Reklama

Gorillaz w Warszawie: O tym, jak Polka zaskoczyła Damona Albarna

Potrzeba było kilkunastu lat działalności i pięciu płyt, by najsłynniejszy animowany zespół dotarł ze swoją muzyką nad Wisłę. Środowy (14 czerwca), pierwszy koncert Gorillaz w Polsce był półtoragodzinnym spektaklem, który pokazał, że nawet nie najlepsza płyta, może wybrzmieć znakomicie.

Potrzeba było kilkunastu lat działalności i pięciu płyt, by najsłynniejszy animowany zespół dotarł ze swoją muzyką nad Wisłę. Środowy (14 czerwca), pierwszy koncert Gorillaz w Polsce był półtoragodzinnym spektaklem, który pokazał, że nawet nie najlepsza płyta, może wybrzmieć znakomicie.
Gorillaz, czyli napopularniejszy animowany zespół /

Kiedy Damon AlbarnJamie Hewlett w 1998 roku powołali do życia swoją rysunkową grupę Gorillaz, pewnie przez myśl nie przeszło im, że niemal dwie dekady później ich animowany zespół wciąż będzie działał. A dziś ich wspólne dziecko jest już pełnoletnie, znane i lubiane. 

Pierwsza część koncertowej promocji najnowszej, wydanej po siedmiu latach przerwy, płyty Gorillaz "Humanz" obejmuje zorganizowaną we współpracy z T-mobile Electronic Beats europejską minitrasę, której dwa przystanki wyznaczono w Polsce (14 czerwca w Warszawie i 18 czerwca w Katowicach).

Reklama

Piąty album brytyjskiego zespołu zgromadził imponującą liczbę gości, a równie tłoczno zrobiło się na deskach stołecznego Nowego Teatru. Albarn przyjechał do nas z zastępem wokalistów, dzięki którym koncert, mimo iż sam w sobie wyjątkowy - bo przecież pierwszy w Polsce - dodatkowo na tej wyjątkowości zyskał.

Do Albarna na scenie dołączył m.in. Peven Everett, który najpierw zaśpiewał w utworze "Strobelite", następnie dał krótki pokaz umiejętności gry na trąbce, a później powrócił jeszcze w części bisowej podczas piosenki "Stylo" z płyty "Plastic Beach".

Na dobre rozskakać się publiczność pomogli w trakcie kawałka "Momentz" raperzy z De La Soul (panie Albarn, dlaczego zabrakło "Feel Good Inc.", skoro miał pan ich pod mikrofonem?), a Jehnny Beth zamiast wyczekiwać na swoją kolej w garderobie, wolała z uśmiechem na ustach bujać się w rytm muzyki przy scenie i z boku podziwiać imponujące wizualizacje.

A nad pełną intensywnych kolorów wizualną częścią koncertu czuwał (a jakże!) Jamie Hewlett, którego dzieła wzmacniały muzyczne doznania i nie dawały zapomnieć o naszych czterech animowanych bohaterach.

Setlista, którą usłyszeliśmy w środowy wieczór niemal wiernie odwzorowała kolejność utworów z płyty. Oczywiście nie wszyscy, których słyszymy na "Humanz", mogli pojawić się na scenie obok Albarna, ale za to mogliśmy podziwiać ich na usytuowanych z tyłu sceny dużych ekranach plazmowych. Poza materiałem z nowego albumu, mieliśmy okazję usłyszeć najnowszy kawałek "Sleepeing Powder", który powstał w trakcie sesji nagraniowej "Humanz", ale ostatecznie nie trafił na płytę, wspomniane "Stylo", "Kids With Guns" oraz jeden z największych przebojów zespołu, ale o tym trochę później...

"No to jesteśmy. Pierwszy raz w Polsce. Po raz pierwszy w Warszawie" - mówił ze sceny Albarn. W werbalnym kontakcie wokalista był raczej oszczędny - po kolejnych utworach najczęściej rzucał krótkie "dziękuję" - za to pozawerbalnie rozpierała go energia. W trakcie występu Brytyjczyk zużył kilka butelek wody na oblewanie zarówno publiczności, jak i grających z nim muzyków.

Ostatnim utworem oficjalnej części koncertu była piosenka "We Got The Power", podczas której do zespołu dołączyła wspomniana Jehnny Beth z żeńskiej grupy Savages. Jej obecność nie była jednak jedynym kobiecym akcentem tego wieczoru. W skład zespołu wchodzi bowiem pięć chórzystek, z których jedna zachwyciła znakomitym głosem jako solistka w kawałku "Out of Body".

Jak się okazało, na scenie pojawiła się jeszcze jedna wokalistka, której obecności chyba nikt nie przewidział, nawet Damon Albarn. Już w trakcie bisów muzyk, zwracając się do uczestników koncertu, stwierdził, że w naszym kraju nie ma raperów. Publiczność była jednak innego zdania. "O, naprawdę? To kto jest u was raperem? Ty? Ty jesteś raperką? No to chodź, zarapujesz z nami!" - powiedział Albarn do jednej z uczestniczek i chwilę później na scenie pojawiła się najprawdopodobniej nie mogąca uwierzyć w to, co się dzieje, Inga, a muzycy zaczęli grać dobrze wszystkim znany przebój "Clint Eastwood".

Zagubienie dziewczyny było tylko pozorne i chwilowe, ponieważ we właściwym momencie Inga zaskoczyła wszystkich i bez zająknięcia zarapowała słowa utworu, budząc podziw i publiczności, i jej, zdaje się największego, idola.

W jednym z wywiadów promujących najnowszy materiał Gorillaz Damon Albarn mówił, że w tym wszystkim "nie chodzi o to, by cokolwiek udowodnić". Koncertem w Warszawie on i jego kompani udowodnili jednak, że warto było czekać na nich tak długo, a ich płyta, mimo iż nie najlepsza w karierze, na żywo wybrzmiewa znakomicie. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gorillaz | Damon Albarn
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy