pojawiała się na antenie słynnej, muzycznej stacji od 1989 roku. Przewinęła się przez nią cała masa doskonałych artystów: Aerosmith, Elton John, Sinéad O'Connor czy Paul McCartney, którego występ stał się kołem napędowym popularności programu. Wszyscy wiedzieli, że pojawienie się Nirvany, mogłoby stać się kolejnym, klasycznym momentem w historii serii, stąd usilnie pracowano nad pozyskaniem zgody od zespołu.

Reklama

Kiedy menedżerowie grupy przysłali do MTV odpowiedź twierdzącą, radość w stacji była ogromna. "Jedyne, co wydawało mi się trudne w realizacji, to jak zabrzmią wszystkie przeboje z 'Nevermind' w akustycznych wersjach" - wspominał jeden z producentów programu Scott Litt. Jakie było zdziwienie ekipy producenckiej, kiedy okazało się, że na nadesłanej liście piosenek, jakie miały być wykonane przez Nirvanę, były tylko cztery utwory z kultowej płyty i poza "Come as You Are", niekoniecznie najbardziej przebojowe. Dodatkowo grupa zażądała udziału zespołu Meat Puppets, który towarzyszył im na trasie koncertowej, a Kurt Cobain miał własny pomysł na scenografię, która okazała się wbrew pozorom bardzo kosztowna. 

Alex Coletti spotkał się z zespołem po ich koncercie w Springfield. Chciał podtrzymać zainteresowanie Nirvany występem. Pokazał pierwsze szkice sceny i na dowód zaangażowania w sprawę przekazał Kristowi Novoselicowi z trudem zdobytą akustyczną gitarę basową, aby ten mógł poćwiczyć na niej przed występem. Cobain oglądał rysunki z zainteresowaniem i wtedy stwierdził, że chciałby mieć na scenie dużo kwiatów, a dokładnie lilie orientalne i całą masę świec. Na pytanie Colettiego, czy całość ma wyglądać jak pogrzeb, wokalista odpowiedział "O tak! Dokładnie". Dziś z perspektywy wydarzeń, które rozegrały się później, wiele osób uważa, że występ i scenografia były zapowiedzią samobójczej śmierci muzyka. Jednak w tamtym czasie nic na to nie wskazywało. Cobain był w trakcie procesu tworzenia niezwykle zaangażowany i kreatywny. W ten sposób chciał zaakcentować swoje artystyczne spojrzenie, które dopełniałoby pomysł na muzyczną stronę koncertu.

Jego wizja sprawiła sporo problemów Tomowi McPhillipsowi, scenografowi, który nagle miał znaleźć całą masę lilii. Problem w tym, że wymarzone kwiaty Cobaina nie dość, że były o tej porze roku bardzo drogie, to jednocześnie trudne do dostania w takiej liczbie. Wtedy to McPhillips wpadł na pomysł, który pozwolił uratować budżet programu. Jego kolega z rodzinnej Pensylwanii był producentem sztucznych kwiatów, które wykonywał z materiału i które do złudzenia wyglądały jak żywe. Scenograf zamówił sporą partię i wymieszał je z prawdziwymi liliami na scenie. Oczywiście w pobliżu Kurta stały tylko świeże kwiaty, nieco dalej wymieszane egzemplarze. McPhillips wspominał, że przez cały występ modlił się, aby wokalista Nirvany nie odkrył małego oszustwa.

To niejedyne, niewielkie zakłamanie na scenie. Wprawdzie Cobain cały czas walczył o czystość akustycznego dźwięku podczas koncertu, to jednak nie przeszkodziło mu to w tym, żeby podłączyć swoją gitarę do efektów, które były schowane za odsłuchem scenicznym. Muzyk doskonale wiedział, że pewne elementy brzmienia poszczególnych piosenek będą niemożliwe do uzyskania bez tego zabiegu. Obawiał się też tego, jak zachowa się na scenie Dave Grohl. Czy swoją żywiołową, pełną pasji grą nie zburzy intymności wydarzenia, które planował w swojej głowie. Dzień przed występem rozważał wykluczenie perkusisty z udziału w programie. Sam też zamierzał siebie usunąć, informując ekipę producencką na kilka godzin przed realizacją "MTV Unplugged", że nie wystąpi. Było to efektem ogromnego stresu, jaki wypełniał Cobaina podczas prób. Miał problemy żołądkowe i co chwila przerywał sesję. Kiedy okazywało się, że wszystko idzie dobrze, na jego twarzy pojawiał się na chwilę uśmiech, aby ustąpić pola kolejnym wątpliwościom i rezygnacji. Dwa dni przed realizacją programu były dla wszystkich wielkim, emocjonalnym rollercoasterem. 

Kiedy dziś oglądamy występ Nirvany, nic z tych problemów nie jest widoczne na ekranie. Cobain wydaje się zrelaksowany, rzuca anegdotkami między kolejnymi utworami. Wszyscy muzycy wydają się po prostu dobrze bawić, tworząc niezapomniane, muzyczne przedstawienie. Podobno doskonały nastrój był zasługą Pata Smeara, który potrafił jak nikt inny rozbawić Kurta. "Od momentu jak Pat dołączył do zespołu, wszystko się zmieniło. Znów przeszliśmy od bycia nadąsanymi, smutnymi punkami w kierunki dziecięcej radości tworzenia. To zmieniło nasz świat. Pat jest najsłodszą osobą na świecie. Bardzo zbliżył się do Kurta i miał na niego doskonały wpływ" - wspominał Dave Grohl.

18 listopada wieczorem, pomimo napiętej wcześniej atmosfery, wszystko zagrało perfekcyjnie. Ubrany w moherowy sweter, który został ostatnio sprzedany na aukcji za 137 tysięcy dolarów, Cobain pewnie prowadził swój zespół przez kolejne kompozycje. Grohl dopasował energię sceniczną i grał na swoim instrumencie subtelnie niczym perkusyjny labrador. Kris z wrodzonym dystansem sprawiał wrażenie najlepiej bawiącego się muzyką basisty na świecie, Smear w samych skarpetkach rozdawał dookoła uśmiechy, a wiolonczelistka Lori Goldston wspaniale ozdabiała swoją grą cały koncert.

Cobain po wszystkim nie był zadowolony, obawiał się, że występ nie podobał się publiczności. Uspokoił się dopiero po zapewnieniu producentów, że wszystko było doskonałe, a widzowie bawili się świetnie. W studiu zapanował niesamowity nastrój, który sprawił, że zaproszeni goście zatopili się w magicznym i intymnym świecie, jaki zaproponował tego dnia Kurt i jego zespół. Nawet pozornie nieznane piosenki The Vaselines, Meat Puppets czy folkowy standard "Where Did You Sleep Last Night", którego pierwotnym wykonawcą był Lead Belly, oczarowały obserwatorów. 

Cobain przetworzył wszystkie kompozycje dzięki swojemu talentowi i sprawił, że zaczęły żyć nową mocą. Dał również szansę odkrycia twórczości Davida Bowiego młodym fanom, dzięki interpretacji jego piosenki "The Man Who Sold the World". Na początku lat 90. gwiazda muzyka nieco zbladła w Ameryce, a pojawienie się jego utworu w wydarzeniu podsyciło ponownie zainteresowanie jego twórczością. Po wydaniu albumu "MTV Unplugged in New York" dochodziło do nieco komicznych sytuacji, kiedy młodzi fani Nirvany dziękowali Davidowi Bowie, że wykonuje jeden z przebojów ich ukochanego zespołu. "Początkowo było to zabawne, ale w końcu zaczęło mnie to odrobinę irytować. Swoją drogą byłem pozytywnie zaskoczony tym, że Kurt Cobain interesował się moją twórczością" - stwierdził muzyk, dodając, jak bardzo żałował, że nigdy nie miał okazji zapytać Cobaina o to, dlaczego wybrał właśnie tę piosenkę. 

Koncert został wyemitowany w grudniu 1993 roku i stał się jednym z najlepiej oglądanych programów stacji. Po tragicznej samobójczej śmierci lidera Nirvany był powtarzany wielokrotnie w związku z napływającymi do MTV prośbami widzów. Fani tworzyli swoje własne, pirackie wersje zgrywane bezpośrednio z telewizora. Niedostępne w wersji płytowej "MTV Unplugged in New York" szybko osiągnęło kultowy status, żyjąc w nielegalnym obiegu. Dopiero w listopadzie 1994 roku wytwórnia DGC zdecydowała się wydać zapis koncertu. Płyta zadebiutowała na pierwszym miejscu amerykańskiej listy Billboard, a także w Australii, Kanadzie, Wielkiej Brytanii i większości krajów europejskich. Stała się najszybciej sprzedającym się albumem w dyskografii grupy.

Chociaż po wydaniu albumu niektórzy sugerowali, że "MTV Unplugged in New York" było niczym innym tylko listem samobójczym Kurta Cobaina, wspominany już Alex Coletti upierał się, że absolutnie tak nie było. "To nie był tylko Kurt. To był zespół u szczytu kariery, wykonujący świetną robotę i cieszący się tym, co robi. To nie był list pożegnalny, w jakimkolwiek kształcie i formie. Dla fanów po latach może jest to pewnego rodzaju pogrzeb ukochanej formacji, ale w tamtym czasie Cobain był z występu naprawdę zadowolony. Po wszystkim przyszedł do naszego pokoju kontrolnego, żeby obejrzeć z nami część materiału. Uśmiechał się, wziął kilka piw i poszedł do reszty zespołu świętować. To było naprawdę urocze".

 

 

 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nirvana
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy